-Wiedz, że jak byś mnie usunął z zapisu świata, zabiłbyś wiele istnień!
Basior na chwilę zatrzymał się, jednak po chwili znów
poszedł. Ja się odwróciłam, i poszłam szukać białej wadery. Nie było to
łatwe, nie wiem jak ona tak szybko się przemieszczała. Jak by
zatrzymanie czasu na nią nie zadziałało. To nie możliwe. Ale później o
tym pomyśle. Teraz jest najważniejsze znalezienie jej. Dzień się kończył
i czas też. Nagle złapałam trop, prowadził on na ścieżkę, którą szedł
Akfinaich. Zdenerwowałam się na myśl, tego że się spotkamy. Poszłam na
tą ścieżkę, jednak nie zauważyłam basiora. Odetchnęłam z ulgą i poszłam
za zapachem. Gdy wyszłam zza zakrętu, zobaczyłam białą waderę, ze
znakiem na tylnej łapie. Nie widziała mnie. Podbiegłam bliżej i
powiedziałam:
-Znalazłam Cię.
Diathesis odwróciła się i warknęła:
-Czego chcesz?
-Wiem że udajesz. Znam Cię jak nikt inny.
-Mam rozumieć, że podajesz się za moją matkę?
-Ja się za nią nie podaję, ja nią jestem.
-To powiedz mi, co zrobiłaś, od razu po moim urodzeniu?- mówiła coraz bardziej nie pewnym głosem.
-Zabrano mi Ciebie i trafiłaś do wojska.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem i szepnęła:
-Mamo...- skoczyła i mnie przytuliła.
-Dia...
Puściła mnie szybko i zapytała:
-Czemu zostawiłaś mnie?
-Zabrano mi Ciebie, chciałam walczyć, ale oni byli silniejsi.
Grozili mi, że jak nie oddam Cię, to zabiją Ciebie- córka uwierzyła
najwyraźniej w moje kłamstwa.
Uśmiechnęła się, a ja powiedziałam:
-Musisz coś wiedzieć.
-Co?
-Jesteś potomkinią i wybranką.
-Jak to?
-Twoim zadaniem jest uratować Valyrię. Wraz z grupką przyjaciół masz tam się dostać i pokonać nadchodzące zło.
-Czemu akurat ja?
-Tego się dowiesz.
-Mamo... A z kim mam tam się dostać? Nikogo nie znam... No
oprócz pewnego basiora, ale odszedł z watahy...- z jej oczu poleciały
łzy, sama nie rozumiałam jak taka wrażliwa osóbka może uratować ten
świat.
-Na pewno kogoś poznasz...
Nagle z krzaków wyszedł Akfinaich. Dia patrzyła na niego ze zdziwieniem, a ja wściekła warknęłam:
-Co Ty tutaj robisz?!
-Usłyszałem was, chciałem zobaczyć Diathesis.
-S-skąd mnie znasz?!- wystawiła lekko pazury
-Survival mi o Tobie opowiadała.- usiadł i spojrzał na białą wilczycę
-Jak masz na imię?- schowała pazury i też usiadła, dalej mówiąc nie pewnym głosem.
-Akfi...
-Dosyć! Nie będziesz zawracał głowę mojej córki.- skoczyłam na basiora wściekła, a Akfinaich zapytał:
-Bo co mi zrobisz?
-Nie mam zamiaru gadać z kimś, kto nie zdołał uratować swojej rodziny- uśmiechnęłam się i zaśmiałam.
Wilk zepchnął mnie i przygniótł. Splunęłam na niego, a on wystawił pazury i wbił w brzuch. Wrzasnęłam z bólu, a on syknął:
-Miałaś nie wspominać o mojej rodzinie!
-Nie rób jej nic!- Dia podbiegła i przerażona patrzyła niego-
To moja matka...Nie odbieraj mi jej...- zalała się łzami, a czarny
basior nie pewnie patrzył raz na mnie a raz na Diathesis. Jako że nie
zszedł ze mnie, skoczyła na niego i z wielką siłą odepchnęła:
-Mam tego dosyć! Wy wszystko mi odbieracie! Wystarczy mi to, że każdy się mnie boi.- uciekła. Zaśmiałam się i powiedziałam:
-Wreszcie zrobiłaś to o co Cię prosiłam.
-Nic takiego nie zrobiłem.
-Zrobiłeś. Teraz będzie Cię unikać i mi nie przeszkodzisz.
Nie dając mu nic powiedzieć, poszłam w stronę swojej jaskini. Mogę kontynuować swój plan.
<Akfinaich?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz