czwartek, 31 maja 2018

Od Scarlett cd. Ace'a

- Jestem Scarlett. - powiedziałam.
Wtem jakiś mały ptaszek usiadł na głowie basiora, a ja zaśmiałam się serdecznie na ten widok, gdyż wyglądało to uroczo.
- Z czego się śmiejesz? - spytał przekrzywiając głowę w bok.
- Z niczego... Po prostu... - zaczęłam. - Widzę, że zwierzęta cię lubią. - przyznałam w końcu.
- Chyba tak. - Mruknął pod nosem unosząc wzrok na małą istotkę.
- Słyszałam jak śpiewasz. - odparłam.
- Chyba trochę mnie poniosło... - Zaśmiał się nerwowo.
- Mi tam się podobało. Było ładnie! - Puściłam mu oczko. - Nie masz ochoty się czasem przejść kawałek?
- Hmm, czemu by nie? Znasz te tereny?
- Niezbyt... Jestem tu od niedawna i znam tylko te położone najbliżej mojej jaskini.
- W takim razie mogę cię troszkę oprowadzić. Moja jaskinia znajduje się niedaleko więc raczej się nie zgubimy.
Szybko przystałam na propozycję basiora. Nie dość, że poznałam kolejnego członka, to przy okazji poznam lepiej moje miejsce zamieszkania. Jestem na tyle roztrzepanym wilkiem, że nawet nie miałam czasu na głębsze rozeznanie się w terenie. Przez cały czas towarzyszyły nam urocze zwierzątka przechadzające się niedaleko od Ace'a. Zdziwiłam się nieco, iż wcale się go nie boją... A tym bardziej mnie. Ptaki bez większych skrupułów siadały sobie na jego grzbiecie i wesoło ćwierkały. Uśmiechnęłam się tylko na ten widok...
Cała podróż minęła nam w miłej pogawędce i przy okazji dowiedziałam się o moim nowym znajomym kilku całkiem przydatnych rzeczy. Opowiedział nieco o swojej historii i ojcu, który chciał aby poślubił dziesięć wader, a ja słuchałam z zaciekawieniem.
- A tak w ogóle to czym się zajmujesz? - zagadnęłam.
- Jestem Wyrocznią - odparł.
- Uuu, dość oryginalne stanowisko... Umiesz przewidywać przyszłość? - Od razu się ożywiłam. Zawsze kręciły mnie magiczne sztuczki i wszystko co z nimi związane.
- Umiem. - Dumnie wypiął pierś.
- Powróżysz miiii? - spytałam z prośbą w głosie.


<Ace? Co ty na to? :)>

Od Scarlett Do Xever'a

Z samego rana byłam bardzo zapracowana. Dzień wcześniej spotkałam Aimer, która wezwała mnie do swojej jaskini. A ze względu na to iż byłam z natury roztrzepaną istotą, toteż szybko o tym zapomniałam. Dlatego też przeniosłam to spotkanie na dzisiaj. Wadera nie zdradziła mi zbyt wielu szczegółów... Jedynie tyle, iż dotyczy to mnie i mojego stanowiska szpiega. Mogłam się tylko domyślać o co chodzi i szybko doszłam do wniosku, iż zapewne o moją pierwszą misję.
W trakcie mojej drogi do Centrum Watahy, podekscytowanie ogarnęło mnie do tego stopnia, że nawet nie zwracałam uwagi na pochmurną pogodę. Była to całkiem miła odmiana, gdyż rzadko kiedy chodziłam ze szczerym uśmiechem na twarzy.
W miarę szybkim krokiem dotarłam do małego drzewka i przebrnęłam przez krzaki, aby dostać się w odpowiednie miejsce. Rozejrzałam się wokół ze zdziwieniem. Jaskinia Alfy była ogromna i bardzo piękna... Wspięłam się po schodach do jej lokum i tam spodobało mi się jeszcze bardziej!
- Cześć Aimer! - podbiegłam do niej.
- Witaj. - Uśmiechnęła się lekko.
Wtedy właśnie zwróciłam uwagę na jakiegoś basiora, który stał obok niej. Cóż, nie znałam tu jeszcze praktycznie nikogo, więc nie miałam zielonego pojęcia kim może być owy osobnik.
- Dobrze, że się zjawiliście na czas.
- Po co nas tu wezwałaś? - spytał z ciekawością drugi wilk.
- Otóż... Oboje jesteście szpiegami, a ja mam zamiar wysłać was na waszą pierwszą misję. - Uśmiechnęła się.
Wiedziałam! Nareszcie zacznie się dziać coś ciekawego!
- Sprawa wygląda tak... Ostatnio nasi wojownicy znaleźli dwa wilki należące do wrogiej watahy. Ewidentnie chcieli dostać się do Centrum i wykraść jakieś informacje. Sęk w tym, że nie chcą nam nic powiedzieć, a my nie mamy zielonego pojęcia czego mogą od nas chcieć. - Westchnęła z rezygnacją. - A że oboje jesteście szpiegami, stwierdziłam, że to idealny moment by powierzyć wam zadanie. Xever? Scarlett? Co wy na to?
Spojrzałam porozumiewawczo na wilka i uśmiechnęłam się delikatnie w stronę Aimer.
- Ja jestem za! - odparłam. 

<Xever? Co sądzisz? ^^>

Od Scarlett CD Kendriu

W mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Potwór zbliżał się do nas wolno z wielkim uśmiechem na szkaradnej twarzy. Tylko tego brakowało...
- Scarlett! Mówię do ciebie... - Ken uniósł lekko głos.
- Przepraszam.
Przyjrzałam się głębiej temu dziwadłu i momentalnie dotarło do mnie co cały czas szeptał...
- Illusiaaaaa... Illlusiaaaa... - Szepty rozległo się w moim umyśle.
Czyżby miał moc wkradania się do cudzych myśli? Na mojej twarzy pojawił się grymas, a on wyszczerzył się jeszcze bardziej.
Czyli jednak...
- Kendriu! - wykrzyknęłam. - Znajdujemy się w iluzji. Najwyraźniej ten potwór nas w niej uwięził.
Moje oczy zmieniły swoją barwę na kolor czerwony. Chciałam użyć na tym czymś jednej z mojej mocy, a mianowicie spróbować go unieruchomić, za pomocą sterowania jego krwią. Wszystko to poszło jednak na marne, a ja szybko zdałam sobie sprawę, iż w tej iluzji nie mogę używać moich największych atutów.
Głowa rozbolała mnie niemiłosiernie, gdyż ta sztuczka kosztowała mnie najwięcej energii, w dodatku wykonanie jej bez wcześniejszego przygotowania nie miało zbyt dobrych skutków.
Zamrugałam kilka razy oczami, podczas gdy basior rzucił się na stwora. Niewiele jednak zrobił, ponieważ to coś było zdecydowanie silniejsze od niego... Mimo to zadrapał go nieco i czarna maź zaczęła sączyć się ze skóry owego monstrum. Okazało się również, iż upiór skradł Kendriu jego umiejętności związane z lodem i teraz mógł używać ich sobie bez większych przeciw wskazań. Podeszłam bliżej by nieco pomóc mojemu towarzyszowi, lecz wtedy przede mną ukazałam się... ja?! Druga Scarlett zastawiła mi drogę po czym również zmieniła się w potwora.
Świetnie...
Skoczyła w moją stronę chcąc mnie uszkodzić, lecz zwinnie ją wyminęłam. Szybko okazało się, że i ona skradła moje umiejętności. W końcu miarka się przebrała, gdy ponownie przybrała moją postać. Starałam się jakoś zwalczyć to coś. Gdy ją zraniłam ponownie czarna maź wyleciała spod skóry. Rozległ się okropny ryk, który nieco ogłuszył mnie i Kendriu. Kątem oka spojrzałam na basiora. Właśnie jakimś cudem udało mu się zamrozić potwora, a co za tym idzie – skutecznie go unieruchomić. Skoro jemu szło tak dobrze, to i ze mną nie mogło być gorzej. Poczułam, że jednak możemy to jednak wygrać i włożyłam jeszcze więcej siły w próbę zabicia monstrum. Szybko moja nadzieja wyparowała, gdy stwór złapał wilka. Zagapiłam się nieco, myśląc jak mogę mu pomóc i wtedy druga ,,ja" owinęła wokół mojego ciała coś w rodzaju bardzo mocnej gumy, przez którą nie mogłam się ruszyć. Przyczepiła ją bez większego wysiłku do sufitu jaskini i takim oto sposobem teraz to ja patrzałam z góry na całą resztę, a w mojej głowie słyszałam jeszcze okropny śmiech mojego przeciwnika. 

<Kendriu? Nie wiedziałam co napisać :D>

środa, 30 maja 2018

Od Ace do Scarlett

Leżałem sobie w łóżku, myślałem o tym wszystkim. Dołączyłem, i co dalej? Chciałbym potrafić sobie samemu przepowiadać przyszłość, ale nie mogę. Nie wiem czemu. To jest nie fair, inni mogą poznać swoją przyszłość, tylko nie ja. Czemu? Tego nie wiem, ale nie mogę o tym myśleć teraz. Mam ważniejsze sprawy, na przykład poznać kogoś. Wstałem i wyszedłem z jaskini. Był piękny dzień, ciepło, ptaki latały. Zacząłem śpiewać moją własną piosenkę, uwielbiałem ją. Czułem się wspaniale. Coraz głośniej i głośniej. Ptaki zaczęły latać wokół mnie i śpiewać do rytmu mojej piosenki. W końcu przestałem śpiewać by się napić. Gdy to zrobiłem, położyłem się i wygrzewałem na słońcu. Pomyślałem jakie mam szczęście, jak bym nie uciekł...Nie chciałbym wyjść za dziesięć wader, i to wybranych prze ojca... Wzdrygnąłem się na to słowo. Do dziś jednak nie potrafię go nie nawidzić. Czemu? W moim sercu chyba nie ma miejsca na nienawiść. Chyba. Nagle z zamyśleń coś mnie wyrwało. Poczułem że coś ciągnie mnie za uszy. Okazało się że były to dwa niebieskie ptaszki. Uśmiechnąłem się i wstałem. Zaczęły ćwierkać, na szczęście rozumiałem mowę ptaków. Chciały bym znów zaczął śpiewać. Nie miałem na to ochoty, ale jak prosiły. Nagle, znów zwierzęta mogły mi towarzyszyć w tym śpiewaniu. W końcu jednak przekonałem się do tego i zacząłem śpiewać strasznie głośno. Gdy szedłem przez las, usłyszałem jakieś dźwięki dochodzące zza zakrętu. Skoczyłem tam i prawie wpadłem na jakąś waderę. Spojrzała na mnie zdziwiona, a ja powiedziałem: -Strasznie przepraszam... -Okej... -Jestem nowy. Mam na imię Ace, a ty? -Scarlett 
<Scarlett?>

Od Venus cd. Akfinaicha

- Ja czas mam zawsze i wszędzie, no chyba, że śpię... lub coś pale... - mój umysł od razu na te słowa stworzył piękną wizje pożaru, który wybuchł po części z mojej winy. Ale tylko po części. Mam wrażenie że odpływam coraz częściej. Potrząsnęłam głowa wracając do rzeczywistego świata.- A wracając. Chętnie się dowiem gdzie mieszka trzecia istota z którą rozmawiam w tej watasze.
- Jesteś tu nowa? - spytał lekko zaskoczony.
- Yhym - przytaknęłam wpatrując się tym razem w jakiegoś kruka. A gdy ptak odleciał spłoszony przez odgłos łamiących się pod naszymi łapami gałęzi, moją uwagę przykuł znów szary basior. - Jestem tu chyba 5 dzień.
- I nadal nikogo nie poznałaś? - dopytał Akfi.
- No tak jakoś wyszło. Wychodziłam tylko, by coś upolować i wracałam do jaskini. Na nikogo akurat nie trafiałam. - mówiłam szybko przez co obawiałam się czy basior to usłyszał. - A ty? Ile tu już jesteś? - zapytałam ciekawa.
- Też krótko, bo dopiero tydzień.
- To jako nowi trzeba się trzymać razem - zaśmiałam się, posyłając wilkowi szczery uśmiech.
Rozmawialiśmy jeszcze na inne na pewno ciekawsze tematy. Wędrówka zajęła nam jeszcze z jakieś dobre 15 minut, a może i nawet więcej. Zegarkiem nie jestem. Jaskinia należąca do Akfiego była niestety położona naprawdę spory kawałek drogi od mojej. 

<Akfinaich>

Od Viperwolf do Venus

Szukałam bardzo rzadkiej odmiany grzybów, która jest jednym ze składników, do odkrycia prawdy. Niestety nic nigdy mi się nie udawało i tak też było teraz. Może jest tu ich wiele? Mogą przecież zmieniać kolor. Tak naprawdę, to mogę teraz je deptać. Jedyny sposób by znaleźć to posypać je pyłkiem wróżek. Niestety nie mogłam sypać go byle gdzie, miałam go strasznie mało. Rozglądałam się i próbowałam wyczuć taki grzyb. Czemu muszę mieć takie nieszczęście? To smutne...Nawet nie mogłam kogoś poprosić o pomoc. Nie znam nikogo, a w ogóle nikt by mi nie pomógł. W końcu się zatrzymałam i westchnęłam, nie znajdę tego grzyba. To nie możliwe. Kopnęłam kamień w krzaki i nagle usłyszałam ciche warknięcie. Podbiegłam tam, była to jakaś wadera. Szybko powiedziałam: -P-przepraszam... -Uważaj. Okazało się że zrobiłam ranę w łapie wadery. Podeszłam i polizałam ją. Ona odskoczyła i warknęła: -Co ty robisz?! -Chciałam tylko pomóc... -Okej... -To ja pójdę... -Czekaj. Jak masz na imię? -Nie ważne... -Powinnam wiedzieć, przez Ciebie mam ranę...- spojrzała na łapę i ze zdziwieniem zapytała: -Jak? -Moc. -Okej to mogę znać twoje imię? -Viperwolf... -Ja Venus. Uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam iść w innym kierunku. Nagle poczułam że coś mnie łapie. Usłyszałam kolejne pytanie: -Fajne uszy, takie nietoperkowe... -No... -Jesteś pół wilkiem i pół nietoperzem? -Nie. -To czym? Wzdrygnęłam się, okropnie to zabrzmiało. Moim zdaniem oczywiście, jej chyba nie. -Pół wilkiem pół wężem... -Bardziej pasuję nietoperz. -Czemu niby? -Nietoperze mają duże uszy i są ślepe... -Nie jestem ślepa!- zaczęła mnie lekko denerwować.  
<Venus?>

Od Xever'a cd. Aimer

Byłem pewien że Aimer nie będzie miała czasu nawet na zjedzenie czegokolwiek. Kurczę wiem że aktualnie jestem nikim, ale tak bardzo chciałbym jej jeszcze bardziej pomóc, ulżyć w tych piekielnych obowiązkach które zabierają tyle czasu. Widać że przez Nas przemęcza się co dzień, a czy dostała jakikolwiek prezent, medal...no nie wiem...coś? No pewnie że nie, nagroda to to że jest Alfą? Tylko czy to dla niej nagroda, czy kara. Kiedy wadera odeszła postanowiłem iść się wykąpać, ale przed tym zrobiłem sobie mały trening żeby rozprostować kości. Dziś wyjątkowo roznosiła mnie zbyt wielka, może i nawet niebezpieczna energia. Po drodze spotkałem waderę imieniem Layla. Była dość zabawna, najbardziej wtedy kiedy próbowała mnie wkurzyć. Przyznała się po jakimś czasie że to jej ulubione zajęcie, właśnie dodatkowo mnie rozbawiła. Później zniknęła a ja mogłem całkowicie poddać się treningowi. Następnie wskoczyłem do Wodospadu Nesterrów, dzięki któremu po jakimś czasie wyglądałem normalnie. W sensie ... że miałem już naturalne umaszczenie. Lecz nikt nie zabronił mi dalej bawić się w wodzie... Po kilku minutach miałem już dosyć, wyszedłem z wody i zobaczyłem piękny kwiat. Niestety ktoś wcześniej go naderwał i kwiat nie miał szansy na przeżycie. Westchnąłem i wziąłem go w pysk zamrażając. Można powiedzieć że dałem mu drugie życie, ponieważ będzie zamrożony, pokryty szronem dopóki ja nie zginę. Teraz tak...komu by dać taki kwiatuszek. Jest tyle pięknych wader...a jeden kwiat. Choć chciałbym dać go każdej, ponieważ każda z nich jest piękna. To dam to tej która jak wcześniej wspominałem, nie dostała nagrody za swoje zasługi. Trzymając w pysku zamrożony kwiat podskakiwałem wesoło. Ponieważ mój dzień był a raczej jest dość udany. Kiedy czekałem na Aimer troszkę mi się przysnęło. Z niespokojnego snu wyrwała mnie Alfa, która widocznie już wróciła. Dopiero teraz zauważyłem jak jest późno! Mówiła coś o czymś...o czym zapomniała. Teraz wiedziałem jaka jest zabiegana...
- Jak się nie ma w głowie to się ma w nogach... Tak to dość zawiłe, ale ja wiem o co Ci chodzi. - przyznałem.
- Tak?!- zdziwiła się wielce.
- Tak Aimer, po prostu zapomniałaś zjeść śniadania. - zaśmiałem się cicho.
Spojrzała na mnie, tylko nie wiem czy z zażenowaniem czy z zamiarem zjedzenia mnie żywcem. Po prostu nie potrafiłem tego rozpoznać. 
- A czemu tutaj czekałeś? - zapytała znienacka zmieniając temat.
- Nie znam Cie za dobrze, ale od razu widzę jaka jesteś zabiegana i co dla Nas robisz. Wiem że niema tutaj żadnego konkursu na Alfę i inne takie. Więc postanowiłem Cię jakoś wynagrodzić, i proszę nie opieraj się.- podszedłem do niej niebezpiecznie blisko.
Na policzkach wadery pojawił się rumieniec, chyba nie pomyślała że...ojej jaki ja jestem pusty. Obróciłem się wziąłem piękny, zamrożony kwiat w pysk. Po czym spojrzałem na nią mówiąc:
- To dla Ciebie, wiem... że nie jest jakiś tam nadzwyczajny i magiczny ale...dla mnie może być, użyłem na tym umierającym kwiatku mojej mocy. Kiedy kwiat się rozmrozi znaczy że umarłem... Głupie tak, wiem. Ale pomyślałem że Ci się spodoba. - mówiłem dość szybko, za szybko jak na mnie.

<Aimer?>

wtorek, 29 maja 2018

Powitajmy Nową Waderę - Viperwolf!

(Autor: kalambo)
Imię: Viperwolf
Pseudonim: Jest otwarta na propozycje.
Wiek: 4 Lata
Wygląd: Jest prawie cała łysa, jedynie na karku i pysku jest sierść, choć ledwo ją widać. Na łapach i ogonie ma gadzie łuski. Ogon tak jak tylne łapy jest trochę ciemniejszy, bardzo długi i mocny. Prócz gadzich łósek ma gadzi język. Jej uszy są bardzo duże. Warto dodać też że jest wysoka i bardzo chuda. Ma też czarną metalową obroże z dwoma łańcuchami. Najbardziej przerazające jednak jest to że nie ma oczu, i co najdziwniejsze wszystko dobrze widzi. Jej kły jak i pazury są długie i ostre.
Charakter: Jest ona lojalną waderą która nikogo nie zdradzi. Nie lubi towarzystwa ale nie jest oschła i wredna. Po prostu poznała się na innych i wie co się stanie jak zagada. Mało komu udało się z nią zakolegować, a jeszcze trudniej zostać najlepszym przyjacielem. Jednak jak uda Ci się będzie przyjacielska, oddana i zawsze Cię obroni. Przytuli gdy się smucisz i zawsze rozśmieszy. Możesz jej się zwierzyć ze wszystkiego a ona nikomu nie zdradzi twej tajemnicy. Nigdy Cię nie opuści, i obroni przed innymi. Podczas walki lepiej jej nie zaczepiać.
Historia: Nie wiadomo gdzie i jak się urodziła. Przez to że jest hybrydą nikt jej nie lubiał. Podróżowała by znaleźć przyjaźń i dowiedzieć się coś o jej przyszłości. W żadnej watasze nie chciała się zatrzymać. W końcu znalazła się w tej watasze, może tutaj znajdzie coś co ją zatrzyma na dłużej?
Rodzina: Nie wie kto nią jest...
Partner/ka: Chciałaby...
Potomstwo: Brak
Stanowisko W Watasze: Medyk
Rasa: Wilk Genetyki
Żywioły: Natura
Moce:
-Włada nad naturą
-Potrafi mówić w językach innych istot
-Potrafi zamienić się w każda istotę i roślinę która istniała i istnieje
-Może uleczać rany i choroby swoją śliną
Coś co raczej nie zalicza się do mocy. A mianowicie: Przez to że nie ma oczu nie da jej się zahipnotyzować
Umiejętności: Wzrok: 3 | Słuch: 30| Węch: 7 | Zwinność: 20 | Siła: 20 | Szybkość: 5 | Intelekt: 10 | Magia: 5 |
Właściciel: Asili.banshee@interia.pl
Inne Zdjęcia: Brak

Od Xever'a do Venus

Chłodne powietrze wypełniało moje płuca, a żołądek - nic. Pora coś zjeść. ponieważ dnia wczorajszego miało się za dużo roboty na tak błahe rzeczy.  Mam ochotę na sarninę, ale czy uda mi się znaleźć właśnie to pożywienie? Ruszyłem w stronę jeziora, tak mi bynajmniej podpowiadał instynkt. No cóż, czasami dobrze jest być wilkiem, chociażby to.Wraz z kolejnymi krokami coraz mocniej czułem zapach sarny. Po kilku minutach byłem na miejscu. Instynkt mnie nie zwodził - przy jeziorze zauważyłem dość sporą grupkę jeleniowatych. Muszę uważać żeby ich nie spłoszyć i nie tylko... Nie chcę zaliczyć kopniaka od którejś z tych saren. Tego akurat nie chcę. Zacząłem skradać się do stada. Dość pokaźne. Po chwili cichego obserwowania przyszłego posiłku zauważyłem ją - ranną sarnę. Cóż rana była dość poważna, nie przetrwa długo więc czas ukrócić jej cierpienia. 
Prędzej czy później i tak zginie. Nic się nie stanie, jeśli okaże się ona moim posiłkiem.
Jednak jest jeszcze coś czego się boję - niepowodzenie.
Sarna oczywiście jakimś magicznym sposobem może zostać "obroniona" lub po prostu ucieknie.
W sumie mógłbym wtedy poprosić watahę o pomoc, ale niestety ja  nie proszę nikogo o przysługę. Skoczyłem na nią i zacząłem dusić. Dlaczego ja się w ogóle bałem o niepowodzenie? Wszystko poszło zgodnie z planem,a może nawet lepiej. Tak mi się tylko zdawało bo poszło zdecydowanie za łatwo. Gdy sarna była już martwa poczułem ostry zapach innego wilka, a raczej wadery. Kłopoty?

<Venus?>

Od Layli do Akfinaicha

Kilka dni tułania się po watasze nie robiło mi wcale różnicy. Ale brakowało mi basiora, jeśli ktoś jeszcze nie wie lub nie zauważył to powiem wprost.
- Jak ja kocham wkurzać samców! - krzyknęłam, bo mi tego brakowało.
Byłam w tym dobra, jednak nie robiłam tego nałogowo. Również chciałam też z kimś porozmawiać, a że zwykle wplotłam jakiś tekścik ...to różnie bywało. Właściwie są tylko dwa typy od tej zasady: Albo ktoś się wścieka i rzuca na mnie lub sypie obelgami w nieśmieszny sposób.
Lub bierze to za żart i robi to samo z drugiej strony, ewentualnie śmieje się z tego i zaczyna się  normalna rozmowa. Często niestety trafiam na typ pierwszy. Jednak zdecydowanie lubię ten drugi, takiego właśnie szukam. Kogoś z kim mogłabym się w ten sposób pośmiać, kto mnie zrozumie. W końcu nie zawsze mam chęć na wkurzanie samców. Jestem duszą  towarzyską i aktualnie szukam towarzystwa. Przystanęłam czując czyjąś obecność, zapach był mi obcy i nie do końca przypominało to tubylca. Właściwie mój zapach pewne też, można nazwać mnie kadetem lub świeżakiem. Tylko że jako to drugie...szybciej się sprzedam. Warknęłam cicho i skoczyłam na to coś lub kogoś.
- Ajajaj. - mruknęłam widząc że to jakiś samiec.
Nie zeszłam z niego choć byłam niebezpiecznie blisko, nie znałam go...więc pewnie nie jest z watahy! Tylko problem w tym że ja nie znam za dużo członków watahy...No dobra. Zeszłam z niego trzepocząc potężnymi skrzydłami. Przyjrzałam się mu uważnie, ponieważ z bliska nie było to aż takie łatwe. Basior wyglądał inaczej niż reszta watahy, różnił się pewnie mniej niż ja ...ale również. Westchnęłam i zmrużyłam oczy patrząc na niego. Złote elementy?
- Sorki złotko że Ci tak z nieba spadłam. -zaśmiałam się, byłam ciekawa czy on to podłapie.
Proszę ...żeby to był typ drugi, bo jeśli nie to nici z dobrej zabawy. Choć nie ważne. Nie wiem dlaczego ale basior patrzył na mnie w osłupieniu. Jakbym mu coś zrobiła, no i odezwała się moja opiekuńczość.
- Jak tak ,,spadłam'' na Ciebie, to nic się nie stało? Złotko? - haha, spodobało mi się.
Basior miał styl, muszę pogratulować mu później ładnego koloru lakieru. Ła!

<Fin?- tak będę Cię nazywać ^^>

Od Yuki do Ace'a

Czasami już traciłam siły, sama nie wiedziałam gdzie teraz się znajduje. Chwilami nawet chciałam się wrócić, jednak nie wiedziałam skąd przyszłam i gdzie dokładnie bym trafiła. To wszystko było tak zagmatwane że zaczęłam biec, szczerze nie zważając na nic. Zamknęłam oczy bojąc się że trafię znów w jakieś nieznane mi dotąd miejsce, właściwie tych terenów  również nie znałam wcale. Po kilkugodzinnym biegu musiałam odpocząć, nabrać sił choć wcale nie byłam jeszcze tak zmęczona.  W oddali zieleniła się trawka otoczona kwiatami, jak i kończyna. Bez wahania podeszłam tam i zaczęłam się w niej tarzać. Moje futerko pachniało cudownie... Nieopodal słychać było jakiś dziwnie znajomy mi dźwięk, kilka razy już do słyszałam. Był to mały wodospad, uśmiechnęłam się radośnie widząc to, piękne miejsce...wręcz cudowne. Oczywiście wydałam z siebie również cichutki dźwięk radości, zawyłam krótko mówiąc lub pisząc. Napoiłam się i ogółem rozejrzałam po pięknych terenach. Miałam nadzieje że nic tutaj mi nie grozi. Wokół była polana i las, śpiewały dzwięcznie ptaki. Moją fascynacje terenami przerwał dziwny zapach, czułam że ktoś mnie obserwuje. Zaczęłam nasłuchiwać, wiedząc że jak będzie to większy drapieżnik nie ucieknę zbyt szybko, spróbuje nawiązać z nim kontakt dzięki mocy. Zapach jednak był mocny lecz i orzeźwiający. Czyli  mógł być to jedynie wilk...choć nieznajomy mi wilk. Nagle obok mnie zjawił się basior. Oczywiście że zlękłam się z lekka, robiąc jeden niepewny krok do tyłu. Nie wiedziałam jak zareaguje na moją obecność...Ta cisza, ptaki przestały śpiewać, wyciszyłam umysł. No i pomyślałam, może by wreszcie znów mieć kogoś do pogadania. Mieć może i rodzinę , mieszkać na tych pięknych terenach. Móc się do kogoś odezwać? Wspaniale, ale powolutku...nie wiem kim jest, czego chce i skąd pochodzi.
- Witam.-powiedział szybko, wcale nie był mi nieprzyjazny.
Choć wiadomo, moja poza mówiła sama za siebie. Byłam gotowa na wszystko...
- Kim je-jesteś?-zapytałam cicho.
- Ace. -powiedział.- A Ty?
- Ja mam na imię Yuki...-powiedziałam bardzo cicho.
- Słucham?- zapytał niepewny.
- Yuki.- powiedziałam jeszcze ciszej.

<Ace?>

Od Xever'a cd. Diathesis

Wycieczka była spoko, a właściwie spacerek po terenach watahy. Nie powiem, większość przykuwała moją uwagę jak magnes. Później mała nieuwaga i niespodziewany wypadek, którego wcale nie żałowałem. W końcu każdemu może się zdarzyć prawda? Nikt nie chciałby niechcący na kogoś wpadać, chyba że by chciał. To z lekka zawiłe, jednak każdy z nas wie że chcieć nie znaczy móc. Wracając do teraz...jest piękny ranek, wstałem dość wcześniej. Dlaczego? Aimer poprosiła swojego nowego szpiega o  patrolowanie terenu. W końcu można zacząć od tego, pewnie nie mamy po prostu aktualnie potencjalnych wrogów. Przeszpiegi mogą poczekać, czas na poranny patrol. Czuję się jak policjant, który czuwa od samego ranka wlepiając mandaty wiewiórką za nielegalne przemycanie orzeszków i żołędzi do dziupli. Idę o zakład że sarny dostałyby pouczenie i mandat za przekroczenie linii ciągłej i nadmierną prędkość. Hahaha, jak miło zacząć tak dzień. Stałem się niewidzialny, wręcz nienamierzalny. W końcu jedną z moich mocy jest niewidzialność. w ten sposób będę mógł skuteczniej patrolować teren. Cieszę się również z tego że jako szpieg będę jeszcze bardziej przydatny! Chodząc tak przypomniałem sobie o waderze którą poznałem wczoraj. Miała dość trudne imię, ale je zapamiętałem- Diathesis. Raczej się nie mylę, do teraz pamiętam jej różowe paczałki. Była jedyną wilczycą którą znałem z różowymi, malinowymi oczyma. Nie wiem dokładnie która jaskinia jest jej, bo rozstaliśmy się na rozstaju dróg. Otrząsnąłem się czując czyjąś obecność...
- Nie wiesz gdzie on teraz jest? - doszły mnie takie głosy.
Tak się składa że obydwa potrafiłem rozpoznać, bez największego problemu. Po chwili zobaczyłem Aimer i Diathesis. Szły razem i rozmawiały, a ja stałem i zacząłem się zastawiać czemu...patrząc w moją stronę nawet się nie przywitały. No pięknie! 
- Miał wyjść rano na patrol terenów, więc może być wszędzie. Przykro mi Dia ale nie znam jego lokalizacji. - oznajmiła przywódczyni z przykrością.
Kurde, czyżby mówiły o mnie? Czy robią sobie jaja przechodząc obok mnie i udając że  w ogóle mój los je obchodzi. Xever ty przygłupie! Użyłeś mocy niewidzialności...czasami po prostu o tym zapominam.
- Siema!- szybko stałem się niewidzialny i podbiegłem do wader.

<Diathesis?>

Konkurs

Wilczki!
 Chciałam przypomnieć Wam o KONKURSIE, którego koniec miał być jutro. Właśnie, miał być. Przekładam koniec konkursu z 30.05.2018r na 15.06.2018r z uwagi na to, że jak na razie opowiadanie wysłała jedna osoba i jest nią Diathesis. Mam nadzieję, że jeszcze chociaż jakieś dwie osoby wezmą udział ponieważ dla pierwszych trzech miejsc są fajne nagrody, ale wszyscy uczestnicy coś dostaną!
~Aimer

Od Akfinaicha cd. Venus

 Wadera również się zaśmiała. Przebywaliśmy w dość gorącym miejscu więc, aby zapobiec opaleniu postanowiłem postawić kilka kroków do tyłu i jednocześnie mówiąc...
- Wiesz, to chyba niezbyt kulturalne dotykać rogi nieznajomego co nie? - Zadałem pytanie lekko nie opanowanym głosem.
- Wybacz, ale... One są takie... Aww! - Po chwili ciszy odpowiedziała, spoglądała w obecnej chwili tylko na ... Na rogi.
- Rozumiem. - Odezwałem się. - A właściwie nie. - Po czym wyszeptałem na boku inne słowa.
- Ta... Jeżeli już raczej nie ten, to... Ykhm. - Odkaszlnąłem.
- Znowu się zacięłam? - Powiedziała podajże nie świadomie, a ja w odpowiedzi pokiwałem głową.
- Powiedziałam to? - Spytała ewidentnie sama siebie.
- Śmieszna jesteś. Wiesz, właściwie to już chyba pójdę dalej do przodu. Nie będę Ci przeszkadzać- Odwróciłem już głowę i miałem zamiar iść.
- Dlaczego? Może porozmawiamy? -
- Jak na razie patrzysz tylko na mój łeb i teoretycznie nic nie mówisz. - Zaśmiałem się pod nosem.
- Emm dobra, gdzie mieszkasz? - Spytała kompletnie zmywając poprzedni temat, który miał zakończyć rozmowę.
- Może Ci pokarzę? Masz czas? - Po chwili namysłu postanowiłem wskoczyć do bardzo gorącej wody i poznać ją trochę bliżej. Ogółem to liczyłem na odpowiedź twierdzącą.

<Venus ^~^?>

Od Aimer cd. Xever'a

 Obudziłam się i od razu w głowie zrodził mi się fakt, że na coś zaspałam, ale teraz problem w tym, że na co?
- Jak mogłam zapomnieć? - Spytałam sama siebie licząc na to iż sobie przypomnę. Nic z tego, nadal pustka w głowie. Opuściłam moją jaskinię i już zamierzałam biec w jakąkolwiek stronę i wyczekiwać, aż sobie przypomnę, ale usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Aimer, zaczekaj! - Krzyczał ktoś zza moich pleców. Odwróciłam się i ujżałam wilka. Białego, w dwóch trzecich umazanego we krwi wilka.
- Boże jedyny, Xever co się stało?! - Powiedziałam wystraszona dośc wysokim tonem. Po chwili zauważyłam iż basior trzymał na plecach jelenia. Sporego.
- Kompletnie nic, pomyślałem że masz dużo spraw na głowie i inne takie więc postanowiłem przytaszczyć Ci jakieś śniadanie. - Powiedział jednym ciągiem. Zrzucił z siebie zdobycz i popatrzył na mnie.
- Bardzo miło z twojej strony naprawdę! I właściwie to... Tak zgadłeś mam duuużo spraw na głowie i teraz nie mam czasu. Wybacz mi. - Tłumaczyłam się szybko. Nagle Xever posmutniał. Postanowiłam, że zanim odejdę powiem coś jeszcze.
- Na pewno zjem jak wrócę, jeszcze raz dziękuję. A ty nie jesteś głodny? - Spytałam.
- Nie, nie mi już starczy. - Uśmiechnął się lekko.
- To do zobaczenia! -
- Cześć... -

                                                                            ~*~

 Późnym wieczorem zmartwiona faktem, iż nie przypomniałam sobie co miałam zrobić, a przewędrowałam Spady Zamieci i począwszy od Gór Naimegiva, Wodospad Nesterrów po Rzekę Nesterrów. Usłyszałam jak mój brzuch domaga się posiłku. Powolnym i zmęczonym krokiem dotarłam pod jaskinię, a w zasadzie drzewo. Ujrzałam pod nim na pół śpiącego białego już teraz w całości basiora.
- Xever? - Spytałam. Ten lekko podskoczył.
- O, cześć Aimer. Jak tam dzień minął? -
- Nic nie wymyśliłam. - posmutniałam.
- A co chciałaś wymyślić? - Spytał z zaciekawieniem.
- Wiesz od rana szukam czegoś o czym zapomniałam, a właściwie to chyba zapomniałam, ale mam wrażenie, że jednak zapomniałam, więc wydaje mi się, że jednak zapomniałam. - Mówiłam jednym ciągiem bez przerwy, a na końcu wzięłam głęboki oddech. - No i teraz nie wiem. Skomplikowane. - Xever spoglądał na moją osobę ze zdziwieniem.

<Xever?>

poniedziałek, 28 maja 2018

Od Xever'a do Aimer

Dni w nowym domu mijały dość szybko, robota również nie była aktualnie za trudna. A co do pogody to było coraz cieplej. Niestety to nie mój klimacik, dnie stawały się coraz dłuższe a noce krótsze. Więcej zwierzyny przybyło do lasów które zamieszkujemy. A co za tym idzie?! Więcej pysznego żarełka, śniadania do upolowania. Może czas spróbować? Westchnąłem głęboko i bez trudu wywęszyłem jakąś zwierzynę. Zdziwiłem się gdy zobaczyłem łosia żrącego swoją wielką gębą tę biedną, zieloną trawę która niedawno urosła. Szykował się łoś w sosie własnym zapchany trawą a dokładniej różową kończyną. To może być ciekawe doświadczenie. Podszedłem go od tyłu i wziąłem solidny rozbieg, wiedząc że muszę jednak trochę pokombinować by bez użycia mocy łatwo móc go złapać. Wbiłem swe ostre jak brzytwa pazury w jego kark, szybko skapnął się miotając mną na wszystkie strony i wrzeszcząc  wniebogłosy. Chciałem zakończyć to jak najszybciej, by zwierze nie cierpiało tyle. Wbiłem swoje kiełki w jego grubą szyję kilka razy. Zmęczony padł na ziemie tracąc sporo krwi. Dobicie go było dość łatwe, od razu wziąłem się do pałaszowania. Kiedy zjadłem już wystarczającą ilość zostało bardzo dużo mięsa. Moje futro nie wyglądało zbyt dobrze, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Oblizałem się po pysku po czym wziąłem w zęby większość łosia i zacząłem tachać. Pomyślałem że miło będzie dać go Aimer, ma tyle spraw na głowie więc może być głodna. Z lekka czerwony od krwi wziąłem zdobycz na plecy, a choć wcale nie było łatwo  to pewnie będzie warto. Śpiesząc się trochę udałem się do centrum watahy gdzie leżała cudna jaskinia Alfy. Aimer akurat z niej wychodziła.
- Aimer, zaczekaj! - krzyknąłem podbiegając do niej z uśmiechem.
- Boże jedyny, Xever co się stało?!- spojrzała na moje białe futro które było przesiąknięte szkarłatem krwi zwierzyny.
- Kompletnie nic, pomyślałem że masz dużo spraw na głowie i inne takie więc postanowiłem przytaszczyć Ci jakieś śniadanie. - powiedziałem na jednym wydechu, po prostu bałem się że coś sknocę...
Jednak chyba nie było czego się bać, to tylko skromny podarunek od skromnego wilka. 

<Aimer?>

Od Aimer cd. Ryena

 Przekonałam go, a więc też podczas tego szybkiego jakże biegu basior zrzucił mnie z pleców. Ja natychmiastowo zamieniłam się w orła i leciałam tuż to obok niego. Zerknął on na mnie, a następnie znowu przed siebie.
- Sir Ryen, proszę się zatrzymać. - Po nie do końca zrozumiałych mi słowach Ryen... On się chyba przewrócił. Zajęło mi chwilę, aby zmienić kierunek i zmienić się z powrotem w wilczą formę, aby móc w jakikolwiek sposób go obronić. Goniące nas jelenie nagle się zatrzymały, a na ich czele stał największy. To właśnie on wypowiedział tamte słowa. Nagle Ryen podniósł się i skierował wzrok w stronę szkieletów. Stał jakże dumnie przed nimi.
- Czego? - Nie mogłam kompletnie zrozumieć co właśnie dotychczas znany mi towarzysz powiedział. Było to dość krótkie słowo, bynajmniej tak mi się wydaje. Zaczęli rozmawiać. Nie była to dość kulturalna rozmowa. Nic na to nie wskazywało. Podczas tego jedyne słowo, które z dialogu rozumiałam brzmiało " Ryen ". Zmartwiłam się trochę i powoli podeszłam do basiora. Skierował pysk w moją stronę, a ja po chwili ciszy spytałam cichutko.
- M... Możesz mi to wytłumaczyć? C... Co tu się dzieje? - Mówiłam równie powoli jak podchodziłam. Towarzysz chciał się już odezwać, gdy to w normalnych słowach przerwał mu największy z szkieletów.
- Oh Aimer zgadza się? - Powoli pokiwałam twierdząco głową i przełknęłam ślinkę.
- Sir, mieliśmy Ci pogratulować sukcesu. - Ryen podszedł w stronę mówiącego i głośnym tonem się odezwał, a w zasadzie nawet krzyknął.
- Jakiego znowu sukcesu?! -
- Kulturalnie by było, gdybyś mi nie przerwał. - Powiedział z niechęcią.
- Spodziewaliśmy się śmierci ze strony... Ze strony Aimer. - Kontynuował dumnie.
- Ś.. mierci? - Spytałam stawiając dwa kroki do tyłu.
- Ryen o co tu chodzi, mógłbyś mi.. wytłumaczyć? -

<Ryenku?>

Od Diathesis cd. Xever

-Tak, skąd znasz moje imię?
-Alfa mi powiedziała.
-Okej, coś jeszcze?
-Może byśmy się przeszli po lesie? Nie widziałem jeszcze wszystkiego.
-Ja też.
Uśmiechnęłam się lekko i poszliśmy. Idąc przez las znów uniosłam lekko pysk i zamnkęłam oczy. Było tak piękne, gdy nagle usłyszałam Xevera:
-Uważaj!
Otworzyłam szybko oczy, jednak nie zdążyłam zahamować. Wpadałam w drzewo, jęknęłam cicho z bólu. Spojrzałam na wielką roślinę, była to ta sama co wcześniej. Odwróciłam się. Mój pysk prawie się zetknął z pyskiem basiora. Odsunęłam się i powiedziałam:
-Emmm...Idziemy dalej?
-Okej...
Zaczęliśmy znów iść, nie patrzyliśmy na siebie, choć czasem zdarzało mi się spojrzeć na basiora. Byłam strasznie zawstydzona, wpadłam w drzewo i jeszcze to. Nagle usłyszeliśmy dźwięki dochodzące z pobliskich krzaków. Skoczyłam w ich stronę i odsłoniłam coś. Były to dwa nie duże kryształy, jeden jasno różowy drugi złoty. Wzięłam je i podeszłam do basiora. To było dziwne, że akurat w kolorach naszych oczu. Ale czasem się tak zdarza. Podałam Xeverowi złoty, wzięłam długą roślinkę i zawiesiłam sobie na niej kryształ. Wilk zrobił sobie podobnie i oby dwoję założyliśmy je. Chciał dalej pójść, jednak go zatrzymałam i powiedziałam:
-Nie chciałam tego...Jesteś zły?
-Nie jestem, tylko zatkało mnie...
-Czyli wszystko okej.
-Tak.
Po tych słowach, poszliśmy dalej.
~*~
Był już wieczór i zaczęliśmy iść do swoich jaskiń. Gdy mieliśmy się rozdzielić, zapytałam:
-Jutro też się spotkamy? Oprócz tej wpadki było fajnie...
-Nie wiem, ale powiem Ci jutro. Spotkajmy się tu.
-Okej.
Poszłam do domu. Myślałam o tym, co się stało. Przy Xeverze, dobrze się czułam. Był to pierwszy wilk w moim życiu, przy którym czułam się bezpieczna i...spokojna.
Nie, nie, nie. To był mój pierwszy dzień w watasze i się zakochałam? Chyba tak...Ale na pewno nie odwzajemnia moich uczuć. Jestem brzydka i potworna. Nie ma co liczyć na cud...Choć bym bardzo tego chciała...
<Xever?>

Od Venus cd. Afkinaich'a

- Dzięki? - odpowiedziałam niepewnie lustrując od góry do dołu basiora. Stał przede mną szary wilk z czerwonymi elementami i obrożą bransoletkami i... Czy on ma rogi? Tak on ma rogi. Jakie fajne rogi. nie ma to jak gadać ze sobą w myślach. Mój wzrok padł przez dobrą minutkę właśnie tam. Co wprawiło basiora najprawdopodobniej w zakłopotanie. O nie znowu się zacięłam. - A ty to?
- Co... a jestem Akfinaich - to pytanie zadane z refleksem szachisty chyba nie było spodziewane przez mojego rozmówce. A moja mina w stylu *Nie mam bladego pojęcia coś ty przed chwilą do mnie powiedział.* raczej szybko została wyłapana i sprostowana przez Afi... - możesz mówić Akfi.
- Ciekawe imię. Jeszcze raz przepraszam i czy to są rogi? - głupio spytałam wskazując na nie.
- Tak to są rogi. - odpowiedział spokojnie.
- Zarombiaszcze~ Trujące? Ostre? - pytałam z zapałem, a oczy błyszczały mi się jak gwiazdki, i już je chciałam dotknąć łapą. Niestety Akfi zrobił unik, by nie pozwalając mi na to, prawie powodując mój upadek. Całe szczęście jeszcze dałam rade złapać równowagę. Basior ledwo powstrzymywał śmiech. Naburmuszona spojrzałam na niego z mordem w teraz czerwonych oczach. Szybko potrząsnęłam głową, opanowując złość, a w moich oczach znów zagościła czekolada z nutką zieleni oznaczającą rozbawienie. Po czym zaśmiałam się razem z szarym basiorem.

<Akfinaich>

niedziela, 27 maja 2018

Od Xever'a cd. Diathesis

Jestem tutaj nowy, właściwie znam tylko Alfę watahy. Nie mam aktualnie z kim porozmawiać, pośmiać się ani nikomu poprawić humoru. Chyba czas wyruszać na poszukiwanie ziomków, znajomych i może nawet przyjaciół. Byłem w dobrym humorze , pewien że nikt nie zdoła mi go zepsuć. Ale chyba się pomyliłem... Ponieważ właśnie w tym momencie jakaś samica wpadła na mnie z impetem. W dodatku idąc sobie tak miała zamknięte oczy jakby rozmyślała o niebieskich migdałach, które ja też z chęcią bym skonsumował. Ahh tak wyobraźnia, piękne chwile... Jednak ta nie była jedną z nich. Z lekka wybity z rytmu i dnia który miał być piękny warknąłem pod nosem na waderę. Która nie miała mi tego za złe i w dodatku mnie przeprosiła. Szczerze zrobiło mi się głupio, lecz było za późno. Wadera o szramie na pysku zniknęła z mojego pola widzenia, tak szybko jak się pojawiła.  Choć najbardziej w oczy rzucała się blizna, to ja dostrzegłem również jej nietypowe różowe ślepia. Z lekka ją zapamiętałem, ale jej imię...tego nie poznałem. Nie dane mi było dowiedzieć się jak ono brzmi. Udałem się do Aimer-Alfy watahy w której mieszkam od niedawna. Musiałem zapytać jak ma na imię wadera którą spotkałem, bo jak na pierwsze spotkanie to nie było  odpowiednie. Szybko znalazłem skrzydlatą waderę a ona poprosiła bym podał jej rysopis. Po chwili jednak nie był już on potrzebny, choć go podałem. Niejaka Diathesis zjawiła się i wystąpiła przed szereg witając się z gromadą wilków. Wszyscy spojrzeli na nią spod byka, ja zażenowany do reszty ich zachowaniem mruknąłem.
- Siema. - odpowiedziałem z radosnym uśmiechem.
Nie chciałem by nasze drugie spotkanie wyglądało jak pierwsze.
- Mogę na słówko? - podszedłem do niej i zapytałem cicho.
Kiwnęła głową i ruszyła za mną. Kiedy byliśmy już wystarczająco daleko powiedziałem:
- Sory za tamto, po prostu ...miałem mieć dobry dzień. Jednak idealnego niema. Ogółem mam na imię Xever, a Ty to ta Diathesis? 

<Diathesis?>

Od Akfinaicha cd. Survival

- Nie chciałem na Ciebie wpaść. Dlaczego się tak złościsz? - Spytałem spokojnie, wręcz nie spokojną waderę.
- Śpieszy mi się nie widać? Tylko oczywiście ktoś musiał na mnie wpaść. - Mówiła szybko.
- W zasadzie to się z tobą nie zgodzę. Stałem tu sobie spokojnie czekając na pewnego wilka, aż tu nagle jakaś wściekła i rozpędzona wadera wpada na mnie, a następnie krzyczy i uważa, że to moja wina. - Przez chwilę wyglądała na zamyśloną jakby analizowała całą zaszłą sytuację.
- Zacznijmy od tego, że mnie puścisz dobrze? - Wadera popatrzyła na mnie ze złością. Następnie pokazała kły i popchnęła mnie mocniej w stronę ziemi, zeskoczyła z mojego ciała. W sprawnej odpowiedzi otrzepałem się, a ona już w tym czasie zaczęła wytężać nos w poszukiwaniu czegoś... No właśnie czego?
- Czego szukasz? Może pomogę? - Uśmiechnąłem się tak jakbym zapomniał o zaistniałej sytuacji.
- Wystarczająco już mi pomogłeś. - Szturchnęła moje ramię i szukała tropu z drugiej strony. Odwróciłem się w jej stronę po czym spytałem.
- Jak się nazywasz? - Odwróciła się i znudzona rozmową ze mną powiedziała.
- Nie powinno Cię to interesować. - Zmarszczyłem czoło.
- A może powinno? Wpadasz na mnie, obwiniasz mnie o to, a teraz nawet nie chcesz się przedstawić! - Powiedziałem głośniejszym tonem. Może w końcu do niej dotrze? Zastanawiałem się.

<Survival?>

Od Akfinaicha cd. Venus

 Przejście wzdłuż Spadów Zamieci do najprostszych nie należało, ponieważ było tu sporo najróżniejszych wilków, których prze nigdy nie widziałem. Oni mnie raczej też, więc wnioskuje iż co chwilkę mógłbym zostać zaczepiony. Postanowiłem więc zanurzyć się bardziej w zakamarki lasu. Mniej wilków sprawiało iż poczułem ulgę. Jednak przechadzały się one też tu, na polanie na którą dotarłem kompletnie nie wyrytą w żaden sposób ścieżką. Przemieszczałem się dalej bez celu wsłuchany w szum drzew. Myślałem nad tym jak dobrze byłoby gdyby ktokolwiek spróbował chodź ze mną porozmawiać, ale jakby nie patrzeć jest to ciężkie zadanie ponieważ wszystkich unikam. Nagle wpadła na mnie biała wadera, a ja przez to prawie na innego wilka. Posłał nam wręcz mordercze spojrzenie, a ja głupi je naśladowałem, aby zostawił nas w spokoju. Ten uznał, że wygrałem i odwrócił się po czym natychmiastowo ruszył do przodu.
- Przepraszam... - Wyszeptała niska istotka. Nastała chwili ciszy.
- Emm... Mogłabyś ze mnie zejść? - Spytałem trochę znudzony naszą pozycją.
- O jasne, tak. Zapomniałam. - Zaśmiałem się pod nosem. Śmiesznie zapowiadała się przyszła jak myślę konwersacja.
- Co Cię tak bawi? - Pytała lekko poddenerwowana.
- Poza tym, że jakiś wilk chciał Nas zabić, a ty siedziałaś na mnie przez dobre trzy minuty to nic. - Uśmiechnąłem się.
- Faktycznie. - Odwzajemniła uśmiech.
- Jak się nazywasz? Jeżeli mogę spytać. - Usiadłem przed nią.
- Venus. Tak jestem Venus. -
- Ładne imię. - Powiedziałem z satysfakcją.

<Venus?>

Powitajmy Nowego Basiora - Akfinaich


(Autor: Whiluna)
Imię: Akfinaich
Pseudonim: Często spotkać się można ze skrótem Akfi lub Naich
Wiek: 5 Lat
Wygląd: Akfi zmienia wygląd, nie licząc szarej sierści. Zmieniają kolor wzory na jego ciele oraz grzywa i charakterystyczne dla niego rogi. Generalnie wszystko zależy od tego jak się czuje. Domyślnym kolorem jest czerwień. Jest to znak iż jest on wtedy w normalnym humorze, czyli nie jest, ani zły, ani zadowolony z czegoś. Pazury tego basiora przykuwają, ponieważ są złote. Złoty kolor dotyka również bransolet, które dzierży na łapach i szyi. Na głowie ma on bujną i zawsze rozczochraną grzywę, które w wyglądzie kolców ciągnie się z przerwami, aż do ogona. Właśnie, jest to grzywa, a nie kolec. Afkiego wyróżnia również ogon. Jest on bardzo cienki i zgrabny, nie pokryty włosem. Taki jakby ogon jaszczurki. Kończy go domyślnie czerwone pióro, ale wszystko zależy od humoru. Może być ono nawet zielone.
Charakter: Akfiego trudno jest zrozumieć. Wygląda na demona, ale wcale nim nie jest. Odziedziczył po prostu wygląd po ojcu. Jego charakter jest właściwie zagadką, którą rozwiązała tylko jego matka. On sam kręci się i szuka kogoś bądź czegoś co pomoże mu siebie zrozumieć. Z reguły jest pomocny i bardzo miły, ale złość często bierze górę. Mimo to nie jest w stanie zabić od tak. Nie lubi krzywdzić. Na pewno stwierdzić można, że jest bardzo, ale naprawdę bardzo honorowy i wierny. Odwaga jest tu trochę niżej w tabeli, ale również można uznać ją za pełną cechę.
Historia: Urodził się i... No właśnie, wszystko było normalne. Matka, ojciec, reszta rodziny i znajomi. Otoczony ciepłem i wspaniałymi wilkami nie pragnął niczego. Różnice robiło to, że był w pewnym sensie wyjątkowy. Jego rasa była zwaną rasą wilka śmierci, ale nie było tego po nim widać. Nie zabijał, nie chciał zabijać. Żył jak normalne szczenię. Ale przyszły czarne dni. Jego Watahę zaatakowały inne wilki. Nie znana była ich rasa, ale twierdzili iż trzeba wytępić Wilki Śmierci co do jednego i zabrali młodego jeszcze szczeniaka, a całą jego rodzinę zabili. Wtedy Akfi został zamknięty w klatce jak śmieć. Jedzenie dostawał rzadko. Ci którzy go porwali chcieli jednak wykorzystać go i zmienić w maszynę do zabijania. Mieli plany, aby zniszczyć całe dobro, ponieważ jak się później okazało byli wilkami Chaosu. Szczenie jednak nie słuchało ich. Przyjmowało to wszystko ze spokojem. To było wręcz nie wiarygodne jak potrafił zapanować nad sobą. Nie znienawidził ich. Wiedział, że kiedyś przyjdzie czas sądu i oni za to zapłacą. Jednak każdemu kończy się linka. Oprawcy przynieśli raz do zamkniętego pomieszczenia w którym się znajdywał jego matkę - martwą od paru tygodni. Rozrywali ją. Gryźli. Wtedy żyłka mu pękła. Przekroczyli granice. Wypowiedział jedno słowo i... Wszyscy byli martwi. Widział jak umierali przez niego w bólu. Zamknął się w sobie i wędrował. Miał myśli samobójcze, ale powstrzymała go  pewna Wadera... Wtedy to dołączył do WCP.
Rodzina
Matka Igried Ojciec Deirgi - łączyła ich nadprzyrodzona więź
Partner/ka: Kto by pokochał Wilka Śmierci?
Potomstwo: Brak
Stanowisko W Watasze: Mag
Rasa: Wilk Śmierci
Żywioły: Czas
Moce:
~Potrafi panować nad czasem. Zmieni bez problemu przebieg zdarzeń, nigdy się nie pomylił i nie nad użył swej mocy. Może go cofnąć, przyspieszyć, zwolnić czy zatrzymać.
~Jednym słowem potrafi usunąć wilka z zapisu świata. Jednak każda śmierć którą zada postarza go o jeden rok życia. Użył tą moc tylko raz, zabijając wszystkich swoich oprawców.
~Potrafi cofnąć w czasie wybranego wilka, nie cofając innych oraz samego siebie.
~Potrafi rozmawiać ze zmarłymi. Rozumie ich głosy i sam zna każdą literę alfabetu dusz.
Umiejętności: Wzrok: 10 | Słuch: 10 | Węch: 10 | Zwinność: 10 | Siła: 5 | Szybkość: 5 | Intelekt: 15 | Magia: 35 |
Właściciel: DarkStormFT
Inne Zdjęcia: Brak

Od Survival

Nie mogłam się doczekać chwili w której przeciągnę córkę na złą stronę. Będziemy razem rządzić światem. Ale żeby się to udało muszę się z nią spotkać i dowiedzieć czy kogoś kocha. Jeżeli tak muszę się go pozbyć. Choć najtrudniejsze będzie się do niej zbliżyć, muszę jej nagadać, że nie chciałam jej zostawiać, że zabrano mi ją. Musi myśleć że nie chciałam tego i że walczyłam o nią. Będzie to proste. Przecież jest taka naiwna, no chyba że coś się zmieniło. Jednak nie mogłam dłużej się zastanawiać, im później pójdę do niej, tym trudniej ją będzie przekonać. Szybko wyszłam z jaskini. Z łatwością mogłam ją znaleźć. Wystarczyło mi to że jest moją córką i mamy taką samą krew. Gdy zapach słabł zaczęłam biec. Tak się rozpędziłam, że trudno było mnie zauważyć. Uśmiechnęłam się szyderczo, było by pięknie patrzeć na śmierć bliskich mojej córki. Zapach był teraz intensywniejszy, jeszcze przeskoczę przez przewrócone drzewo i już będę na miejscu. Nagle jakiś wilk na mnie wpadł. Trop zniknął. Zła warknęłam i przyłożyłam łapę do szyi wilka. Wyciągnęłam pazury i mruknęłam:
-Coś ty narobił?!
Wilk patrzył na mnie zdziwiony, przycisnęłam go do ziemi i zapytałam:
-Głuchy jesteś?!
-Nie.
-To gadaj.
-Nie chciałem na ciebie wpaść. A ty co tak się złościsz?
<Jakiś basior?>

Od Ryena cd. Aimer

Biegłem przed siebie, wydawało mi się, że to najlepsza opcja. Gdzieś z tyłu głowy zaplątała mi się myśl, że znam to miejsce. Krajobraz jaki się przede mną malował składał się z różnorakich czerwonych surowców i ognia. Pomysł wadery wydał mi się dość dobry, jednak wiedziałem, że ucieczka prędzej czy później i tak skończy się złapaniem. To szkielety, a więc są martwe, co za tym idzie do zmęczenia im daleko. Wadera odbiła się od mojego grzbietu i dosłownie w ułamku sekundy trzepotała już skrzydłami. Nie poczułem zbyt wielkiej różnicy, Aimer należała do grona lżejszych wilków.
- Sir Ryen, proszę się zatrzymać. - Usłyszałem za sobą, słowa powiedziane były w języku od którego aż ugięły mi się kolana. Plącząc się we własnych nogach upadłem na parującą z ciepła powierzchnię. Zrobiło mi się niedobrze, poczułem się tak, jakby ktoś sprzedał mi kopniaka w żołądek. Postawny, dumnie prezentujący się jeleń zwrócił w moją stronę puste oczodoły, zapewne zastanawiając się dlaczego leżę. Podniosłem się niechętnie, aczkolwiek dając do zrozumienia, że upadek był drobnym błędem a z moją osobą lepiej nie dyskutować. Po prostu mój całokształt prezentował się równie dumnie jak jelenia. Spoglądałem na gromadę niższych szkieletów jeleni spode łba. Zapewne byli to podwładni stojącego przede mną osobnika.
- Czego? - Wyharczałem językiem demonów. Mój głos wskazywał na brak szacunku, arogancję wręcz, ale też i mało pokojowe nastawienie. Krótko mówiąc wskazywał na to, jakie podejście mam do tego miejsca i wszelkich zamieszkałych tu bytów.
- Wybacz nachalność sir, jednak on pragnie więcej ofiar. Obieca.. - Wszedłem mu w słowo.
- Nie przypominam sobie. Nazywam się Ryen, zamieszkiwałem północ, aktualnie jestem tu. Całe życie spędziłem w zgodzie z sobą, nigdy nie sponiewierając duszy w tym podłym miejscu. - Wytłumaczyłem spokojnie, po moich słowach nastała cisza. Usłyszałem oddech Aimer, jedyny na przestrzeni najbliższych kilku kilometrów. Spojrzałem w lewo i zorientowałem się, że cały czas stała tuż koło mnie. Wyglądała na zdezorientowaną, a ja sam nie wiedziałem jak jej to wszystko wytłumaczyć. 
<Aimer?>

Od Kendriu cd. Scarlett

- Rozejrzałabym się tu bardziej, tak na wszelki wypadek. - Powiedziała wadera na co ja skinąłem twierdząco głową. Powędrowała w stronę ciągu tunelu.
- Niesamowite... - Przyglądałem się kryształowi. Niespodziewanie zmienił on kolor swej poświaty na czerwony na co ja lekko podskoczyłem. W blasku czerwieni na ścianie uformował się napis "Iluzja?". Nie rozumiałem o co chodzi. Odsunąłem się natychmiastowo. Postanowiłem poszukać Scar, która okazała się stać za mną.
- Scar, nie strasz mnie tak... Znalazłaś coś? - Spytałem, a ta patrzyła na mnie bez ruchu. Tak jakby zastygła.
- Scar? Emm, nie ważne. Słuchaj zobacz ... - Wskazałem na napis, ale ta nawet nie odwróciła głowy.
- Wystraszyłaś się czegoś? - Brak odpowiedzi mnie dobijał. Czy to na pewno była Scarlett?
- Wiesz może lepiej opuśćmy już to miejsce, jakoś... - Wadera postawiła krok przed siebie i zaczęła iść trochę żywiej. Szliśmy tam, gdzie ona poszła na początku, co wydawało się dość dziwne. Po chwili marszu zauważyłem sporych rozmiarów. Patrząc w jego stronę blask kryształów, który go otaczał kaleczył moje oczy. Spojrzałem bardziej w prawo, aby trochę załagodzić ból i wtedy zobaczyłem przypatrującą się temu czemuś Scarlett. Natychmiast spojrzałem za siebie, ale było za późno. Mój język został zatrzymany białą chustą trzymaną przez sobowtóra Scar. Jego druga łapa, która chusty nie trzymała powędrowała z drugą, ale tym razem czarną do mojego nosa. Automatycznie powieki zaczęły się robić ciężkie, a mięśnie przestały pracować.
~*~
Otworzyłem oczy tuż nad moją towarzyszką, która rozmawiała... Ze mną. Właściwie to nie mną, ale moim sobowtórem. Opowiadała o wszystkim co zobaczyła. Nie mogłem się ruszyć, cały byłem obwiązany czarnymi chustami. Były one na mnie tak zaciśnięte, że doprowadzały me oczy do łzawienia. Nagle usłyszałem słowa.
- Co teraz zrobimy? - Samica pytała mnie, a właściwie nie mnie o plan. Zmartwiło mnie to. Bałem się, że ten potwór coś jej zrobi, tak jak zrobił mi. Moje oczy coraz bardziej robiły się szklane, aż wpadłem na pewien pomysł. Łzy... Łzy, łzy, właśnie łzy! Usiłowałem wydusić z siebie dużą łzę co do najłatwiejszych nie należało, ponieważ nad łzami panować nie potrafiłem. Jednak mniejsze krople spadały w dół, aż w końcu sprowokowały Scarlett do spojrzenia w górę.
- Aaa! - Odskoczyła, a ja głową spróbowałem wskazać, aby stąd jak najszybciej uciekała. "Kendriu" zmienił się we wcześniej widzianego mi już potwora i groźnie zawarczał. Był ode mnie teraz z trzy razy większy. Że też zostawiłem dziś Echo w domu... Jakoś udało by mi się nim przeciąć te wstrętne podobne do pajęczyn chusty! Moja towarzyszka zrobiła kilka kroków w tył. Ja próbowałem jak najszybciej rozerwać to co mnie więziło, ale na marne. Było zbyt mocne. Niespodziewanie zobaczyłem przede mną Scar, która rozerwała coś z czym się męczyłem. Spadliśmy na ziemię, a od potwora dzieliły nas cztery metry. Stanąłem przed Scarlett i zacząłem głośno warczeć.
- Czego chcesz?! - Usłyszałem śmiech. Potwór skoczył na mnie, a gdy spróbowałem go odepchnąć upadłem na ziemię.
- Co jest! - Wykrzyczałem już trochę wściekły.
- Ilussssia? - Słyszałem szepty.
- Nie rozumiem nic z tego. Scar jakieś pomysły? - Spytałem nadal zasłaniając ją ciałem.

<Jakieś pomysły? xD>

Od Laini ya bluu

Obserwowałam co się dzieje. Jakieś wilki strasznie się kłóciły. Uśmiechałam się czasem, jak coś mnie rozśmieszyło w ich rozmowie. A najlepsze jest to że są tacy tępi, że się dalej nie zorientowali, że ktoś ich obserwuję. W końcu nie mogłam wytrzymać i wybuchłam śmiechem. Obydwoje popatrzyli na miejsce w którym się ukryłam. Spojrzeli na siebie znacząco i powoli się zbliżali. Gdy skoczyli znalazłam się na drzewie. Gdy jeden spadł na drugiego, znów wybuchłam śmiechem. Widać było że się wkurzyli. Zaczęli okrążać drzewo. Ja się szybko przeteleportowałam wyżej i zamieniłam w liścia. Jeden z basiorów wskoczył w miejsce w którym wcześniej się znajdowałam, a drugi poszedł sobie. Wilk zaczął mnie szukać, jednak nie mógł znaleźć. W końcu zeskoczył i poszedł w krzaki. Gdy zniknął, odmieniłam się i zeszłam z drzewa. Zaczęłam iść w kierunku jaskini i szepnęłam do samej siebie:
-Co za tępe istoty...
Nagle poczułam że coś idzie w moim kierunku. Odwróciłam się, lecz było za późno. Ktoś zdążył skoczyć na mnie. Spojrzałam na tego ktosia, był to ten sam basior co mnie szukał. Uśmiechnęłam się i zapytałam:
-Czy był byś tak łaskawy, i zszedł byś ze mnie?
-I po co Ci to było?
-Niby co?
-Ty dobrze wiesz co!
-Chodzi Ci o zwierzę które was podglądało i nazwało tępymi istotami?
-Nie masz prawa tak o mnie mówić.
-A jak tego nie zrobię to co? Nakrzyczysz na mnie?
Zaśmiałam się, a basior się strasznie wkurzył. Przycisnął mnie mocniej do ziemi. Powiedziałam:
-To puścisz mnie?
-Czemu miałbym to robić?
-Bo Ci rozkazuję.
Tym razem to basior się zaśmiał. Tak długo się śmiał, że prawie usnęłam. Ziewnęłam i mruknęłam:
-Poczekaj chwile, przyniosę sobie coś do spania i będziesz mógł dalej się śmiać...
Teraz sobie pomyślałam, jaki ja mam cudowny dar. Muszę z niego więcej korzystać, jego mina była bezcenna! Patrzył na mnie i zastanawiał się co ze mną zrobić. W końcu przerwałam ciszę i zapytałam:
-Jak masz na imię?
-Nie twój interes.
-Ja Aliendelea, teraz ty się przedstaw.
-Czemu Ci zależy?
-A tobie zależy bym cię nazywała tępą istotą?
-Ech...<Imię>
-Na taką odpowiedź czekałam.
-Czemu jesteś taka denerwująca?
-Taki mam dar. A teraz mnie puścisz?
Wilk pokręcił głową, miałam tego dosyć. Nagle, drzewo zaczęło się przewracać. Wilk spojrzał na nie, a ja uciekłam. Basiora przygniotła wielka roślina. Usiadłam i powiedziałam:
-Trzeba było mnie wypuścić wcześniej.
Wilk patrzył na mnie z nienawiścią, zakładało się wspaniale.
<Ktosiek? :3>

Od Scarlett cd. Kendriu

- Wyglądają na dosyć cenne... nie popsujesz ich? - spytałam z lekkim powątpieniem w głosie.
- Znam się na takich rzeczach. - bąknął pod nosem dalej kreśląc wzory na krysztale.

Podeszłam więc kilka kroków bliżej, również przyglądając się świecidełkowi.

- Jest piękny

- Wiem, idealnie nadawałby się do mojego wynalazku.

- Ciekawe kto go tu umieścił... - Przekrzywiłam głowę lekko w bok.

- Nie wiem... Ale chciałbym go sobie wziąć. - Uśmiechnął się lekko. - Myślisz, że jest ich tu więcej?

- Możliwe... Rozejrzałabym się tu bardziej, tak na wszelki wypadek. - Powiedziałam odchodząc trochę dalej.

Kendriu został przy krysztale dalej go podziwiając, podczas gdy ja odkryłam kolejne dwa korytarze. Po dłuższym namyśle poszłam w lewo. Z początku ciemność nieco mnie przerażała, lecz okazało się że w ścianach jaskini ukryte są inne świecące kamienie tworząc jakby ścieżkę prowadzącą dalej. Z początku po mojej głowie krążyły myśli związane z jakimś większym skarbem, lecz niedługo później opuściły one mój mózg. Usłyszałam dziwne dźwięki dochodzące z oddali i szybko pożałowałam, iż basiora przy mnie nie ma. Co jak co, ale we dwójkę zawsze raźniej. Mimo to dalej brnęłam przed siebie, napędzana czystą ciekawością. Odgłosy stały się coraz bardziej głośne i napędziły mi niemałego stracha. W końcu ujrzałam światło, które mnie oślepiło i pobiegłam tam jeszcze szybciej. Niepewnie wychyliłam się zza rogu i poczekałam aż moje oczy przyzwyczają się do dziwnego blasku. I właśnie wtedy zauważyłam dość dużego potwora leżącego pośrodku pomieszczenia. Najprawdopodobniej spał... A za nim spoczywał kolejny kryształ. Lecz kilka razy większy niż ten, którego widzieliśmy w poprzedniej jaskini. Muszę zawołać Kendriu... Z pewnością mu się to spodoba. Już miałam się odwrócić i przekazać dobrą informację mojemu towarzyszowi, gdy nagle stwór otworzył oczy.
Wspomniałam już, że mam pecha?
Rozejrzał się po pomieszczeniu, lecz najwyraźniej mnie nie zauważył. Tak więc po cichu ruszyłam za siebie co chwila oglądając się czy aby na pewno nic za mną nie podąża.
Biegiem ruszyłam w stronę basiora i ujrzawszy go szybko powiedziałam mu o zaistniałej sytuacji.
- Co teraz zrobimy? - spytałam z ciekawością?

<Kendriu? Troszku się skomplikowało...>

Powitajmy Waderę - Laini ya bluu!

(Autor Zdjęcia: Fukari)

Imię: Wszyscy znają ją jako Aliendelea choć jej prawdziwe imię to Laini ya bluu

Pseudonim: Mów jej Lea

Wiek: 3 Lata

Wygląd: Jest ona wysoką, chudą waderą o białym futrze. Na plecach ma niebieski pas w lamparcie cętki, który ciągnie się aż do końca ogona. Jej oczy są duże, limonkowe, a jedno z nich zasłania grzywka koloru morskiego. Na grzbiecie ma dłuższą sierść. Na grzywce, plecach i ogonie można zauważyć pawie pióra. Uszy wader są duże, a w jednym z nich są trzy kolczyki. Na lewej, przedniej łapie ma kilka bransoletek, a na szyi kilka naszyjników.

Charakter: Nie należy do zbyt miłych wader, często jest wredna. Innych traktuję jak sługi, a sama uważa się za królową. Wadera ta jest bardzo ciekawska i zawsze wpycha nos w nie swoje sprawy. Często zwala winę na innych, bo ona przecież nigdy nie zawiniła. Jeżeli spodoba jej się basior, będzie chciała za wszelką cenę go uwieść. Jeżeli chodzi o przyjaciół, to nie wiele ich ma. Jednak jak znajdzie się ktoś taki, to zwykle traktuje go troszeczkę lepiej od innych, udaje że jej nie lubi i że jest tylko po to by za nią robić różne rzeczy. W głębi duszy Lei cieszy się że ma tą osobę za przyjaciela i często ma ochotę go przytulić. Jest bardzo inteligentna. Nigdy się nie poddaje, zawsze dąży do celu.

Historia: Była córką alf, była wielbiona przez jej "sługosów", każdemu wmawiała różne rzeczy żeby ją kochali i dawali prezenty. Rodzice też ją strasznie rozpieszczali, i zawsze gdy ona coś złeto zrobiła karano kogoś innego. Po tym jak wadera skończyła 2 lata, przybył nieznajomy basior. Mówił że przybywa z podarkiem do króla i królowej. Okazało się że były to węże, które na jego rozkaz zabili rodziców Lei. Wściekła prawie zabiła basiora, jednak królestwo ją zatrzymało i oskarżyło o zabicie alf. Po kilku miesiącach znalazła się tutaj, i czeka aż zabójca jej rodziców przyjdzie sam do niej.

Rodzina: Matka Elandera
Ojciec Urus

Partner/ka: Brak

Potomstwo: Brak

Stanowisko W Watasze: Alchemik

Rasa: Wilk Magii

Żywioły: Materia

Moce: -Potrafi spowodować wybuchy, małe jak i duże
-Stworzyć jakiś przedmiot
-Zmiennokształtność
-Potrafi się teleportować
Zna ponad miliardy zaklęć tych Czarnej jak i Białej magii

Umiejętności: Wzrok: 8 | Słuch: 8| Węch: 8 | Zwinność: 30 | Siła: 8 | Szybkość: 10 | Intelekt: 10 | Magia: 10 |

Właściciel: Almasi.banshee@interia.pl

Inne ZdjęciaJako Człowiek

sobota, 26 maja 2018

Od Layli - Moja Historia

Każdy z Was przyznać musi że rozstania są trudne. Tak było i tym razem, para zakochanych w sobie na zabój wilków miała trójkę młodych. Jednak ich rodzice wcale o tym nie wiedzieli, właściwie urodziły się tego samego dnia w którym musieli je oddać. Nikt nie wie jak mieli na imię, jednak porównałabym ich do Juli i Romea, którzy również mieli pod górkę w życiu miłosnym. To byli właśnie rodzice Naszej bohaterki, Layli. Oddali swoje młode pewnej starej lisicy. Minęło kilka miesięcy, Layla jak i jej dwójka rodzeństwa dorastali sądząc że lisica to ich matka. Ale Lala wiedziała że jest wilkiem i wcale nie jest w odpowiednim miejscu. Kiedy każdy z młodych osiągnął półtora roku lisica zmarła. Pochowali ją i żyli w tym samym miejscu. Jednak Jack gonił za miłością, Lena za przygodami, a Layla zaś goniła przeszłość...
Rozstawali się przez kilka dni, aż pewnej nocy wyruszyli mając nadzieje że kiedyś się spotkają. Wiedząc że nie ostatni raz się widzą, kiedyś ich drogi się zejdą. Layla ruszyła na północ a po drodze czekały na nią same pułapki i przeciwności losu. Walczyła z nimi wiedząc że postępuje dobrze. niestety zostawiła po sobie kilka złych wizytówek obok martwych ciał wilków. Zawsze mówiła że sprawiedliwość nigdy nie śpi. Kochała życie wojowniczki pozostawionej przez los, jednak dobrze wiedziała że stać ją na więcej. Skończyła z samotnym tułaniem się wtedy gdy weszła do lasu w którym wydało jej się magicznie. Dopiero tego dnia odkryła co tak naprawdę potrafi, tępiła dalej wilki które chciały jej głowy i niestety nie tylko. Musiała, albo oni albo ona. Kończąc trzy lata zawitała na nieznane jej tereny które roiły się od wilków. Wzbijając się w niebo widziała kilka osobników, kiedy do nich podeszła okazało się że mieści się tutaj wataha. Nie wahając się już dłużej postanowiła dołączyć...

Powitajmy Nową Waderę - Layla!

 (Autor Zdjęcia: Nie znany)
Imię: Layla (czyt. Lajla)

Pseudonim: La, Alya, Ayla, La,Aya,Lala.

Wiek: 3 Lata

Wygląd: Wadera o niebieskich oczach, z biało-czarnym umaszczeniem. Jej skrzydła są o takiej samej maści jak reszta części ciała. Wyróżnia się nietypową łatką w kształcie księżyca. Biała grzywka czasami zasłania jej prawe oko. Widoczne mięśnie na jej łapach nie wyrosły od tak...

Charakter: Laylę cechuje ogromna odwaga jak i lojalność, to często jednak przeszkadza w niektórych sytuacjach. Na dobrą sprawę dla obcych jest tajemnicza, potrafi zachować zimną krew. Ogółem trzeba przyznać że potrafi kierować innymi wilkami, w sensie jest dobrym mówcą. Czyli ma również cechę: władcza. Potrafi dobrze kierować innymi a przy tym racjonalnie myśleć. Zdecydowanie opiekuńcza, jeśli trzeba.  Czasami dla samców bywa złośliwa, tylko dlatego że to jej praca i bierze nadgodziny. A tak naprawdę, po prostu to lubi. Bywa przebiegła, jednak waleczna jak lew. Wierna, przyjazna, dusza towarzyska. Ma wrodzoną inteligencje, a przy tym silną wolę. Lubi stawiać na swoim ale ceni sobie zdanie innych.

Historia: Każdy z Was przyznać musi że rozstania są trudne. Tak było i tym razem, para zakochanych w sobie na zabój wilków miała trójkę młodych. Jednak ich rodzice wcale o tym nie wiedzieli, właściwie urodziły się tego samego dnia w którym musieli je oddać. Nikt nie wie jak mieli na imię, jednak porównałabym ich do Juli i Romea, którzy również mieli pod górkę w życiu miłosnym. To byli właśnie rodzice Naszej bohaterki, Layli. Oddali swoje młode pewnej starej lisicy. Minęło kilka miesięcy, Layla jak i jej dwójka rodzeństwa dorastali sądząc że lisica to ich matka. Ale Lala wiedziała że jest wilkiem i wcale nie jest w odpowiednim miejscu. Kiedy każdy z młodych osiągnął półtora roku lisica zmarła. Pochowali ją i żyli w tym samym miejscu. Jednak Jack gonił za miłością, Lena za przygodami, a Layla zaś goniła przeszłość...
Rozstawali się przez kilka dni, aż pewnej nocy wyruszyli mając nadzieje że kiedyś się spotkają. Wiedząc że nie ostatni raz się widzą, kiedyś ich drogi się zejdą. Layla ruszyła na północ a po drodze czekały na nią same pułapki i przeciwności losu. Walczyła z nimi wiedząc że postępuje dobrze. niestety zostawiła po sobie kilka złych wizytówek obok martwych ciał wilków. Zawsze mówiła że sprawiedliwość nigdy nie śpi. Kochała życie wojowniczki pozostawionej przez los, jednak dobrze wiedziała że stać ją na więcej. Skończyła z samotnym tułaniem się wtedy gdy weszła do lasu w którym wydało jej się magicznie. Dopiero tego dnia odkryła co tak naprawdę potrafi, tępiła dalej wilki które chciały jej głowy i niestety nie tylko. Musiała, albo oni albo ona. Kończąc trzy lata zawitała na nieznane jej tereny które roiły się od wilków. Wzbijając się w niebo widziała kilka osobników, kiedy do nich podeszła okazało się że mieści się tutaj wataha. Nie wahając się już dłużej postanowiła dołączyć...

Rodzina: Siostra Lena, brat Jack. Reszta zaginęła lub zginęła...
Przybrana matka- Lisica Megan

Partner/ka: Jeszcze nie trafiła na tego jedynego....A kto wie...kim on będzie?

Potomstwo: Nie myślała nad tym.

Stanowisko W Watasze: Wojownik

Rasa: Anioł

Żywioły: Pogoda

Moce: Panuje całkowicie nad pogodą, potrafi przywołać chmury, deszcz, burzę, śnieg, słońce, wichurę, zamieć itp. (najlepiej wywołuje tornada, niestety często jej stan emocjonalny wpływa nieoczekiwanie na pogodę.)

Pogodowych mocy używa do walki, nie raz jej przeciwnik dostał piorunem, lub został utopiony przez tsunami, ten ostatni skończył w czeluściach przez trzęsienie ziemi.


Wiatr jest jej szpiegiem-rozumie mowę wiatru i przez to ma wyostrzony zmysł słuchu.


Potrafi zmienić się w powietrze dzięki czemu jest niewidoczna i szybka. Często jednak może ukazać swoją sylwetkę gdy chce.

Umiejętności: Wzrok: 10 | Słuch:15 | Węch: 5 | Zwinność: 10 | Siła: 15 | Szybkość: 15 | Intelekt:15  | Magia: 15 |

Właściciel: moonwolforyuki@gmail.com

Inne Zdjęcia: Brak