- Nigdy nie wiesz, kiedy będziesz głodny - odparł, a na mój pysk wpełzł niewidoczny uśmiech.
- Widzisz te żebra? Czy ja wyglądam na kogoś, kto wymaga syto zakrytego stołu?
- Raczej na takiego, który ma za krótkie posłanie - zmierzył mnie wzrokiem, śmiejąc się przez chwilę. - Właściwie gdzie sypiasz?
- To już moja słodka tajemnica. Lepiej zajmijmy się tym jeleniem. Te pazury są bardzo przydatne - podniosłem łapę i bez chwili zawahania przeciąłem skórę zwierzęcia. Wyciąłem wpierw coś na kształt kwadratu, aby wykonać z tego na szybko jakąś torbę.
- Faktycznie, bardzo zgrabnie ci to wychodzi.
- No nie patrz się już tak, możesz zacząć wkładać kawałki mięsa do sakwy.
Nie trwało to aż tak długo, chociaż dla mnie liczy się każda minuta. Nie mam potrzeby się śpieszyć, jedynie bardzo zależy mi na tych minerałach.
- A teraz w drogę! - powiedziałem tonem wielkiego generała zarządzającego wymarsz.
- Co z truchłem? - uniósł brew, przerzucając wzrok ze mnie, na ciało.
- Meh... - przewróciłem oczami. - Jak ktoś będzie głody to sobie zje. Pośpieszmy się - nie zamierzałem zwlekać. Zarzuciłem torbę z prowiantem na plecy i ruszyłem przed siebie. Odkąd pamiętam zawsze stąpałem delikatnie po podłożu. Zwykłe poruszanie się z gracją zaczęło mi się nudzić. Chcę, aby moje ruchy były tak płynne i łagodne, żebym wyglądał jakbym chodził w powietrzu. Da się to jakoś wyćwiczyć.
Po chwili basior szedł już obok mnie, przejmując rolę przewodnika.
- Czyli powiadasz, że to nie będzie bezpieczne miejsce? - spytałem po długiej ciszy, która nas dzieliła.
- Niezbyt.
- Znakomicie! - odrzekłem z dozą radości, której dotąd nie pokazywałem.
- Słucham? - spojrzał na mnie jakbym postradał zmysły.
- Wszystko jest dobre, jeśli się nie nudzisz, a u was tą nudą powiewa ostatnio - powróciłem do mojego zwykłego tonu głosu, który charakteryzował się zbywającym i nieco oschłym brzmieniem.
- Czyli nieważne ryzyko, ważny fun?
- Coś w tym stylu - wzruszyłem ramionami. Przed momentem zauważyłem coś w chaszczach, więc zboczyłem z obranej ścieżki.
- Kene, a ty gdzie?
- Moment! - wszedłem między paprocie. Koniecznie chciałem sprawdzić, czy się nie pomyliłem.
Jak się okazało, miałem rację. Zerwałem biały kwiat, wracając do basiora. - Bezania. Ma cudowną woń - pokusiłem się, aby kolejny raz ją powąchać. - Myślałem, że występuje w bardziej wilgotnym środowisku.
- Znasz się na roślinach?
- Jestem alchemikiem, to nie tylko hobby, ale i praca. Jakby tak pomyśleć... Pasuje ci do rogów.
- Hę? - przekrzywił łeb, jakby nie rozumiejąc. Szybkim ruchem wsunąłem mu łodygę za tą jego grzywkę i nie tracąc już więcej czasu znów wróciłem na szlak. Zdarzają się sytuacje kiedy jestem miły. Akfinaich wydaje mi się najinteligentniejszym rozmówcą z poznanych ostatnio wilków, więc warto będzie się z nim zadawać, bo jeśli mam z kimś rozmawiać, zakłócając sobie spokój, to chcę, aby to były mądre tematy. W czasie kiedy samiec skrócił odległość między nami, ja wyjąłem ze swojej sakwy Ov Ulinu. Otworzyłem ją i zacząłem czytać.
- Zawsze tak to robisz? Zauważyłem, że chwytasz wszystko ogonem.
- Ah, z przyzwyczajenia. Wydawać by się to mogło trudne przez te szorstkie, sterczące włosy, ale mi one nie przeszkadzają.
- Co właściwie chcesz zrobić z tymi rzeczami? Czy to też jest słodka tajemnica, jak to, gdzie nocujesz? - zaśmiał się.
- Chcę wypróbować pewną rzecz, ale wolę nie zapeszać. Nie to, żebym był przesądny. Mi się wszystko udaje, jednak to może zarazem zadziałać, jak i nie. Wiesz, fifty-fifty.
- W pełni rozumiem - skinął głową. Skupiłem wzrok na podręczniku.
- Powiedz, jest ktoś jeszcze w watasze oprócz nas, kto zna starą grekę? Błagam, powiedz, że nie. Będę mógł się poczuć wyjątkowo - łagodnie się uśmiechnąłem, wertując kilka stron.
<Akfi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz