Było bardzo wcześnie, więc postanowiłam jeszcze trochę pospać.
Było ok. 10 gdy się obudziłam. Nie miałam co robić, więc poszłam nad wodospad.
Leżałam przy brzegu rzeki i przyglądałam się przepływającej wodzie. Nagle naszła mnie ochota na jakąś książkę.
- Ciekawe czy jest tu biblioteka - mruknęłam.
Jedynym wyjściem, by się tego dowiedzieć było pójście do Aimer. Na szczęście wiedziałam gdzie jest jej jaskinia i na jeszcze większe szczęście alfa akurat była w domu. Porozmawiałam z nią chwilę. Spokojnie i dokładnie wytłumaczyła mi jak dojść do biblioteki.
Na odchodne wadera rzekła:
- Czasem kurczowe trzymanie się czegoś lub kogoś, robi nam większą krzywdę niż odpuszczenie sobie - uśmiechnęła się i znikła w jaskini.
Nie zrozumiałam o co chodzi, ani do czego ma się to odnosić.
Całą drogę analizowałam słowa Aimer. W końcu wpadłam czego mogłyby dotyczyć, ale nadal nie wiedziałam dlaczego to powiedziała.
Stanęłam przed ogromnymi drzwiami. Pchnęłam je i weszłam do środka. Moim oczom ukazały się wysokie regały, wypełnione książkami. Trochę mi to zajęło, ale znalazłam w końcu książkę z ciekawym tytułem - "Dzień, w którym umarłam". Nie zwlekając rozpoczęłam lekturę.
Pod wieczór miałam 3/4 książki za sobą. Była naprawdę interesująca. Poczułam dość spore zmęczenie.
"Jutro ją dokończę" - pomyślałam.
Odłożyłam książkę na miejsce i wyszłam na zewnątrz. Chciałam spotkać w drodze powrotnej Akfinaicha. Niestety nigdzie go nie dojrzałam. Miałam złe przeczucia.
"Może powinnam go odwiedzić i upewnić się, że wszystko w porządku"
Problemem było to, że nie wiedziałam gdzie jest jego jaskinia. Mimo tego ruszyłam przed siebie.
Udało mi się natrafić na basiora, który wiedział, gdzie mieszka Akfinaich. Dotarłam na miejsce i przed samym wejściem zawahałam się, ale szybko odrzuciłam tą myśl i zajrzałam do środka. Powietrze wewnątrz jaskini było dziwnie zimne, wręcz lodowate.
- Akfinaich? - zaczęłam - To ja Lileith.
Żadnej odpowiedzi. Rozejrzałam się i ujrzałam basiora leżącego na stosie skór. Podbiegłam do niego i ostrożnie położyłam łapę na jego ramieniu. Dzięki telepatii poczułam, że funkcje życiowe powoli zanikają.
- Akfinaich! - krzyknęłam - boże Akfinaich!
Nie wiedziałam co robić. Wyleciałam z jaskini jak poparzona. Pędziłam przed siebie, rozglądając się na boki. Nagle wpadłam na jakąś waderę. Obydwie upadłyśmy na ziemię. Kiedy się otrząsnęłam ona już stała nade mną.
- Nic ci nie jest? - spytała łagodnie.
Momentalnie podniosłam się.
- Medyka. Szybko.
- Spokojnie, ja nim jestem. Co się stało? - próbowała załagodzić sytuację.
- Chodź ze mną, proszę - nalegałam - Akfinaich... On umiera.
- Jak to umiera?! - odpowiedziała prawie krzycząc.
- Chodźmy już proszę
Miałam łzy w oczach. Był pierwszym wilkiem, z którym szczerze porozmawiałam, a teraz istnieje duża szansa, że go stracę.
Wpadłyśmy do jego jaskini. Wadera podeszła do Akfinaicha i przyjrzała mu się.
- Mogłabyś na razie wyjść? Zawołam cię, gdy będzie po wszystkim
Bez słowa spełniłam prośbę wadery. Nerwowo chodziłam od jednego do drugiego boku wejścia. W końcu mogłam wejść do środka.
< Akfinaich? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz