środa, 11 lipca 2018

Od Lileith "Przedsionek Piekła"

Biegłam przez mroczny las. Był środek nocy, między koronami drzew przeciskały się promienie księżyca, delikatnie oświetlające drogę. Powoli zaczynało mi brakować tchu, ale nie mogłam się zatrzymać. W oddali dostrzegłam krzaki.
Wpadłam w nie z impetem i przylgnęłam do ziemi wstrzymując oddech. Goniący mnie drapieżnik przebiegł tuż obok mojej kryjówki i zniknął w ciemności. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam z powrotem na ścieżkę. Żwawym krokiem ruszyłam w kierunku przeciwnym do tego, gdzie pobiegł mój prześladowca.

Dotarłam nad jezioro. Nachyliłam głowę by się napić i w tym samym momencie coś zaszeleściło w krzakach. Natychmiast odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegł dźwięk. Wyszedł z nich wilk, który mnie ścigał i nie zwlekając ruszył w moją stronę. Przez chwilę stałam sparaliżowana, ale szybko wybudziłam się z letargu. Nie potrafię pływać, więc pozostało mi obiec jezioro. Rzuciłam się do ucieczki. Za plecami usłyszałam plusk wody. Widać wróg wybrał krótszą drogę. Odbiłam więc w prawo. Wybiegłam na wysoki klif. Rosło tam ogromne, stare drzewo. Podeszłam do niego i oparłam, by odpocząć. Moja wolność nie trwała długo. Po chwili pojawił się mój oprawca. Jego sierść wciąż jeszcze była mokra. Nie miałam dokąd uciec, pozostawało mi tylko wycofać się w stronę urwiska. Wilk był coraz bliżej. Delikatne światło księżyca oświetliło go. Doznałam szoku. Przede mną stał Mecilles, ale nie wyglądał jak zawsze. Tylko głowa należała do Mecillesa, a reszta ciała do innego wilka. Nie miał skrzydeł, a sierść na korpusie, łapach i ogonie była czarna. Podchodził do mnie z wrogim uśmiechem. Postąpiłam krok do tyłu i w tym samym momencie poczułam jak kończy mi się grunt pod łapami. Zsunęłam się z klifu. Próbowałam jakoś ratować się pazurami, lecz nic to nie dało. Spadałam bezwładnie w przepaść.

Zerwałam się z posłania.
- To tylko sen - wymamrotałam próbując się uspokoić.
Usiadłam przed wyjściem z jaskini. Na zewnątrz padał deszcz. Była może czwarta nad ranem. Zaczęłam analizować sen. Dlaczego ściągającym mnie basiorem okazał się Mecilles? Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Czy to oznacza, że ściągnie on na mnie nieszczęście?
"Nie, to głupie" - pomyślałam.
Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że to właśnie przez Mecillesa - przez obiekt moich westchnień - może stać mi się coś złego. Siedziałam tak jeszcze jakiś czas, po prostu patrząc na krople deszczu rozbijające się o kwiaty rosnące na polanie.
W końcu otrząsnęłam się z zadumy i wróciłam na posłanie. Znów popłynęłam myślami do Mecillesa. Do jego dumnej postury i tych cudownych, zielonych oczu.
Czy mój sen miał być swego rodzaju przedsionkiem piekła?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz