piątek, 13 lipca 2018

Od Lileith cd. Akfinaicha

Obudził mnie świergot ptaków. Z uśmiechem powitałam ten słoneczny poranek. Już dawno nie czułam się tak lekko i rześko. Rozmowa z Akfinaichem jednak coś dała. Cieszę się, że go poznałam.
Było bardzo wcześnie, więc postanowiłam jeszcze trochę pospać.

Było ok. 10 gdy się obudziłam. Nie miałam co robić, więc poszłam nad wodospad.
Leżałam przy brzegu rzeki i przyglądałam się przepływającej wodzie. Nagle naszła mnie ochota na jakąś książkę.
- Ciekawe czy jest tu biblioteka - mruknęłam.
Jedynym wyjściem, by się tego dowiedzieć było pójście do Aimer. Na szczęście wiedziałam gdzie jest jej jaskinia i na jeszcze większe szczęście alfa akurat była w domu. Porozmawiałam z nią chwilę. Spokojnie i dokładnie wytłumaczyła mi jak dojść do biblioteki.
Na odchodne wadera rzekła:
- Czasem kurczowe trzymanie się czegoś lub kogoś, robi nam większą krzywdę niż odpuszczenie sobie - uśmiechnęła się i znikła w jaskini.
Nie zrozumiałam o co chodzi, ani do czego ma się to odnosić.
Całą drogę analizowałam słowa Aimer. W końcu wpadłam czego mogłyby dotyczyć, ale nadal nie wiedziałam dlaczego to powiedziała.

Stanęłam przed ogromnymi drzwiami. Pchnęłam je i weszłam do środka. Moim oczom ukazały się wysokie regały, wypełnione książkami. Trochę mi to zajęło, ale znalazłam w końcu książkę z ciekawym tytułem - "Dzień, w którym umarłam". Nie zwlekając rozpoczęłam lekturę.
Pod wieczór miałam 3/4 książki za sobą. Była naprawdę interesująca. Poczułam dość spore zmęczenie.
"Jutro ją dokończę" - pomyślałam.
Odłożyłam książkę na miejsce i wyszłam na zewnątrz. Chciałam spotkać w drodze powrotnej Akfinaicha. Niestety nigdzie go nie dojrzałam. Miałam złe przeczucia.
"Może powinnam go odwiedzić i upewnić się, że wszystko w porządku"
Problemem było to, że nie wiedziałam gdzie jest jego jaskinia. Mimo tego ruszyłam przed siebie.

Udało mi się natrafić na basiora, który wiedział, gdzie mieszka Akfinaich. Dotarłam na miejsce i przed samym wejściem zawahałam się, ale szybko odrzuciłam tą myśl i zajrzałam do środka. Powietrze wewnątrz jaskini było dziwnie zimne, wręcz lodowate.
- Akfinaich? - zaczęłam - To ja Lileith.
Żadnej odpowiedzi. Rozejrzałam się i ujrzałam basiora leżącego na stosie skór. Podbiegłam do niego i ostrożnie położyłam łapę na jego ramieniu. Dzięki telepatii poczułam, że funkcje życiowe powoli zanikają.
- Akfinaich! - krzyknęłam - boże Akfinaich!
Nie wiedziałam co robić. Wyleciałam z jaskini jak poparzona. Pędziłam przed siebie, rozglądając się na boki. Nagle wpadłam na jakąś waderę. Obydwie upadłyśmy na ziemię. Kiedy się otrząsnęłam ona już stała nade mną.
- Nic ci nie jest? - spytała łagodnie.
Momentalnie podniosłam się.
- Medyka. Szybko.
- Spokojnie, ja nim jestem. Co się stało? - próbowała załagodzić sytuację.
- Chodź ze mną, proszę - nalegałam - Akfinaich... On umiera.
- Jak to umiera?! - odpowiedziała prawie krzycząc.
- Chodźmy już proszę
Miałam łzy w oczach. Był pierwszym wilkiem, z którym szczerze porozmawiałam, a teraz istnieje duża szansa, że go stracę.
Wpadłyśmy do jego jaskini. Wadera podeszła do Akfinaicha i przyjrzała mu się.
- Mogłabyś na razie wyjść? Zawołam cię, gdy będzie po wszystkim
Bez słowa spełniłam prośbę wadery. Nerwowo chodziłam od jednego do drugiego boku wejścia. W końcu mogłam wejść do środka.


< Akfinaich? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz