"Muszę odnaleźć alfę tej watahy. To moja szansa na rozpoczęcie wszystkiego od nowa" - pomyślałam.
Pytanie tylko jak to zrobić... Postanowiłam pójść tropem napotkanego wilka, mam nadzieję że zaprowadzi mnie to do jakiegoś centrum czy czegoś w tym rodzaju.
Niewiele myśląc wzięłam głęboki wdech i ruszyłam prowadzona wonią.
W oddali ujrzałam skrzydlatą waderę. Ta również mnie spostrzegła i szybko podleciała do mnie.
- Kim jesteś? - spytała spokojnym tonem, lecz jej postawa zdradzała, że w każdej chwili gotowa jest zaatakować.
- Nazywam się Lileith. Wiem, że znajduję się na terenach jakiejś watahy. Szukam alfy, by dołączyć - odrzekłam wsparta nagłym przypływem odwagi.
Chęć rozpoczęcia nowego, mam nadzieję, normalnego życia była silniejsza niż lęk przed obcym wilkiem.
- Udało ci się trafić do celu podróży. Ja jestem alfą, Aimer - przedstawiła się z uśmiechem i już o wiele bardziej rozluźnioną postawą - Może chodźmy do mojej jaskini? Tam załatwimy formalności.
Kiwnęłam tylko głową na znak, że się zgadzam.
Po wyjściu z jaskini Aimer byłam pełnoprawnym członkiem Watahy Ciemnej Pełni. Zostało mi tylko znaleźć nowy dach nad głową.
Podążałam ścieżką przez tętniący życiem las. Zewsząd dochodził śpiew ptaków, a popołudniowe słońce przedzierało się między liśćmi drzew. Spotkałam po drodze parę wilków, lecz nie poczyniłam żadnych kroków, by się zapoznać. Po prostu zwieszałam głowę i szłam dalej czując na sobie ich wzrok.
Wreszcie dotarłam na polane wypełnioną lawendą i wrzosami. Po przeciwnej stronie znajdowało się wzgórze, a na jego zboczu rosło ogromne drzewo. Wytężyłam wzrok. Grube korzenie drzewa wystawały ze zbocza, a między nimi dojrzałam dziurę, być może wejście do jaskini. Szybko tam pobiegłam, by sprawdzić, czy moje przypuszczenia są prawdziwe. Nie myliłam się. Zajrzałam do środka. Wyglądała na opuszczoną.
- Od teraz jest moja - powiedziałam sama do siebie dumna z nowego odkrycia.
Od razu wzięłam się za porządki i urządzanie. Nim się spostrzegłam był już wieczór.
Jako, że znalazłam już swój kąt do spania nic nie stało na przeszkodzie by trochę poznać tereny WCP.
Znajdowałam się nad wodospadem. Słońce całkowicie zniknęło za horyzontem, a niebo z każdą chwilą ciemniało coraz bardziej. Mimo sporych gabarytów wodospadu szum wody był nie drażniący i ogłuszający, lecz spokojny i miły dla ucha. Rozejrzałam się i wtedy spostrzegłam Akfinaicha - basiora, którego spotkałam rano. Leżał pod jednym z drzew i patrzył w niebo. Zawahałam się, czy na pewno dobrym pomysłem jest podejście do niego? Przed oczami przeleciały obrazy z minionych lat. Zadrżałam na myśl o przeszłości. Jednakże rozsądek zwyciężył. "To już za tobą, musisz wrócić do normalnego życia" myślałam. Zdecydowałam podejść do basiora.
- Dziękuję, że mnie uratowałeś - zaczęłam cicho.
W jednej chwili wzrok basiora przeniósł się z granatowego nieba na mnie. Wyglądał na zdziwionego, tym że stoję tuż obok niego i próbuję nawiązać kontakt.
- Miałem pozwolić byś utonęła? - wystrzelił nagle.
Puściłam to mimo uszu, bo i tak było to pytanie retoryczne.
- Jestem Lileith. Wybacz jeśli moje poranne stwierdzenie cię uraziło. Nie powinnam tego mówić, to było głupie - powiedziałam równocześnie siadając obok basiora.
<Akfinaich ^^?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz