poniedziałek, 30 lipca 2018

Od Olivera do Kendriu

Patrzyłem na basiora lustrując go wzrokiem, tym samym oceniając poziom niebezpieczeństwa. Mniej więcej mojego wzrostu, masywny... mój wzrok dłużej zatrzymał się na jego łapach. Silne. Stwierdziłem po krótszym namyśle. W sumie to mógłbym teraz użyć mojego piknego różdżko-patyka i zwiać, ale...
- Wilkiem - burknąłem spode łba.
- To to ja widzę. - usiadłem wygodnie na trawce, jeszcze mokrej od deszczówki.
- Nie lubię się przedstawiać. Powiedzmy... że wilkiem który nie chce sprawiać problemów.
- Ech... no dobrze. Ale jak cię następnym razem zobaczę, to lądujesz u Alphy.
- Nie no spoko - uśmiechnąłem się szeroko, lecz mało szczerze, po czym ruszyłem powolnym i spokojnym krokiem poza tereny watahy, nadal czując na sobie czujny wzrok samca.


***

Och, na prawdę? to zaczęło się robić nudne. Ileż razy można zabijać wilka, a ten nadal się trzyma. Do tego te wszystkie pułapki... wilk był nie zły.
- Koleś, zaczynasz mnie nudzić - warknąłem po raz kolejny unosząc w powietrzu fiolkę z greckim ogniem.
- Kto cię przysłał - warknął samiec, ledwo zipiąc, z zakrwawionym pyskiem.
- Słuchaj - postanowiłem go zignorować - gdybyś nie pozastawiał tutaj tego wszystkiego, i nie zranił mi skrzydła byłoby szybko i sprawnie. Wiesz.... nie musiałbym cię podpalać, ani robić tego bajzlu, ale... odetkałem fiolkę
- Nie, stój! - już miałem wylać na niego płyn i podpalić, gdy coś mnie walnęło w głowę. Odskoczyłem gwałtownie. Za mną stał ten sam basior co dzisiaj rano. Przekrzywiłem głowę.
- To znowu ty? Psujesz mi robotę.
- Poprzez pomoc sąsiedniej watasze?
- Poprzez walnięcie mnie w łeb - warknąłem dotykając łapą obolałego, krwawiącego miejsca. - Ej! A ty gdzie. - nastąpiłem łapą na ogon mojej zdobyczy.
- Słuchaj..
- Nie, to ty słuchaj. Dostałem zlecenie. Miało pójść szybko i sprawnie, ale tak nie poszło, więc czy mógłbyś nie utrudniać sprawy, i dać do zrobienia to co mam zrobić? - Zauważyłem upartość i dość mocny (...) w oczach basiora. - Nie? No trudno. W takim razie zmarnuje mój ogień i narobię zamieszania. - Basior już miał mnie unieszkodliwić, gdy wylałem płyn przede mną na "podłogę" i podpaliłem go. Jaskrawy zielony blask odstraszył basiora, i zaczął powoli trawić o co było dookoła. Ja w tym czasie, wykorzystałem zaskoczenie mojej zdobyczy, i szybko wgryzłem się w jego szyję. Krew chlupnęła tu i ówdzie, a te co dostały się do ognia, od razu parowały. Jaskinia zaczęła napełniać się dymem. Robota skończona, lecz nie godna skryptobójcy. Zakląłem pod nosem, i wyleciałem z jaskini, jednak po nie całym kilometrze, zaczęło mi się robić słabo, a mgła zapełniać moje oczy. Głupia głowa. Otrząsnąłem się, ale to tylko pogorszyło sytuację, i coraz słabszy zacząłem spadać. Moja głowa układała łańcuchy przekleństw i zaklinania ale to nic nie dało, bo i tak zanurzyłem się w rzece, plamiąc jej czystość szkarłatną krwią.


< Kendriu c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz