- Wydaję mi się, że nie. Ale wszystkich właściwie nie znam. Więc można wrócić do fifty-fifty. - Basior zaśmiał się.
Minęło parę godzin trasy. Kątem oka można było już zobaczyć nasz punkt docelowy. Dla uszu była to męczarnia. Głośne odgłosy dobiegały z wszystkich stron. Burze, trzęsienia ziemi. Wszystko jak na tacy.
- Targane przez żywioły. - Mówił Kene - Już rozumiem o co Ci chodziło. - Dokończył.
Szturchnąłem go w celu skrętu w prawo, co chyba zrozumiał. Znaleźliśmy się w ciemnej jaskini.
- Po co? Nie lepiej zdobyć wszystko od razu i wrócić? - Spojrzał na mnie. Ja w odpowiedzi pokiwałem głową. Z torby, która miałem na ramieniu, wyciągnąłem dwie pary... Czegoś na styl nauszników. Podałem jedne, koloru białego, Kene. - Do czego to się przyda? - Spytał.
- Załóż. No chyba, że chcesz stracić słuch. To jest dopiero początek. Gdy przejdziemy przez pewną strefę, już nie będzie odwrotu. - Mówiłem dość głośnym tonem.
- Ruszamy? - Spytał zaraz po tym jak skinął głową.
- W drogę. - Uśmiechnąłem się pewnie.
Ruszyliśmy przed siebie. Czuć było zmianę ciśnienia. Grzmoty sięgały stosunkowo nisko. W każdym momencie owy mógłby mnie bądź Kene trachnąć. Nie można było znaleźć tu żadnej rośliny. No może czasem paliły się jakieś trawy. Ogień, woda, wiatr, burza? To wszystko na przemian szalało w tym miejscu. Widać było, że Kene już powoli nie radzi sobie z tak mocnymi uderzeniami dźwięku.
- Wszystko dobrze? - Krzyknąłem.
< Kene? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz