niedziela, 15 lipca 2018

Od Aloisa

Wracałem właśnie ze spotkania z alfą. Obejmowałem stanowisko wojownika. Prócz mnie są jeszcze dwa wilki. Nie ma szału, spodziewałem się bardziej pokaźnej armii. Kroczyłem z dumnie uniesioną głową przez polanę. Delektowałem się świadomością, iż właśnie zwracam na siebie uwagę innych wilków.
Na swoje mieszkanie wybrałem jaskinię wydrążoną u stóp stromego zbocza Gór Naimegiva, o ile dobrze zapamiętałem nazwę. Wejście było dość spore, więc wnętrze podczas dnia nie wymagało dodatkowych źródeł światła.

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Znudziło mnie już to bezczynne leżenie. Wyszedłem na zewnątrz. Bez większych przemyśleń ruszyłem przed siebie. Moja podróż nie cieszyła się zbyt długo spokojem i samotnością. Kilkanaście kroków od jaskini napotkałem waderę.
- Znasz może jakieś spokojne miejsce, gdzie niekoniecznie jest sporo wilków? - spytałem z lekkim uśmiechem.
Nim zdążyła odpowiedzieć przeniknąłem do jej myśli i ujrzałem miejsce, Szalon Spokoju, oraz trasę jak tam dotrzeć.
- Dzięki, już nie jesteś mi potrzebna.
- Ale.. - zaczęła zdziwiona.
Nie czekając na to, co próbowała powiedzieć odwróciłem się i odszedłem.

Trasa nie była długa, ani skomplikowana. Po dotarciu na miejsce wziąłem głęboki wdech. Chłodne, orzeźwiające powietrze wypełniło moje płuca. Cały obszar pokrywała warstwa białego puchu.
Znalazłem sobie dogodne miejsce, by się położyć i podziwiać widoki jednocześnie delektując się ciszą i spokojem. Nie wiem ile czasu upłynęło mi na zwykłym patrzeniu w dal.
Nagle usłyszałem skrzypienie śniegu. Ktoś nadchodził. Skrzywiłem się z niesmakiem. Akurat teraz ktoś tu przylazł. Była to wadera, chyba nawet ta sama którą spotkałem wcześniej. Stanęła sobie na samym skraju przełęczy. Debilizm. Każdy, kto choć trochę myśli wiedziałby, że to bardzo ryzykowne. Nie trwało to długo. Wadera poślizgnęła się i spadła z urwiska. Gdyby nie lekko wystający kamień, który udało jej się chwycić, niewiele by z niej zostało. Zaśmiałem się pod nosem. To było do przewidzenia. Powoli, bez pośpiechu podniosłem się i podszedłem do wiszącej wadery.
- Pomóż mi - powiedziała z szeroko otwartymi oczami - Proszę - dodała po chwili.
Niechętnie podałem jej łapę i wciągnąłem z powrotem na stały grunt. Spojrzałem na nią z góry.
- Gdybyś miała choć trochę rozumu, przewidziałabyś że tak to się skończy - skrzywiłem się i odwróciłem się z zamiarem odejścia.
- Zaczekaj - usłyszałem za plecami.


<Ktosiu?>

1 komentarz: