czwartek, 12 lipca 2018

Od Akfinaicha cd. Lileith

 Na różowych oczach pojawiła się "szklana powłoka". Jednak nie roztopiła się i nie spływała w dół. Nie miałem słów. Po prostu ...
- Lileith... - Niespodziewanie położyłem łapę na jej ramieniu, następnie drugim, przytuliłem ją. Ta otworzyła szeroko oczy. Mieszanka zdziwienia, zaskoczenia i ... Możliwego rozluźnienia przejęła jej ciało. Wyczułem to.
- Akfinaich... - Wymiana imionami nie zmieniła nic. Spoczywaliśmy przez chwilę w tej pozycji. Usłyszeć można było tylko grzmoty. Od czasu do czasu białe światło przeleciało przez jaskinię. Usłyszałem cichy płacz. Moje futro powoli nasiąkało łzami.


 Burza ustała. Było już jednak ciemno. Żegnałem się z Lileith. Wokół Nas nie wiedzieć czemu, latały świetliki. Wyglądało to wręcz bajkowo.
- Do zobaczenia. - Posłałem waderze uśmiech.
- Dobranoc. - Ona go odwzajemniła.


 Kroczyłem ścieżką w stronę mojego domu. Lekki szum wiatru targał mą sierścią na prawo i lewo. Było to naprawdę przyjemne. Po paru minutach doszedłem już do mojej "siedziby". Hah, śmiesznie to ująłem. Posprzątałem co nieco, ponieważ nie ukrywając, był tu istny sajgon. Następnie udałem się na stos białych skór. Chwyciłem łapą książkę, znajdującą się na regale obok i zacząłem czytać. Powieki jednak zaczęły robić się ciężkie. Odłożyłem więc czytany przedmiot i mój pysk umiejscowiłem w wygodnym miejscu. Szybko oddałem się snu.


 Gdy otworzyłem oczy szybko nabrałem powietrza w płuca. Zacząłem energicznie oddychać, było to jednak trudne. W mojej jaskini znajdywał się zielony gaz. Nigdy nie miałem z takim do czynienia, ale wiedziałem jakim rodzajem był owy. Niebezpieczny. Próbowałem zorientować się co tak naprawdę się tutaj dzieje. Spojrzałem załzawionymi oczami w stronę wyjścia. Stała przed nim jakaś postać. Nie widoczna dla mnie. Napływające z powodu ostrego pieczenia oczu, łzy uniemożliwiały mi to. Próbowałem wstać. Wyprzedził mnie fakt, iż się dusiłem. Dorwał mnie uporczywy kaszel. Mimo to, nie był to najgorszy moment. Mój pysk skierowany był ku ziemi, aż kontem oka zauważyłem... Postać trzymała zapaloną zapałkę. Rzuciła nią w moją stronę. Wokół mnie rozprzestrzenił się ogień. Ale nie normalny - niebieski. Moje ciało zesztywniało. Zaczęło zamarzać. Do moich płuc wdarł się praktycznie lód. Trząsłem się z zimna. Łapy zaczęły mi odmarzać. Gdy ostatni raz spojrzałem w stronę drzwi, postaci już nie było. Po tym zamknąłem oczy... Na dłuższy czas.

< Lileith?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz