piątek, 13 lipca 2018

Od Feroxa CD. Venus

Wadera ruszyła na przód, najwyraźniej prowadząc nas do Alfy. Ruszyłem za nią, a na końcu szczeniaki. Po jakimś czasie Nixy wyrównała krok i szła już w jednej lini ze mną.
Postanowiłem nie komentować tego, ponieważ nie chciałem ryzykować kolejną kłótnią. Jedna gwałtowna zmiana pogody na dzień wystarczy. Za dużo energii mnie kosztował ten wybuch gniewu... Po jakichś dwudziestu minutach usłyszałem cichy szmer, a raczej głos. Nie rozumiałem go. Postanowiłem potrząsnąć głową, żeby się lekko rozbudzić i móc lepiej odbierać otaczające mnie bodźce. Jako pierwszy dotarł do mnie głos Venus. Rozochocona najwyraźniej rozmawiała z moją starszą siostrą, a Axyo i Dex ze sobą.
Nie miałem najmniejszej ochoty skupiać się na głosie Nix, więc zainteresowałem się rozmową szczeniaków. Przeszedłem na koniec, żeby być za nimi.
- Ja to zostanę największym i najgroźniejszym wilkiem w watasze! Będę najlepszym wojownikiem jakiego świat widział, a zwierzęta same będą mi się podkładać, żeby nie zobaczyć jak się złoszczę!- mówił z dumą i niewiarygodną fascynacją Dex.- Będę nawet lepszy niż Ferox, a może i już jestem!- Chciałbym to zobaczyć.
- A ja kim będę?- spytał Axyo, jak zwykle swoim niewinnym głosikiem, przy okazji machąc pociesznie ogonem. W jego oczach pojawił się typowy dla niego błysk. Jakby iskierki chciały się wydostać na zewnątrz tafli lodowej. Tylko jego oczu za nic w świecie nie można by porównać do niczego zimnego. Wręcz biło od nich ciepłem i ufnością. Czerwony kolor dodatkowo dopełniał ten obraz.
- Ty? Najpewniej przynętą.- Dex wyprostował się dumnie i zaczął opowiadać wszytko wiedzącym głosem- Szybko biegasz, bo wszystkiego się boisz i jesteś stworzony do uciekania. Prędzej jeleń upoluje ciebie niż ty jego.- Po tej jakże dogłębnej analizie zaśmiał się gardłowo. Pewnie chciał wywołać efekt diabolicznego śmiechu, ale nie wyszło mu to zbyt dobrze.
- Ale ja nie chcę! Też chcę być wojownikiem!
- Haha, a poradzisz sobie?
- Poradzę! Dam radę!
- Będziesz się bał własnego cienia. Wyobraź sobie, że wysyłają cię na na teren potworów na rozeznanie. Nie przetrwasz tam pięciu minut, albo od razu uciekniesz z krzykiem. Przestraszysz się własnego cienia zanim jakakolwiek bestia na ciebie spojrzy. Co to ma być za wojownik? Lepiej zostań bibliotekarzem lub kimś w tym rodzaju. Teraz to może wyślą cię do przedszkola.
Nie. Tego już za wiele. Sądzi, że Axyo się wszystkiego boi? To zobaczymy.
- Ale może...
- Po prostu sobie nie poradzisz, Ax.- Dex spojrzał na niego z góry, a młodszy skulił się, najwyraźniej dając za wygraną. Dzięki temu, że opuścił wzrok, zauważył mnie. Puściłem mu konspiracyjne oczko. On uśmiechnął się uradowany i zaczął lekko machać ogonem. Podkradłem się bliżej Dexa.
Poruszałem się bezszelestnie. Moje łapy sunęły po ziemi jakby ich tam nie było. Słońce świeciło nam z naprzeciwka, dzięki czemu mój braciszek nie mógł dostrzec mojego cienia. Idealne okoliczności
- BU!
- AA#%*#Aaa$**#*%AaAaa#*!!- szczeniak podskoczył z piskiem i praktycznie się przewracając przyspieszł. Zacząłem się śmiać jak nienormalny, a Axyo razem ze mną. Nixy i Venus zwróciły na nas uwagę dopiero kiedy Dex warknął z wściekłości i zrezygnowania.
- I kto tu się boi własnego cienia, braciszku?- pomyślałem, że dam mu prawdziwą lekcję co do szatańskiego śmiechu, który tak nieudolnie, przed chwilą próbował naśladować.
Wydobyłem z siebie gardłowy rechot, podobny do tych, jakie wydawali z siebie psychopaci stojący nad ofiarą. W chwili kiedy mogą zabawić się w bóstwo i decydować o czyjejś śmierci. Kiedy czują władzę nad kimś słabszym i bezbronnym. Zaśmiałem się jak szaleniec z krwią na łapach i pysku. Nie do końca wiadomo z czyją krwią.
Oh, jak dawno nie polowałem. Pora to zmienić.
- Tak śmieje się istny Bóg Śmierci!- zawołałem kiedy znormalniałem odrobinkę.- Jeszcze raz spróbujesz ubliżać bratu, to zabiorę cię na polowanie. Specjalnie znajdę coś tak groźnego, żeby cię rozszarpało. Rozumiemy się?- Dex przestraszony pokiwał głową i zrównał krok z siostrą.
- Dziękuję, Feri.- Axyo dalej machał ogonem z uśmiechem na pysku.
- Nie ma za co.- odwzajemniłem uśmiech. Za chwilę przypomniałem sobie coś. Moja zacna rodzinka była głodna.- Możemy zrobić postój? Bo jeśli nikt nie ma nic przeciwko, to ja załatwię coś do jedzenia.- Spojrzałem na białą waderę. To od niej oczekiwałem odpowiedzi, zważywszy na to, że to jej teren, a raczej jej watahy. Tak, czy inaczej, nie mieliśmy prawa robić tu niczego bez przyzwolenia.
- Chwilowa przerwa raczej nie zaszkodzi.- odpowiedziała Venus, zatrzymujac się i machając ogonem. Wszyscy stanęli.
- Popilnujesz szczeniaków? Ostatnio jakoś nie specjalnie ufam siostrze.- przyznałem rzucajac Nixy pogardliwe spojrzenie. Znów spojrzałem na Venus, nie chcąc doczekać się reakcji starszej.
- Jasne.- Ze spokojem zostawiłem wszystkich w tyle oddalając się w stronę lasu. Biegiem.

Po około dziesięciu minutach upolowałem sarnę i zaciągnąłem ją do reszty. Byłem strasznie umazany krwią, ze względu na to, że sarna się szarpała, jak usiłowałem ją zabić w bardziej cywilizowany sposób. Niestety łapiąc ją musiałem zaatakować tętnicę, gdyż w innym wypadku uciekłaby zraniona, więc stałaby się łatwym celem dla kogoś innego. A ja koszmarnie nie lubiłem jak jedzenie mi uciekało.
- Dziękuję, że popilnowałaś szczeniaków.- zwróciłem się do wadery
- Nie ma sprawy.- odpowiedziała szczerząc się.
Szczeniaki rzuciły się na pożywienie i zaczęły pałaszować je z lubością, jak banda barbarzyńców.
- Dużo czasu zajmie dotarcie stąd do Alfy?- Zerknąłem niepewnie na Axya. Nie byłem pewny czy poradzi sobie przy dłuższym marszu. Szedł już długo z krótkimi przerwami. A w końcu jest najmłodszy. Powinienem znaleźć mu stałe lokum. Głupia Nixy. Szczeniaki są zmęczone. Nie wiem do tej pory co ona sobie myślała. Przez nią nie mamy domu.
- No nie wiem. Może za pół godzinki będziemy na miejscu wliczając czas na jedzenie.- Ulżyło mi. Pół godziny to wcale nie tak znowu dużo. Axyo powinien sobie poradzić. W razie czego, przez tak krótki czas jestem w stanie go ponieść. Kamień z serca.
- Dzięki, że pomagasz.- uśmiechnąłem się delikatnie przez chwilę. Tylko przez chwilę. Tyle starczyło.
Wadera zaśmiała się cichutko, jednocześnie powiększając swój uśmiech. Jej głos zdawał się być lekki jak piórko niesione przez wiatr.
- Nie ma za co. To czysta przyjemność.
Poczułem coś mokrego na łapie. Krew skapnęła mi z pyska na nią, zostawiając małą, czerwoną kropeczkę i przypominając mi o posiłku. Spojrzałem na pałaszujące sarne rodzeństwo.
- Nie idziesz?- Venus doskonale wiedziała, że mówiłem do niej, mimo tego, że na nią nie patrzyłem.- Lepiej będzie jak coś zjesz.
- Em... racja.- odpowiedziała zmieszana i udała się w stronę zwierzęcia. Pewnie nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś jej matkuje. Niestety w mojej obecności była na to skazana. To jedna z moich cech. Opiekuńczość. Bleh. Ktoś mi kiedyś mówił, że przez to źle skończę. Nie byłem wtedy typem wilka, który wypełnia czyjeś rozkazy. Wolałem żyć według swojego systemu. I tak mi zostało. Teraz zostałem niańką. Dołączyłem do posiłku.
Dalsza droga upłynęła mi na milczeniu i przemyśleniach. Byłem tylko ja i mój umysł. Nie skupiałem się na niczym oprócz własnych myśli. To chyba była medytacja. Nie wiem. Nigdy się tego nie uczyłem, a medytację podobno trzeba opanować. Nie ważne.
Dotarliśmy do celu. Znaczy... Stanęliśmy.
Jezioro?! Co to ma być?!
- Co to jest?- warknąłem trochę zdenerwowany- Mieliśmy iść do Alfy, a tym czasem zatrzymujemy się na jakimś...
- Feri..- Dex wypowiada moje imię, żebym się ogarnął. Miał rację. Westchnąłem.
- No ej... Pierwsze wrażenie jest najważniejsze, co nie?- mówi Venus spokojnym głosem. Nie rozumiem za bardzo o co jej chodzi. Na moje pytające spojrzenie wadera odpowiada pytaniem.- Chcesz iść do Aimer cały we krwi?
Aimer. To pewnie jej Alfa.
Stop. Cisza. Postanowiłem zamilknąć i policzyć w myślach do tylu, przy ilu byłbym maksymalnie spokojny. Wystarczyło sześć.
- Masz rację. Wybacz. Łatwo się denerwuję.
- Potwierdzam!- krzyknęła Nixy stojąca nie dalej niż dziesięć metrów ode mnie. Zaraz za nią był Dex.
- Ja też!
Axyo się nie odezwał. Jedyny po mojej stronie. Odwracam się w jego stronę i posyłam mu ciepły uśmiech, który ponownie szybko zdejmuję.
- No to fajnie.- słyszę po swojej lewej. Nie zdążam nawet przekręcić głowy, a już ląduję w zimnej wodzie. Nie krzyczę. Dawno nie krzyczałem. Strach nie jest tu na miejscu. Z początkowym trudem utrzymuję się na powierzchni. Po chwili słyszę głos Venus- „Łiii!”. Znowu słyszę plusk wody. Patrze na nią. Dzięki krwi z mojego futra uzyskała jasnoczerwoną barwę.
- Woda!- słyszę głos Dexa. Następny plusk.
- Jeeej!!!- Nixy skacze zaraz po nim, a następnie Axyo. Wszyscy pływają. Obmywają się z krwi. Też to robię, jakby miało zmyć to piętno zabójcy, które na mnie osiadło.
Kiedy Venus podpływa wystrczająco blisko, chlapię jej wodą w oczy.
- Mogłaś mnie uprzedzić.- śmieję się krótko.- Następnym razem będziesz pamiętać.
Ona też chlapie mi w oczy wodą.
- Ależ oczywiście.

Po dłuższej chwili wychodzimy z wody, cali mokrzy. Otrzepujemy się, a mimo to wiejący na nas lekki wietrzyk sprawia, że jest nam zimno. Axyo się trzęsie. Dex stara się być silny. Nixy to Nixy. Ona na to zasłużyła.
- Mam rozwiazanie.- biała, drobna wadera uśmiecha się delikatnie i macha ogonem. Chwilę potem widzę ogień. Patrzę Venus w oczy. Odbijają się od nich płomienie.
- Przydatna moc.- mówię z uznaniem. Wilczyca kiwa w milczeniu głową. Wszyscy przysówają się do ognia. Ogrzewają się. Axyo ziewa. Dex zaraz za nim. Za chwilę wszystkich dopada efekt domina. Zabawne. Dziesięć minut później wszyscy są susi. Axyo śpi. Jego starszy brat trzyma się jeszcze na nogach. Ani myślę budzić swojego najmłodszego braciszka. Biorę go na grzbiet. Jest jasno. W końcu jest dzień.
- W drogę.- wszyscy wstają. Dex cicho mruczy. Idziemy do Alfy.- Prowadź, Venus.- mówię szeptem. Znowu kiwa głową na „tak”. Idę za nią. Wszyscy idziemy.
Do nowego życia. Oby do lepszego.

<Venus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz