Dopiero po chwili zaczęło docierać, że mnie nie znaleźli. Przy jego pomocy zniknął mój koszmar. Chociaż na chwilę. Przez te myśli przerwało się mocne uczucie bólu. Spojrzałam na moją tylną łapę. Prawą. Gdy turlałam się w dół musiałam zahaczyć o coś ostrego. Z kończyny ciekła uporczywie krew.
- Mógłbym opatrzeć twoją ranę? - Spytał niespodziewanie. Po chwili namysłu pokiwałam łbem twierdząco. Bałam się, ale on nic mi nie zrobił. On mi tylko pomógł. A ból był mocny. Możliwe iż sobie coś naderwałam. Basior podszedł do mnie powoli. W pysku trzymał różnorodne rośliny. Nie wiem skąd je miał, ale wyglądały kojąco. Jedna z nich fioletowa roślina, była kształtu lilii wodnej. Zaokrąglone krawędzie były wilgotne.
Po na oko połowie godziny, czułam się lepiej. Rozcięcie również przestała boleć i krwawić.
- Musisz poleżeć. Naderwałaś sobie mięsień. Znam się na zielarstwie, ale medykiem nie jestem. - Uśmiechnął się w moją stronę.
- Dziękuję. - Powiedziałam oschłym oraz zepsutym głosem. Jest to skutek zakazu mowy przez pięć lat. Popatrzył na mnie z lekkim zdziwieniem. Widocznie chciał się odezwać, ale przycisnął język.
- To nie problem. Jeżeli chcesz możesz tu zanocować. Ja Cię nie zmuszam. Jak już mówiłem przed tobą jest wyjście i w każdej chwili możesz z niego skorzystać. - Ruchem głowy dałam znak iż rozumiem. Ostro zaznaczał fakt wyjścia.
Cisza spowiła jaskinię. Wcześniej też za głośno nie było, ale teraz jest jeszcze gorzej. Położyłam głowę na podłożu. Ciało chciało zasnąć, jednak instynkt kazał być gotowym na wszystko. Wilk siedział przy małej skale, która bodajże służyła jako stół. Coś robił, jednak pozycja leżąca ograniczyła mi widoczność.
W końcu siła wyższa wygrała. Powieki zrobiły się tak ciężkie, że runęły w dół. Ja sama jeszcze nasłuchiwałam co dzieje się wokół mnie. Mimo to po czasie zasnęłam.
Bałam się, że mnie znajdą. Ale teraz chyba nie byłam sama.
< Eredin? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz