Zdziwiło mnie to pytanie w takiej sytuacji. Zawiesiłam się na chwilę.
- Pewnie - odpowiedziałam w końcu z uśmiechem - Nie widzę żadnych przeciwwskazań. Na pewno nie mam iść po pomoc?
- Na pewno - rzekł ze sztucznym uśmiechem.
- No dobrze.
Podeszłam do niego i położyłam się tuż obok. Kiedy tylko mój bok zetknął się z jego odskoczyłam jak poparzona. Poczułam jak wielki ból teraz znosi w ciszy.
- Idę po pomoc - powiedziałam stanowczo.
- Zaczekaj... - zaczął.
- Nie Akfinaich. Potrzebujesz pomocy. Natychmiast.
Wybiegłam z jaskini. Nie wiedziałam do kogo się udać. Skoro zioła tamtej wadery nie pomogły, muszę poszukać kogoś innego. Błąkałam się po lesie. Jedynym wyjściem było udanie się do Aimer. Tak też zrobiłam.
Wpadłam do jaskini.
- Co się stało? - spytała zdumiona.
- Akfinaich. On... Jest sparaliżowany. Może poruszać tylko głową i przednimi łapami. Do tego jego mięśnie dziwnie się napinają przez co strasznie cierpi - wylałam z siebie ów potok słów - Pomóż mu, proszę.
Aimer podeszła do półki z książkami zamyślona.
- Spróbujemy stworzyć jakąś miksturę z alchemikiem, a ty Lileith wróć do Akfinaicha i zostań z nim. Jak wszystko będzie gotowe przyślę do was kogoś - postanowiła.
Skinęłam głową i wyszłam. Pobiegłam w stronę jaskini Akfiego.
Nadal nie mógł wstać, a ból nasilał się, ponieważ nie potrafił już tego ukrywać.
- Byłam u Aimer. Powiedziała, że wraz z alchemikiem spróbują stworzyć miksturę, która będzie w stanie Ci pomóc - powiedziałam już od wejścia.
Basior tylko popatrzył na mnie. Powoli podeszłam do niego i ostrożnie położyłam tuż obok, kładąc łeb na jego karku.
- Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze - rzekłam, a kilka łez zmoczyło sierść Akfinaicha.
Przez zaledwie parę dni znalazłam w tym basiorze bliskiego mi przyjaciela. Bardzo mi zależy, aby wyszedł z tego bez szwanku.
< Akfinaich? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz