sobota, 20 października 2018

Powracamy!

Witam!
Dziś przychodzę do Was z informacją, iż wracamy do G R Y!
Wataha Ciemnej Pełni została zamknięta na dobre, ale wraca w formie nowego bloga pt. Line Between Worlds.

Linia między światami. W ten sposób pomiędzy górami sprzeczności toczyć się będą. Bez krwi, lecz z ranami. Wilki oraz gór Koty zajmą to miejsce, które świętością przodków przepełnione od dziś dzień będzie. Droga Wody, stworzona, w Jaskini Wodności godnością, szczyconego przepełni.
 Plemię Kota, Księżycem zwane stanie naprzeciw Wilka, Słońca. Będą pilnować linii środkowej. Nastają ciemniejsze czasy, ogień się zaostrza. Żadne z Plemion nie zostanie wyeliminowane, ale które zyska przewagę? Masz możliwość dokonania wielkiego. Zyskać szacunek i respekt wielki innych członków Plemiona. Ale czy aby na pewno jesteś w stanie to zrobić? Przekonasz się?

Po której więc staniesz stronie?

czwartek, 30 sierpnia 2018

Przerwa

Cześć!
Ostatnim czasy w moim życiu dużo się zmieniło. Prowadzenie bloga nie daje mi już radości takiej jak kiedyś. Uznałam, że potrzebuję przerwy. Nie wiem jak długiej. Rozpoczęłam pracę nad Wojną Z Ludźmi. Mimo to nie mam weny. Nic nie przychodzi mi do głowy. Jestem jakby "pusta". Pod znakiem zapytania można postawić to kiedy blog znów będzie aktywny. Rozpoczyna się szkoła, dlatego też rozumiem, że wiele osób nie będzie aktywnych. Dla niektórych rozpoczyna się nowy rozdział życia. Tak jest też w moim przypadku. Zanim jednak się z Wami pożegnam, chce z całego serca podziękować...
Moderatorce Bloga - Kene. Wybacz, że nie poinformowałam Cię o przerwie wcześniej i dziękuję za pomoc przy wszystkim.
Leaf Forest Flower... Wcześniej Diathesis. Mam nadzieję, że nie będziesz miała więcej złych dni ^^. Bardzo miło mi było z tobą pisać.
Venus, za to że tak długo ze mną wytrzymała.
Oliver, za podtrzymywanie dobrego humoru na chacie, ZAWSZE!
Feroxowi, Harytii, Io, Runie i Thinrow - za to że byliście! 
Pozostaje mi tylko napisać dwa ostatnie słowa. Do zobaczenia. Jeszcze raz dziękuję za te wspaniałe cztery miesiące. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy...
Aimer

środa, 22 sierpnia 2018

Od Theodosii cd. Runy

Niedawno pojawiłam się na tych terenach. Temperatura jesienią robiła się coraz zimniejsza. Dzisiaj miałam jednak niepisany zaszczyt oglądania okolicy utulonej w promienie światła. Wszystko zapowiadało, że dzień będzie jednym z tych cieplejszych i bardziej słonecznych. Uwielbiam podziwiać rośliny udające się na "zimowy sen" kiedy z góry świeci słońce, a sierść przeczesuje chłodnawy wietrzyk. Dla takich właśnie wrażeń wyszłam dziś wcześniej z jaskini - a raczej czegoś do niej podobnego, z kamiennymi ścianami, lecz znacznie mniejszego, o ledwo widocznym wejściu, które dodatkowo chroniły miłe pnącza. Zawsze byłam porannym ptaszkiem, więc nie potrzebowałam zachęty żeby wstać. Gdy tylko rośliny służące mi za żywe wrota wypuściły mnie na zewnątrz natychmiast zaczęłam badać otoczenie. Widuję je codziennie, ale ono przecież nie jest martwe - każdego dnia coś się w nim  zmienia, zwłaszcza o tej porze roku. 
Brodziłam łapami w rosie, przyjemne uczucie. Nawet przemoknięta sierść mi nie przeszkadza. Mgła schodząca ku ziemi zapowiadała dobry dzień. I taki okazał się być, bo w czasie spaceru ciepłe promyki zaczęły rozgrzewać moje ciemne futro. Zainteresowanie wzmógł we mnie jakiś wilk, tarzający się najlepsze w trawie, kilkadziesiąt metrów ode mnie. Bez większego zastanowienia zaczęłam iść w jego kierunku. Raczej nie jest to nikt, kogo do tej pory poznałam. Nieznajoma osoba podniosła się z ziemi, chyba mnie zauważyła, bo zaraz po tym jak się otrzepała wyczułam na sobie jej wzrok. 
W miarę kiedy byłam bliżej zauważyłam, że to jakiś basior. Chociaż równie dobrze mogłaby to być po prostu większa wadera. Dopiero kilka kroków przed nim i po jego głosie upewniłam się, że to samiec - umysł może w końcu płatać nam figle, prawda?
- Dzień rozpoczynamy od zabawy? - spytałam z uśmiechem namalowanym na pysku.
- Można tak to ująć - odrzekł.
- Theo. Miło poznać - rzuciłam żywo.
- Runa. Mi również.
- Nie sądzisz, że lepiej potarzać się w liściach? Można by zamieść je w jedną wielką kupkę! U, a skakałeś kiedyś na takie sterty z drzew? - spytałam, wlepiając wzrok w jego niebieskie tęczówki, lecz zaraz potem spojrzeniem ogarnęłam okolicę, szukając opadniętych liści.
- Hah, wilki raczej nie wspinają się na drzewa - powiedział z delikatnym uśmiechem.
- Kwestia wyboru. Od dawna tu jesteś?
- Niezbyt, ale okolica jest cudowna.
- Ja tez dotarłam tu niedawno. To jak, co z tymi liśćmi? - uniosłam brew.

<Runa?>

Od Thinrow cd. Olivera

Od niedawna miałam zaszczyt należeć do watahy. Pierwszy raz od długiego czasu mogłam żyć wśród istot mi podobnych. Mimo tego, że byłam nowa i nikogo jeszcze dobrze nie znałam, czułam specyficzną więź, która łączy mnie z resztą grupy. Było to niesamowite uczucie, którego wcześniej nie dane mi było poznać. 
Codziennie wstawałam wcześnie rano, by móc przechadzać się po terenach watahy i wśród głuchej ciszy, obserwować otaczający mnie świat. Okolica była inna niż moje rodzime lasy, toteż lubiłam zwiedzać wszystkie miejsca, poznawać każdy ich zakamarek. Nie inaczej było tego dnia, gdy wyjątkowo wstałam nieco później. Po zjedzeniu kilku polnych myszy, które udało mi się upolować, wybrałam się na spacer. Obrałam kierunek inny niż zwykle, z nadzieją, że zobaczę coś nowego. 
Przechodząc przez gęsty las ze zdradliwym podszyciem, co chwile ujawniającym nowe dziury oraz ostre kamienie, gdzieś w oddali dostrzegłam lustro wody. Promienie słońca odbijały się od tafli, sprawiając, że wyglądała wręcz magicznie. Od dawna nie widziałam tak pięknej wody. Postanowiłam podejść bliżej. Czułam ogromną chęć zanurzenia się w zbiorniku pełnym chłodnej wody, więc z każdą chwilą przyspieszałam. Gdy wreszcie uradowana dobiegłam do ostatnich krzewów, oddzielających las od małej polany, na której środku znajdowało się jeziorko, stanęłam bacznie i nastawiłam uszy. Dobiegł bowiem do mnie odgłos kroków. Pochyliłam się nieco, by ukryć się przed nieznaną istotą, która - wnioskując po zbliżających się krokach - z pewnością zbliżała się do mnie. Wreszcie, między roślinnością po drugiej stronie zbiornika, dostrzegłam futro. Najpierw tylko kawałek, jednak po chwili wyłonił się wilk w całej swojej okazałości. Jego sierść była pięknie ubarwiona. Głowa wraz z klatką piersiową czarne, natomiast grzbiet aż do tylnych nóg śnieżnobiały, a stamtąd ogon znów przechodził w głęboką czerń. Persona ta miała również czerwone odmiany, wyglądające jak misternie skonstruowany wzór. Z boków wilka natomiast wyrastały dwa, ogromne skrzydła, pokryte jasnymi piórami, a których lotki znów przechodziły w kolor czarny. 
Zauważyłam, że pochyla się ona nad taflą wody, najpewniej by zaspokoić pragnienie.
Barwny jegomość - pomyślałam. Cofnęłam się nieco, by wyjść spomiędzy gałęzi, jednak gdy to zrobiłam, basior szybko spojrzał w moją stronę i nastawił uszy. Usłyszał mnie.
- Jest tam kto? - odezwał się. 
Przestraszyłam się nieco i odruchowo użyłam mocy, by swoją zwierzęcą formę w mig przemienić w cień. Szybko stopiłam się z pierwszym lepszym cieniem drzewa. Zauważyłam, że wilk przygląda się krzakom, w których do niedawna stałam. Najpewniej chciał dowiedzieć się, skąd dobiegał odgłos poruszanych liści i patyków. 
Przemknęłam w ciemnościach lasu, by po chwili znaleźć się po drugiej stronie jeziora, zaledwie kilka metrów od nieznajomego. Z bliska wyglądał na jeszcze większego. Wciąż wpatrywał się w miejsce, z którego wcześniej to ja go obserwowałam. 
- To tylko ja - odpowiedziałam, wciąż przebywając w formie cienia, przez co nie mógł ustalić właściciela głosu. Jednak przekręcił głową w moją stronę i widocznie doszukiwał się istoty, która do niego przemówiła.
- Pokaż się - zażądał. Ja stwierdziłam, że nie ma sensu się więcej ukrywać, skoro i tak już się odezwałam. Zawiał wiatr, poruszył trawą wokół mnie, uniósł liście. Ciemna materia przypominająca nieco dym, zebrała się w jednym miejscu i przemieniła znów w zwierzę. Byłam to ja. Nieśmiało spoglądająca na nieznajomego. Podkuliłam ogon ze wstydu.
- Wybacz, że się ukryłam.


<Oliver?>


niedziela, 19 sierpnia 2018

Odchodzą

Powód: Decyzja Właścicielki
(Autor Zdjęcia: dNiseb)
Imię: Lileith
 
(Auto Zdjęcia: Dniseb)
Imię: Alois
 
 (Auto Zdjęcia: Kipine) 
Imię: Enns 
 
(Autor Zdjęcia: Grypwolf)
 Imię: Zorya

sobota, 18 sierpnia 2018

Powitajmy Waderę - Thinrow

(Autor Zdjęcia: Azzai)
Imię: Thinrow
Pseudonim: Bliscy znajomi nazywali ją Row, osobiście preferuje Thin
Wiek: 3 Lata
Wygląd: Thinrow wygląda na dosyć sporą, dobrze zbudowaną, silną istotę, z którą lepiej nie zadzierać. Czy to fakt? Niekoniecznie. Gęste, puszyste futro nadaje jej wielkości, a tak naprawdę, jest wysoką, jednak dosyć wątłą waderą. Ma długie nogi, proporcjonalne do długiej, smukłej sylwetki. Zwykle chodzi ze spuszczoną głową, a siedzi nieco zgarbiona. Nie przypomina mistrza sportów, ale radzi sobie w nich bardzo dobrze. Jej sierść jest ciemnoszara, prawie czarna. Na pysku, klatce piersiowej, ogonie i łapach posiada jasne odmiany. Uroku dodają jej również odmiany nad oczami, wyglądające jak brwi. Tuż pod nimi - duże, piękne oczy - jej znak rozpoznawczy. Thinrow bowiem została obdarzona heterochromią, czyli różnobarwnymi tęczówkami. I tak oto, jej lewe oko mieni się słoneczną żółcią, natomiast prawe - arktycznym błękitem. Wszystko to składa się na wdzięcznie wyglądającą, młodą wilczycę.
Charakter: Charakter Thin? Rozsiądź się wygodnie i posłuchaj. Kształtowanie tej zawiłej osobowości rozpoczęło się już w szczenięcych latach. Dzięki opiekuńczości dojrzałej i mądrej mamy, Row nauczyła się kochać i troszczyć. Później jednak - gdy straciła swoją rodzinę - zdana na siebie, poznała czym jest odpowiedzialność. Cudem udało jej się przeżyć dzieciństwo, ale samotne życie pokazało jej wiele cennych rzeczy. Dzięki temu, stała się samowystarczalna, za co zawsze będzie dozgonnie wdzięczna losowi. Izolacja miała jednak swoje minusy - zrobiła z młodej wadery cichą, małomówną istotę. Nie zmienia to jednak faktu, że skrywa ona w sobie wiele uczuć, podglądów i myśli, którymi mogłaby się dzielić z odpowiednią osobą. 
Aktualnie? Thinrow to cicha, skryta persona. Nie przepada za udzielaniem się w społeczności, jest za to bardzo ciekawskim obserwatorem. Lubi wiedzieć co dzieje się wokół, o ile nie jest w to wplątana. Zwykle spokojna, stara się sprawiać wrażenie opanowanej i poważnej, gdyż sama uważa takie wilki za autorytet. Jednak w rzeczywistości lubi się pośmiać, a czasem zdarza jej się porządnie zestresować. Nie ma w zwyczaju złośliwości. Rzadko kiedy się denerwuje, ale jeśli już się to stanie - wpada w furię i nie da się jej uspokoić bez użycia siły. Lubi dążyć do wyznaczonych sobie celów, ale nie stosuje zasady "po trupach do celu". Jeśli widzi, że coś jest trudne do wykonania, odpuszcza sobie to, lub odkłada na późniejszy czas, gdy będzie w stanie to wykonać. Gdy coś jej się nie udaje, ma skłonność do wpadania w dół i dobijania się. Wygląda wtedy jakby przechodziła najgorsze stadium depresji, ale zawsze jest w stanie podnieść się i zapomnieć o niemiłym incydencie, z przeświadczeniem, że co jej nie zabije, to ją wzmocni. Albo i nie, ale przynajmniej jej nie zabije.

W stosunku do innych jest uprzejma i zawsze stara się zrobić dobre wrażenie, nawet mimo wewnętrznych rozterek. Nie przepada za kłótniami, dlatego w wypadku takowych, woli ustąpić lub po prostu odejść, chyba, że bardzo zależy jej na obronie swojej racji. Na ogół jednak woli pozostawać w pozytywnych lub chociaż neutralnych relacjach z otaczającym ją światem. 
Historia: W młodym wieku - bo niespełna dwóch miesięcy - została pozbawiona rodziny. Jej matka zginęła bohaterską śmiercią, stając w obronie swoich szczeniąt, przed rozwścieczonym niedźwiedziem. Wtedy Thinrow wraz z bratem musiała uciekać, na rozkaz wydany przez mamę, by uratować swoje życie. Jednak kilka dni później słabszy brat, umarł z wycieńczenia. Row pogrążona w smutku leżała obok niego przez długi czas, aż w końcu, poczuła się wystarczająco silna, by ruszyć dalej i zdeterminowana, by przeżyć, obiecała zmarłemu bratu, że nie podzieli jego losu i na nowo stworzy rodzinę. 
Szczenięca marzenia w późniejszym czasie obrały inny kierunek. Młoda wadera zdana na siebie oraz wolę bogów, starała się jak najbardziej, by przeżyć swoje dzieciństwo. Nauczyła się obserwować różne istoty i wykorzystywać ich sposoby na przetrwanie, we własnym życiu. Dzięki temu udało jej się dojrzeć w spokoju i stać się mądrym wilkiem. Gdy znudziło ją samotne życie i wieczna cisza, dołączyła do Watahy Ciemnej Pełni i od tamtej pory wiedzie życie wśród innych wilków.
 Rodzina: Pamięta jedynie swoją matkę Riley oraz brata z tego samego miotu - Cedrika. Ojca nie znała, a o innym rodzeństwie nic jej nie wiadomo.
Partner/ka: Brak
Potomstwo: Brak
Stanowisko W Watasze: Medyk
Rasa: Wilk Cienia
Żywioły: Woda
Moce:
▷ Potrafi poruszać wodą (pod każdą postacią) i wieloma cieczami
▷ Oddycha pod wodą
▷ Za pomocą wody może leczyć rany
▷ Może przemienić się w cień
Umiejętności:  Wzrok: 10 | Słuch: 10| Węch: 10 | Zwinność: 15 | Siła: 5 | Szybkość: 20 | Intelekt: 15 | Magia: 15 |
Przedmioty: Brak
Właściciel:  howrse: otpqml
Inne Zdjęcia: X

piątek, 17 sierpnia 2018

Od Runy

Kolejna godzina wpatrywania się w ciemny sufit jaskini, upłynęła szybciej niż poprzednie.
Może to przez wiedzę, że niedługo wschód? Może przez rytmiczne cykanie tysiąca świerszczy na zewnątrz? Kto wie. Mimo wszystko w jakiś magiczny sposób przeczekałem kolejną godzinę w oczekiwaniu aż ta melancholia ulegnie kolejnej zmianie. I stało się.
Złociste promienie wdarły się do wnęki, ledwie muskając moją sierść. Pięły się coraz wyżej i wyżej, dając mi kolejne niesamowite zjawisko do obserwacji.
Wszystko jest tutaj takie niewinne. Wszystko tutaj tak napawa entuzjazmem. Wszystko tutaj umyka tak szybko. Mógłbym przysiąc, że jeszcze wczoraj biegłem po nocy w poszukiwaniu jakiegokolwiek schronienia. A później pojawiła się ta urokliwa biała wadera. Po czym trafiłem do alfy. Trafiłem w dobre miejsce, do dobrych wilków. Mam nowy dom. Żyję tu i teraz.
To wszystko tak mocno przeczy mojej niedawnej codzienności, że nawet tak normalna czynność jak wschód tutejszego słońca jest dla mnie darem z niebios.
Kiedy nieregularne ściany mojej jaskini pokryły się ciepłym blaskiem, dźwignąłem się na łapy rozprostowując zdrętwiałe od kilku godzin kończyny. Wygiąłem kręgosłup w łuk, słysząc charakterystyczne dla mnie strzykanie kości, po czym powolnym krokiem, w tempie leniwca wyszedłem na zewnątrz.
Dzień rozkwitał, wysokie źdźbła trawy kołysały się pchnięte delikatnym powiewem porannego wiatru. Nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu.
Ruszyłem śmiejąc się przed siebie, brodząc w trawie po brodę i wyskakując wysoko do góry. Gnałem kreśląc niestworzone wzory w wysokim polu suchej trawy. Czułem... Nieopisane szczęście. Naprawdę czułem się jak w domu. Ciepłym domu, gdzie nie czekają nie żadne nieszczęścia.
Rzuciłem się na ziemię, robiąc zgrabny przewrót, lądując na grzbiecie. Zaśmiałem się myśląc o tym, jak komicznie musiało wyglądać to z punktu widzenia osoby trzeciej. Jakby czytając mi w myślach z wysokiej trawy doszedł mnie odgłos kroków. Strzeliłem sobie z łapy w czoło. No Runa, jak dalej tak będzie wyglądać tu twoje życie to niezłą reputację sobie wybudujesz.
Podniosłem się otrzepując pospiesznie z suchego zielska, po czym spojrzałem w stronę zbliżającej się osoby.

<Ktokolwiek?>

czwartek, 16 sierpnia 2018

Powitajmy Basiora - Runa!

(Autor Zdjęcia: Hlaorith)
Imię: Runa
Pseudonim: Raczej ciężko coś wymyślić
Wiek: 4 Lata
Wygląd: Cóż jeśli chodzi o wzrost jest on dość ciężki do opisania. Runa nie zalicza się bowiem ani do wysokich ani do niskich basiorów. Średniakiem też nie można go nazwać. Jest on bowiem 'czymś' między średnim a wysokim. Taki nieco wyższy od przeciętnych średniaków. Wysoki średniak, tak to pasuje idealnie.
Zatem nasz wysoki średniak posiada całkiem naturalne wśród zwyczajnych wilków umaszczenie. Jest on rudy podpalany z bardziej brązowym pyszczkiem i szyją. Jego łapy są brudno beżowe, podchodzące pod przykurzony biel. Również brzuch Runy jest w identycznej barwie, może pół tonu ciemniejszej.
Jeśli chodzi o budowę ciała Runa jest bardzo szczupły, po części jest to wina jego lekkiej niedowagi, zaś po części umięśnienia. Jego ciało jest bardzo smukłe, co pomaga mu w swobodnym przeciskaniu się w szczeliny czy nory. Łapy Runy są, jak można by się było spodziewać, szczupłe i dość długie, aby pozwolić mu pokonywać długie dystanse ze znaczną prędkością.
Ogon owego basiora jest przeciętnych rozmiarów, jednak cechuje się dużą ilością sierści, czyniąc go niesamowicie puchatym. Końcówka ogona podobnie jak pysk przechodzi w ciemny brąz, zaś od spodu utrzymuje się w chłodnej kolorystyce podbrzusza i łap.
Pysk Runy cechują łagodne, można by rzec przyjazne rysy. Jego nos stanowi niedużych rozmiarów czarny węgielek. Najbardziej charakterystyczne są jednak oczy basiora. Przy takim umaszczeniu można spodziewać się brązowych, orzechowych czy piwnych. Dobrze komponowałyby się również zielone. Runa został obdarzony jednak ślicznymi błękitnymi oczętami, które bez wątpienia stanowią jego ogromny atut.
Charakter: Runa to bez wątpienia basior o złotym sercu. Mogłabym spokojnie zakończyć ten punkt na tym zdaniu, jednakże rasa owego kawalera mi na to nie pozwala.
Runę cechuje bardzo spokojne usposobienie. Jest cichym introwertykiem, który nie grzeszy intelektem czy mądrością. Naprawdę ciężko zwrócić na niego uwagę, gdyż z pozoru jest bardzo cichy i zamknięty na swój własny prywatny świat. Mimo wszystko jeśli odważysz się już na niego spojrzeć, lub nie daj bóg utrzymać kontakt wzrokowy czy nawet rozpocząć konwersacje, to wiedz, że nie będziesz żałować. W szczególności jeśli jesteś waderą. Runa bowiem traktuje samice jak róże- wie że są piękne i delikatne, jednak potrafią pokazać kolce. Również jego orientacja sprawia, że wadery mogą czuć się w jego towarzystwie bezpiecznie. Jako przyjaciel natomiast może zachowywać się nieco jak starszy brat czy ojciec, zawsze będzie ci wytykał błędy, jednak tylko po to, żeby uświadomić cię, że następnym razem już ich nie popełnisz. Zawsze możesz szukać u niego pomocy, nawet jeżeli byłaby to błahostka, typu zwykłe dotrzymanie towarzystwa, ponieważ boryka się z ogromnymi problemami jeśli chodzi o asertywność.
Z resztą asertywność to nie jego jedyny problem. Jestem w stanie rzec, że rasa stanowi jeszcze większy. Od dziecka ukrywano przed nim to, że jego ojciec był (bądź jest) demonem. Stąd też, kiedy młodzik się o tym dowiedział, pojawiły się u niego zaburzenia z psychiką czy też pewne problemy w utrzymywaniu bliższych relacji. Runa boryka się z tym od trzech lat i choć każdy łyka od niego bujdę iż jest Wilkiem Duszy, to zdarzają mu się momenty zwątpienia kiedy jego ego demona pomału ponownie wyżera jego zdrowy rozsądek i przejmuje kontrolę. Mimo to, jest on na tyle silny umysłowo, że upadki zdarzają mu się praktycznie nigdy, czego główną przyczyną jest brak posiadania bliskich osób. Runa jedynie boi się, że ich straci.
Przez wiele lat samotności, stał się nieuleczalnym marzycielem zamkniętym w sobie. Mimo to został w nim ogrom dobra, współczucia i troski o innych. Runa to wilk zdecydowanie godny zaufania i uwagi, jednak on sam nie pozwala sobie na chociażby odrobinę atencji.
Bez wahania mogłabym powiedzieć, że to wszystko co wyżej opisałam czyni go niezwykle urokliwym. Urokliwym nie uroczym. Urokliwy może wydawać się identycznym słowem co uroczy. Uroczy ma jednak inne konotacje, wydźwięk bardziej osłodzony. Urokliwy to po prostu posiadający urok. A taki Runa na pewno jest.
Historia: Matka Runy padła ofiarą gwałtu. Była ona mieszanką anioła i Wilka Duszy. Kiedy jej szczenięta przyszły na świat postanowiła, że wychowa je najlepiej jak potrafi. Pokochała małe, bezradne kulki. W końcu to były jej dzieci. Tylko jej.
Runa i Rebecca dorastali w ciepłym rodzinnym gronie. Rozwijali swoje pasje i zainteresowania. Uczyli się walczyć, polować... Ich dzieciństwo było jak z marzeń. Nie mieli zmartwień, ich mama troszczyła się o nich aż nadto. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że za wszystkim stoi tajemnica ich ojca.
Nadszedł dzień, kiedy oboje stali się pełnoletni. Rebecca jako starsza siostra, miała już partnera, przez którego Runa została dość... Cóż, niemile potraktowany, jednak nie na tym się teraz skupmy. Rosalie wiedziała, że nie może dłużej ukrywać prawdy o rasie swoich dzieci. Pewnego wieczoru najzwyczajniej w świecie powiedziała im całą prawdę. Rebecca przyjęła to na spokojnie. Była dojrzałą waderą, posiadającą wspaniałą paczkę przyjaciół i kochającego partnera w którym miała ogromne wsparcie. Dla Runy był to natomiast ogromny cios. Od zawsze odstawał od reszty, nie mógł odnaleźć się w jakichkolwiek bliższych relacjach, zwłaszcza po tym jak po rozłące z basiorem swoich marzeń, kilka miesięcy później widział go w związku ze swoją siostrą. Nie wiedział co ma zrobić. Na samą myśl o tym co jakiś basior wyrządził jego matce i im samym, złość się w nim gotowała. Nie chciał jednak tak szybko się poddawać. Chciał żyć jak dawniej, jednak wiedział, że w towarzystwie gdzie wszyscy będą znali prawdę nie uda mu się zaznać spokoju. Postanowił opuścić rodzinne gniazdo i udać się w podróż.
Wędrował bite trzy lata aż pogłoski i plotki nakierowały go na miejsce gdzie żyje tutejsza wataha. Po rozmowie z Alfą i krótkim zwiedzeniu tutejszych terenów stwierdził, że się tutaj osiedli. Tak stał się jednym z członków watahy.
 Rodzina:  Matka- Rosalie
Ojciec- ?
Siostra- Rebecca
Partner/ka: Cóż tu sprawa ma się bardzo ciekawie, ponieważ Runa zalicza się do osobników orientacji aseksualnej. Mimo to momentami pojawiają się u niego przejawy biseksualizmu, z nieco większym naciskiem na pociąg do własnej płci. Mimo to dalej uważa się za samotnego aseksualistę. Był w związku raz i nie skończyło się to dla niego dobrze.
Potomstwo: Brak
Stanowisko W Watasze: Odkrywca
Rasa: Denioł
Żywioły: Natura
Moce:
Poziom jego magii jest cóż... Śmiem powiedzieć, że mocno wątpliwy. Runa charakteryzuje się bardziej w niezwykłych umiejętnościach których najzwyczajniej w świecie się wyuczył. Jego żywioł i lekko zakorzeniona w rodzinie magia tylko pomagają w wykonaniu danej czynności.
▷Perswazja- To właściwie jedyna umiejętność którą ma zaszczyt nazwać mocą. Kiedy jej używa, nie ma bata, zgadzasz się czy ci się to podoba, czy nie. Bardzo przydatna, choć nie w jego branży, ciele i nie z takim charakterem. Runa używa jej dość rzadko, zazwyczaj nieświadomie.
▷Kamuflaż- To zwyczajna umiejętność którą opanował już za szczenięcych lat. Od małego ciągnęło go do tropienia i polowań, zatem nic nie stało mu na drodze by stać się mistrzem kamuflażu. Używa przy tym tylko nieco magii aby jeszcze bardziej zabezpieczyć się przed zostaniem wykrytym.
▷Bezszelestne poruszanie się- Kolejny dowód tego, że trening czyni mistrza, Runa jest niezastąpiony we wszelkiego rodzaju podchodach czy łowach. Spędził wile godzin na nauce skradania się. Z resztą sama jego osoba sprawia wrażenie dostatecznie cichej, głośność jego kroków tylko to potwierdza.
▷Wytrzymałość- Runa jest bardzo wytrzymały jeśli chodzi o długie spacery, wędrówki górskie czy zwyczajne biegi długodystansowe. Głównie z tej przyczyny zdecydował się objąć stanowisko odkrywcy. Podróże to jego pasja, a taka kondycja tylko ułatwia mu wykonywanie branży.
Umiejętności: Wzrok: 10 | Słuch: 10 | Węch: 10 | Zwinność: 20 | Siła: 10 | Szybkość: 15 | Intelekt: 20 | Magia: 5 |
Przedmioty: Brak
Właściciel: mydreamchaos00@gmail.com | Roselina [H]

środa, 15 sierpnia 2018

Lipcowo - Sierpniowe Nowości

Witajcie Kochani!
 Dziś, w połowie sierpnia, pojawia się post z aktualizacjami, które nie dawno zostały na bloga wprowadzone. Jest ich nie wiele, ale na pocieszenie... Coś większego się szykuje. (nie oznacza to, że będzie w sierpniu xd)
 W zakładce Hierarchia dodane zostało stanowisko Skrytobójca, na prośbę paru osób. Cieszy mnie fakt iż pomagacie "rozwijać" bloga dodając własne pomysły ^^.
 W zakładce w wydarzeniach "Członkowie i Administracja" zostały poprawione małe błędy. Strona ta jest teraz bardziej czytelna.
 Faviconą na blogu był płatek śniegu... Mało pokrywał się on z fabułą bloga prawda? Dlatego też Favicona została zaktualizowana!
To już wszystko, na razie...
Pozdrawiam Aimer

Od Aloisa cd Viperwolf

Prawie krew mnie zalała. Niby do czego jest jej moje imię?! Przez mój umysł przepłynęło wiele przekleństw.
- Ja jestem Viperwolf - rzekła wyrywając mnie z zadumy.
Już chciałem rzucić jakąś ciętą ripostą, ale nim zdążyłem cokolwiek zrobić ona zeszła w dół urwiska.
* Jeb*ć * pomyślałem i wzbiłem się w powietrze.
Zawsze to samo, chcesz być sam, idziesz w miejsce, gdzie niby prawie nigdy nikogo nie ma i akurat trafiasz na ten dzień, kiedy ktoś postanowi tam pójść. Mięśnie napinały mi się z wściekłości. Znajdowałem się nad ciekawym miejscem. Było tam mnóstwo skał i kamieni, które tworzyły jaskinie. Trawa na tych terenach była pożółkła, co nadawało tej lokacji uroku. Wtem spostrzegłem dwa wilki. Jeden z nich bardzo przypominał mi... Nie... Niemożliwe. Wylądowałem na skale niedaleko tamtej dwójki. Byli odwróceni do mnie plecami, więc mogłem spokojnie im się przyjrzeć. Jednak nie myliłem się. Jednym z wilków był Enns, mój starszy brat. Ułożyłem się wygodnie i słuchałem jak też mój brat zabawia się z ową waderą.
- Może piękna pani zechce coś o sobie powiedzieć? - spytał.
* Eh Enns, zawsze byłeś pajacem * stwierdziłem w myślach i znudzony ich świergotaniem odleciałem do swojej jaskini. Resztę wieczoru spędziłem właśnie tam.

Obudziłem się, o dziwo, pełen energii i chęci dalszego zwiedzania. Od razu wybiegłem z jaskini. Wróciłem do miejsca, w którym byłem wczoraj. Tym razem wleciałem na jeden z niższych szczytów, aby przypadkiem znów nie musieć pomagać jakiejś niezdarze.
Rozejrzałem się dokładnie. W oddali ujrzałem podobne do tego, w którym się znajdowałem miejsce. Z tą różnicą, że nie było tam śniegu, a nad szczytami wznosiły się ciemne, burzowe chmury. Chciałem to sprawdzić, ale lenistwo wzięło nade mną górę i po prostu położyłem się patrząc w tamtą stronę.

Sporo czasu upłynęło nim zdecydowałem się ruszyć tyłek i tam polecieć. Nie spodziewałem się, że wiatr będzie aż tak silny. Musiałem zrezygnować z lotu i iść na piechotę. Na szczęście to załamanie pogodowe nie trwało długo i po pewnym czasie wszystko ucichło. Na moment wyszło nawet słońce. Rozglądałem się z zaciekawieniem. To miejsce było piękne na swój sposób. Nagle usłyszałem, że ktoś biegnie w moją stronę. Odwróciłem się i dwa metry od siebie ujrzałem tę samą waderę, której udzieliłem wczoraj pomocy. Zignorowałem ją.
- Hej - usłyszałem za plecami jej niepewny głos.
Spojrzałem na nią z zażenowaniem. Przez jej myśli przylatywało mnóstwo pytań. Doskonale je słyszałem, ale nie zamierzałem dać po sobie znać, że to wiem.
- Zeszłaś tu sama, bo tak chciałaś, czy znowu zleciałaś i zdążyłaś pozbierać nim cię zauważyłem? - spytałem wreszcie pełnym powagi głosem.
Wadera lekko odchyliła uszy do tyłu. Przez chwilę zastanawiałem się w jaki sposób ona widzi bez gałek ocznych, ale szybko olałem temat.
* Co mnie to obchodzi *przeszło mi przez myśl.
Nie czekając na odpowiedź odszedłem.

Wieczór postanowiłem spędzić przy wodospadzie. Podobno szum wody uspokaja. Musiałem wyluzować po kolejnym spotkaniu z tą waderą. Strasznie mnie drażniła.
Jednak powiedzonka starych wilków okazały się nie być tylko powiedzonkami starych wilków. Leżąc pod pobliską brzozą wsłuchiwałem się w delikatny szum wodospadu. Faktycznie poczułem się rozluźniony, a nawet senny. Już prawie spałem, kiedy poczułem czyjąś obecność. Otworzyłem oczy i ujrzałem znów tę samą waderę. Stała zaledwie kilka metrów przede mną i  jakby mi się przyglądała. Wypuściłem ze świstem zalegające w płucach powietrze.
- O co ci cały czas chodzi?! Czy moja postawa nie uświadamia ci, że nie chcę twojego towarzystwa?! - warknąłem, ukazując przy tym szereg ostrych jak brzytwa kłów.


< Viperwolf? >

wtorek, 14 sierpnia 2018

Powitajmy Waderę -Theodosia!

(Autor Zdjęcia: sippet )
Imię: Theodosia
Pseudonim: Pseudonim służy jej praktycznie jako imię. Zawsze przedstawia się jako 'Theo'. Rzadko kiedy wyjawia swoje całe imię. Niektórym zdarza się myśleć, że to męskie imię.
Wiek: 4 lata
Wygląd: Kocha róże. Te kwiaty prawie zawsze można zobaczyć wpięte w jej sierść - są koloru pudrowego różu i bieli, co ma podkreślić barwę jej umaszczenia. Gdyby nie jej przywiązanie do natury i uwielbienie wspomnianych pędów, zapewne pozbyłaby się roślin.
To drobna i bardzo niska wadera o gęstej, nieco poszarpanej sierści. Gdy trafiła na te tereny zastanawiała się czy pozna w końcu kogoś jej postury, jednak jak się okazało - znowu jest mikrusem (ale za to jakim ruchliwym i walecznym!). Mimo wszystko nie odstaje znacząco od reszty. Jedynie oczy wadery pozostają inne. Przybrały barwę fioletowego, wieczornego nieba, zanurzonego w akcentach różu. Theodosia nie ma źrenic, wydaje się to być dziwne, jednak ta nie widzi gorzej od przeciętnego wilka. Jej futro jest ciemnoszare. Od głowy i charakterystycznych znaków na niej się znajdujących, przez kark i do zadu ciągnie się czarna sierść. Na tylnej części ciała i początku ogona ma ciemne łatki. Podobnie wyglądają jej przednie łapy, które z jednolitej nocnej barwy, przechodzą w kropki. Końcówki jej sterczących uszu są jasnobeżowe - tak samo jak podbrzusze, palce, brwi i końcówka ogona. Pod oczami są dwie jasne kropki. Jej nos jest drobny, w pudrowym kolorze. Nieco ciemniejsze - choć wciąż różowe - pozostają poduszki łap i wnętrze uszu.
Charakter: Theodosia jest waderą o wielkim i odważnym sercu. Wychodzi niebezpieczeństwu naprzeciw, kochając ryzyko i nieraz nie bacząc na większe konsekwencje swoich czynów. Brzmi jakby nie potrafiła myśleć logicznie, jednak nic bardziej mylnego. To niezwykle inteligentna persona. Chce być postrzegana jako w pełni niezależna istotka, która ze wszystkim da sobie radę. Na każdą propozycję pomocy spojrzy krzywo i odmówi. Sama jednak kocha pomagać oraz wspierać. Choć jest delikatna nie brak jej waleczności. Jest nieustępliwa, często ukrywa ból. Zawsze mówi to co myśli, nawet najgłupsze rzeczy. Zdarza jej się przejawiać głupawe zachowania, przez co nie wszyscy od razu zauważają z jak inteligentną i mądrą waderą mają do czynienia. Ona jest - widzi i słyszy, łatwo potrafi wywnioskować wiele rzeczy. Uwielbia adrenalinę i ceni rywalizację. Nawet jeśli jest na przegranej pozycji z chęcią przystanie ja jakąś konkurencję. Wyzwania to jej konik. Upartość mogłaby być jej drugim imieniem. Potrafi przyczepić się do wilka i nie odstępować go na krok, zadając mu wciąż jedno pytanie, aby zyskać odpowiedź - z drugiej strony jest w stanie zrozumieć kiedy kogoś denerwuje, wtedy potrafi dać sobie spokój. Jest ciekawska niczym szczeniak i obserwuje wszystko dookoła z wielkim zainteresowaniem. Wszędzie jej pełno. Nie zdziw się, gdy będzie zadawać pytania wszystkiemu co żywe. Nie segreguje towarzystwa, w którym się znajduje. Lubi przebywać zarazem z cichymi obserwatorami, jak i aroganckimi ktosiami.
Co do imion... Nigdy nie przyzwyczaiła się do tego, które jej nadano. Uważa, że brzmi ono łagodnie i przedstawia ją jako kruchą osóbkę. Dlatego, pomimo tego, że chciałaby znaleźć kogoś kto poznałby jej wspomnianą kruchość, wciąż skraca imię.
Uwielbia się bawić, a w głowie ma ogromną ilość pomysłów na raz. Naprawdę ciężko zobaczyć ją smutną. Potrafi się gniewać, ale i również szybko zapominać o krzywdach, jeśli ma do tego podstawy. Zawsze ukrywa negatywne emocje. Trzyma je w sobie, aby w samotności je z siebie wyrzucić. Momenty, w których za długo trzyma emocje na wodzy też jej się zdarzały. Potrafi wybuchnąć gniewem, choć często po tym wstyd jej za to. Sądzi też, że najbardziej gniewać można się na osoby, które są nam najbliższe.
Często myśli o tym jakie jest jej zachowanie. Gdzieś w głębi zamiast tej szalonej wilczycy chciałaby, aby inni zobaczyli w niej kogoś tak słodkiego jak wata cukrowa, delikatnego jak płatki róż. Z drugiej strony nie chce już nigdy więcej być słabsza od reszty.
Historia: Theo przez wygląd i imię zawsze postrzegana była jako ta najsłabsza. Urodziła się jako piąta, ostatnia z miotu. Zawsze była najdrobniejszą z rodzeństwa. Czasy, w których się wychowywała były spokojne. To poniekąd dzięki temu dożyła dorosłych lat.
Postrzeganie jej jako tej słabszej zawsze budziło w niej złość - na którą oczywiście nikt nie zwracał uwagi. Rodzeństwo traktowało ją ulgowo, a matka chuchała na nią, aby przypadkiem nic jej się nie stało. Theodosia stała się nieznośna odkąd skończyła cztery miesiące. Znudziło jej się robienie za opakowaną w folie bąbelkową rzeźbę. Wymykała się na swoje własne przygody. Wyrosła na indywidualistkę, niepotrzebującą niczyjej pomocy. Pogodziła się z wyglądem i posturą, którą dała jej matka natura.W gruncie rzeczy się sobie podoba.
Kończąc trzy lata wyniosła się z rodzinnych stron, wołana przez wielki świat. Podczas podróży, gdy naprawdę była zdana sama na siebie nauczyła się wielu przydatnych rzeczy jak na przykład zakładanie pułapek, wdrapywanie się na drzewa bez użycia pnączy czy leczenie chorób, opatrywanie ran.
Rodzina:
Ojciec: Oleandr   Matka: Deona
Rodzeństwo (od najstarszego) : Margarita, Eixo, Henry, Leia
Partner/ka: Theodosia do tej pory się nie ustatkowała. Każdy zalecający się do niej basior postrzegał ją tak samo - jako kruszynkę, o którą trzeba się troszczyć i można postawić ją w jednym miejscu, a ta się nie ruszy. Chciałaby poznać kogoś, z kim się dogada, kto będzie potrafił jednocześnie się o nią troszczyć, nie zapominając, że Theo jest bardzo niezależna. Musi pamiętać o tym, że ona sama sobie poradzi. Theodosia musi wiedzieć, że ten ktoś jej ufa.
Potomstwo: Kiedyś przeszło jej to przez myśl. Ale czy jeśli wciąż będzie tak rozanielona, ktoś zobaczy w niej przyszłą matkę?
Stanowisko W Watasze: Dowodzący Medyk
Rasa: Wilk Snu
Żywioły: Natura
Moce:
▷ Panuje nad roślinnością. Uwielbia bawić się pnączami (często wygląda to na konwersację). Czasami gdy gdzieś stąpa rosną za nią różowo-białe róże i stokrotki. Gdy widzi suchą ziemię ma ochotę od razu dać jej zielone życie.
▷ Potrafi komunikować się z roślinami oraz ze zwierzętami, które do niej lgną. Można zauważyć, że tam gdzie się pojawia - pojawia się życie, a w koło robi się zielono.
▷ Sny nie są jej obce. Jest w stanie wejść do czyjejś głowy, gdy ten pogrążony jest w objęciach morfeusza. Może dzięki temu zrozumieć problem siedzący mu w umyśle. Ponad to wpływa na cudze sny. Doskonale wie, że mogłaby stworzyć koszmary, ale dotąd nikt nie zaszedł jej tak bardzo za skórę. Gdy potrzebuje spokoju często przenosi się do swojego iluzjonistycznego świata stworzonego właśnie ze snów.
▷ Może przenieść istoty ze snów do świata realnego. Niektóre przejawiają nawet własny rozum, choć ciągle pozostają w jakimś stopniu pod panowaniem Theo, która może szybko przenieść je znów do świata fantazji.
Umiejętności: Wzrok: 10 | Słuch: 10 | Węch: 10 | Zwinność: 15 | Siła: 5 | Szybkość: 10 | Intelekt: 25 | Magia: 15 |
 Przedmioty: Brak
Właściciel: martaolechnis@gmail.com
Inne Zdjęcia: Klik /  Za szczeniaka

Powitajmy Basiora - Zorya!

(Autor Zdjęcia: Grypwolf)
 Imię: Zorya

Pseudonim: Czy to potrzebne?

Wiek: 5 Lat

Wygląd: Jest to naprawdę ogromny wilk. Większy od niejednego basiora. Bardzo umięśniony. Sierść jest długa, gruba i miękka. Nieco dłuższa na karku i brodzie. W kolorach bieli z gdzieniegdzie pojawiającą się szarością. Basior posiada równie pokaźne i silne skrzydła. Jego oczy połyskują soczyście zielonym blaskiem. Lekko przysłania je długa grzywa. W lewym uchu znajduje się złoty kolczyk z łańcuszkiem i niebieskim diamentem. Przy nosie znajdują się charakterystyczne, czarne plamki. 
Charakter: Zorya, Zorya... cóż można o nim powiedzieć? Spokojny, poważny i dumny basior. Twardo stąpa po ziemi. Często zdarza mu się odpłynąć myślami, gdzieś daleko. Do innego świata. Bardzo lubi trwać w ciszy oraz wilki, które nie należą do gadatliwych. Rozmowę z kimś rozpoczyna tylko wtedy, gdy wymaga tego sytuacja. Gardzi zbyt energicznymi wilkami i ignoruje je, więc jeżeli taki jesteś nie licz na jakąkolwiek sympatię z jego strony. Jeśli trzeba jest pomocny i nie wymaga za to wdzięczności ani zapłaty. Basior ten jest prawdziwą oazą spokoju. Trzeba naprawdę się wysilić, by ten chociażby podniósł ton głosu. Niewiele osób widziało jak się uśmiecha, a jeszcze mniej słyszało jak się śmieje. Nie dlatego, że Zorya to ponurak. Po prostu nie bawią go głupie żarty i sytuacje w stylu "wilk przewraca się na oblodzonej drodze".
Basior nie potrafi sztucznie przedłużać rozmowy. Jeśli się nie klei, grzecznie pożegna się i odejdzie. Nie należy do wilków lubiących spory i walkę. Unika tego typu zdarzeń, co nie oznacza, że Zorya to tchórz. Odwagi temu olbrzymowi nie brak.
Historia:  W jego dawnej watasze panuje zwyczaj, że każdy basior, który ukończy 3. rok życia musi stanąć do walki ze swoimi rówieśnikami, by można było go przydzielić do odpowiedniego stopnia hierarchii (beta, delta itp.). Zorya nigdy nie był skory do walki, więc gdy tylko osiągnął wymagany wiek trzech lat uciekł. Dwa lata błąkał się od watahy do watahy, lecz nigdzie nie czuł się dobrze. Wreszcie trafił tu.
 Rodzina:  Elizabeth - siostra
Partner/ka: Może tak, może nie.

Potomstwo: Niekoniecznie

Stanowisko W Watasze: Tropiący

Rasa: Anioł

Żywioły: Gwiazdy

Moce:
▷ umiejętność chwilowej zmiany położenia gwiazd (np. stworzenie prostego obrazka)
▷ możliwość stworzenia kulki emitującej delikatne światło niczym gwiazda
▷ telepatia
Umiejętności: Wzrok: 10 | Słuch: 10 | Węch: 10 | Zwinność: 10 | Siła: 15 | Szybkość: 10 | Intelekt: 15 | Magia: 20 |

Przedmioty: Brak

Właściciel: kawaii_witch
Inne Zdjęcia: Klik

piątek, 10 sierpnia 2018

Od Kene cd. Akfinaicha

Przygryzłem mocno wargę, ignorując pozostający ból, który wciąż mocno pulsował.
- Ciemno tu jak nie wiem - mruknąłem, chcąc zapomnieć o poprzednim.
- Przynajmniej ciemniej nie będzie - odrzekł mój towarzysz.
Skupiając się, stworzyłem kulę światła, która rozświetliła otoczenie. Skała,na którą wyszliśmy była wręcz niewyobrażalnie gładka, niczym oszlifowana.
- Lepiej idźmy przed siebie. Masz jakieś pojęcie o tych korytarzach? - spytałem, wchodząc do wspomnianego przejścia.
- Niestety nie. Musimy jakoś sobie poradzić.
- Spróbuję wyczuć energię tego kryształu.
- Jest ona aż tak silna?
- Jeśli znajdziemy się wystarczająco blisko to owszem. Poza tym, bardzo CHCĘ znaleźć ten kryształ.
- Jesteś doprawdy zmotywowany, aby zdobyć te wszystkie składniki - skomentował.
- Wynik mojego eksperymentu jest tak kuszący, że muszę spróbować. Mam nadzieję, że poszukiwania będą owocne.
Kiedy umilkliśmy i nasze głosy nie odbijały się wszędzie, mogliśmy usłyszeć echo kapiącej wody. Intuicja pokierowała mnie w tamtą stronę, a Akinaich postanowił mi zaufać. Skoro oboje w takim samym stopniu znaliśmy tę jaskinię...
- A więc wiesz, że tutaj jest ów kryształ, wskoczyłeś tu pierwszy, a nie znasz tego miejsca - zastanowiło mnie to.
- To nie tak, że nie znam tych korytarzy. Po prostu... Ściany bardzo lubią tu wędrować.
- Ciągle labirynt się zmienia. Cóż, przynajmniej nie będziemy się nudzić - przewróciłem oczami. - W razie czego, te uszy nam pomogą.
~*~
Zastanawiałem się jak znajdziemy drogę powrotną. Może jest stąd inne wyjście? Jeśli tak to będzie dobrze je znaleźć, gdy już będzie po wszystkim.
Zrobiliśmy sobie mały przystanek, aby przekąsić trochę mięsa, które rano oprawiłem. Kiedy cały czas jest się w drodze nie czuje się głodu. Coś o tym wiem, jestem tego skutkiem. Gdy moje myśli nie mają co robić nieustannie próbują znaleźć coś w otoczeniu, na czym mogłyby skupić uwagę. Głazy dookoła nie są zbyt interesujące. Przełykając ostatni kęs jelenia zerknąłem więc na mojego towarzysza. Po kim ma taki wygląd, a po kim spokojny charakter? Wzrok chwilę przeskakiwał z niego na mnie. Czy ja wyglądam przy nim na jakiegoś anorektyka?[nie Kene, ty po prostu za dużo się uczysz, za mało o siebie dbasz xD]. Może to wina sierści? Tak. To zdecydowanie wina sierści.
- Korytarz - powiedziałem nagle, zapominając o znudzeniu, gdy tylko do moich uszu dotarła bardzo ważna informacja. - Ściana się przesunęła.
- Echolokacja?
- Tak. Spróbuję wprowadzić tą zmianę na mapie w mojej głowie.
- Masz mapę w głowie?
- Powiedzmy... - przeszył mnie wzrokiem - No co? Wiesz jak długo jedliśmy?! Lepiej już ruszajmy dalej - podniosłem się, idąc przed siebie.
Wten posadzka jakby się podniosła i przechyliła. Spadliśmy jakieś kilka metrów w dół, zjeżdżając po śliskich skałach. Na szczęście tym razem ja byłem na dole pierwszy. Niestety z tego zaskoczenia kula światła zniknęła.
- I po raz kolejny egipskie ciemności - rzucił basior.
- Już, już. Stworzę nowy...
- Sam mogę spróbować. Też mogę użyć magii. To w końcu mój zawód. - pomiędzy nami zapalił się płomyk, jednak szybko zgasł. Nie była to jednak wina Akfinaicha.
- Widziałeś to samo co ja? - spytałem spięty.
- Wielkie robale chcące nas pożreć? Nie, nie widziałem - ciężko przełknął ślinę. Oboje stworzyliśmy źródła światła.
- Chyba powinniśmy uciekać.
- Wiesz co, to dobry pomysł. Chętnie pobiegam.

<Akfinaich?>

wtorek, 7 sierpnia 2018

Od Kene cd. Harytii

- Tak.. nie zaszkodzi sprawdzić - mruknąłem, wzrokiem wciąż pochłaniając zniszczoną jaskinię. Świr nie kłamał, wszystko jest tu już martwe. Grota zapewne wyglądała o wiele lepiej przed tym feralnym incydentem. Wilk pewnie znalazł nowe, lepsze leże. Pewnie też zrobiłbym tak na jego miejscu. Lubię moją teraźniejszą miejscówkę, ale jak widać dzisiejszą noc spędziłem w jakiejś przypadkowej jamie, która tylko imitowała jaskinię. Jak na razie cieszę się, że nikt nie wie, gdzie sobie uwiłem kącik. Jest tam spokój, mogę w ciszy czytać i skupiać się na eksperymentach. Poza tym drzewo, w którym pomieszkuję i wszystkie rośliny, które na nim rosną wydają się mi być bliskie. Ostatnim czasem zauważyłem, że faktycznie coś ciągnie mnie do kwiatów. Aż wspominam sytuację, w której zerwałem kwiat i wsadziłem go Akfinaichowi za rogi. Ciekawe, czy ma to jakieś znaczenie? Kiedyś łudziłbym się, że to powiązanie z przeszłością, ale teraz jestem realistą.
Spojrzałem na waderę, która utrzymywała dystans jakichś...dwóch metrów. Jeśli nie będzie mnie wkurzać jak inni to może i ona zasłuży na kwiat? (team znajomych Kene - znak rozpoznawczy: daje im kwiatki XD - dop. aut.) Do tej pory jak spotkałem kogoś powiązanego z moją branżą... Jakby to ująć? Te wilki bywają bardzo upierdliwe. Czasami myślę, że nadawałbym się bardziej na maga. To mnie interesuje. W sumie już nie wiem dlaczego wybrałem bycie alchemikiem. Przedtem główny doradca, teraz to.
- Czyli mówisz, że widzisz coś na kształt wonnej ścieżki z energii, którą emanuje dany wilk? - zagaiłem, aby dowiedzieć się czegoś więcej o jej umiejętności.
- Można to tak zobrazować - mówiła, wbijając wzrok w okoliczne drzewa, aby zaraz potem spojrzeć w moją stronę. - Jakbyś potrafił zobaczyć woń zwierzęcia. Oczywiście w różnych przypadkach działa inaczej.. tak jak wspominałam. Czyli nie widzisz tego w ten sposób?
- To, co opisujesz wydaje mi się być znajome, choć odległe. Ja raczej czuję to w kościach. Jakby jakiś dodatkowy mówił mi o źródle mocy. Im bliżej, tym silniej to czuje. Niekiedy energia jest tak silna, że sierść zaczyna jeżyć się na karku - na ostatnie zdanie uśmiechnąłem się, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. - Magia jest cudowna i różnorodna, nieprawdaż? - kiwnęła potwierdzająco głową.
Taka piękna i mogąca dać niewyobrażalną siłę
Harytia chciała coś dodać, jednak w tej chwili posłałem jej oschłe spojrzenie. W naszą stronę coś biegnie. 30 metrów, ciągle się zbliża.
- Chyba jesteśmy. Coś słyszę - rzuciłem.
- Czuję. Wilki - skomentowała.
Nie minęło za wiele czasu, kiedy obcy się do nas zbliżyli. Wadera już musiała zauważyć, gdzie zaszyli się nieznani nam wojownicy. Dzięki echolokacji, również zauważyłem, gdzie się skryli.
Westchnąłem głośno.
- Nie jestem w nastroju na podchody. Jeśli stoicie inteligencją choć odrobinę wyżej niż wiewiórki powinniście zauważyć, że wiemy o waszej obecności - tyle z przyjemnej pogawędki o magii.
Liście ledwo zdążyły zaszeleścić. Ujrzeliśmy przed sobą dwa wilki. Jeszcze jeden osobnik zaszedł nam tyły.
- Powiedzcie lepiej czego tu szukacie.
- Waszego kompana - odpowiedziała Harytia.
- Wiemy, że miał kontakt z niezbyt przyjaznym stworem palącym całą okolicę - powiedziałem, unosząc łapę i wpatrując się w moje pazury, które teraz stały się o wiele bardziej interesujące od naszego rozmówcy. Oczywiście, że miało to pokazać moją arogancję.
- A więc szukacie Liama. Zniknął trzy dni temu.
- Mów dalej, nie przerywamy - rzuciłem na chwilę oko na mą towarzyszkę, która w ciszy się ze mną zgodziła.
- To cholerstwo zaatakowało obrzeża naszego stada. Liam ledwo uszedł z życiem. Nie miał się gdzie podziać przez te straty. Potem nikt go nie widział. Nie często opuszczał te tereny. Boimy się, że zaginął.
- Powiedzcie coś o tym stworze.
- A co? Szukacie go? Nie ma nic za darmo.
- Co przez to rozumiesz? - gniewnie zmrużyłem brwi.
- Znajdźcie Liama, a my wam opowiemy o tej bestii. To basior, średniego wzrostu. Karmelowa sierść z zielonymi odznaczeniami.
Spojrzałem na Harytię i ruchem głowy dałem jej znak, żeby tak dłużej nie czekała z odpowiedzią. Zauważyłem, że wadera często milknie. Nie przeszkadza mi to, w zasadzie wolę ciszę, ale niech mówi śmiało.
- Zajmiemy się tym. Ale musimy się tu jeszcze rozejrzeć.
- Więc nie zawracajcie nam ogonów. - rzuciłem oschle. Odchodząc usłyszeliśmy tylko "Cholerni poszukiwacze". Czyli teraz jestem jeszcze poszukiwaczem. bestii? Przygód? Kolejny fach... eh. 

<Harytia?>

Od Harytii cd. Kene

- Wydaje mi się, że nasza rasa po prostu coś takiego odczuwa, może wszyscy, a może nie, ale my tak. - Powiedziała odwracając się w stronę wariata, który jeszcze coś tam mruczał pod nosem. - Ty również pozostawiasz ślady magii, nawet w powietrzu. Akurat twoje ślady są bordowe, jak nie korzystasz z mocy zostaje tylko kolorowa poświata... Ale pewnie też tak masz... - zamilkła widząc po minie basiora, że intensywnie myśli i istocie, która zrobiła cały bałagan.
- To co robimy? - spytał co trochę zaskoczyło Harytię, była pewna, że zaraz ją gdzieś odprawi i sam pójdzie coś kombinować.
- Myślę, że możemy wyruszyć jutro rano, teraz mocno się ściemniło. Poza tym przydało by się trochę odpocząć, przed wędrówką na południe. - odpowiedziała szybko na pytanie. Była trochę zmęczona po swojej podróży i miała ochotę na chociaż kilka godzin się zdrzemnąć w spokoju.
- No to jutro z rana wyruszamy. - potwierdził Kene i skierowali się powoli do centrum watahy, aby stamtąd odejść do swoich jaskiń. Podczas powrotu rozmawiali jeszcze kilka minut, nie było to jednak nic ważnego, ale Harytia była odrobinę zaskoczona nagłym zainteresowaniem całą tą sprawą. Czyżby basior aż tak się nudził? Nie pytała go już o to ponieważ Kene szedł przed siebie intensywnie o czymś myśląc.
Będąc w centrum oboje zatrzymali się przy wielkim drzewie.
- To przyjdź jutro po mnie rano jak już będziesz gotowa. Dobranoc. - powiedział krótko i odszedł w stronę swojej jaskini, albo pracowni, jeszcze tam nie była, ale trafi po śladach. 
- Dobranoc. - odpowiedziała i również odeszła z miejsca w którym stali dosłownie chwilę. Znalezienie wolnej jaskini nie było trudne, położyła się w kącie myśląc o wszystkim i o niczym. Udało jej się w miarę szybko zasnąć.
~*~
Następnego dnia wstała o świcie, wyjątkowo tego dnia wytworzyła sobie śniadanie, cudowne duże dwa łososie. Szybko je zjadła i wypiła wodę którą wyczarowała w misce. Wyszła z jaskini i skierowała się do centrum gdzie rozeszli się wczoraj z basiorem. Ślady dalej były dobrze widoczne, więc po nich spokojnie i w miarę szybko dotarła do jaskini Kene. Usiadła przed nią czekając na basiora. Nie było śladów by dzisiaj z niej wychodził, widocznie przyszła trochę za szybko. Położyła się więc na pieńku i patrzyła na wejście od jaskini. Minęło chyba pół godziny gdy wilk wyszedł.
- Idziemy? - Spytała, a wilk tylko kiwnął głową. Nie wyspał się, pewnie nie mógł zasnąć rozmyślając o stworze, albo innych sprawach. Nie powinno to jej jednak interesować, więc nawet nie poruszała tego tematu. Skierowali się na południe, w stronę rzeki jak mówił tamten zwariowany wilk z którym rozmawiali wczorajszego dnia. Pół kilometra od wyznaczonej rzeki miała się znajdować porośnięta mchem jaskinia, a w niej wilk który wiedział coś na temat magicznej istoty. Zeszli na nieco niższe tereny, ale w oddali było widać góry, których szczyty chowały się w deszczowych jesiennych chmurach. Sądziła, że rzeka znajduje się nieco bliżej, ale okazało się, że dotarcie do niej zajęło im sporo czasu, bo gdy byli na jej brzegu słońce było w najwyższym miejscu. Rzeka była rwąca i szeroka, ale jakieś dwieście metrów dalej był zrobiony mostek. Nie wyglądał na nowy ale nie powinien się zawalić. Udało im się jednak bezpiecznie po nim przejść, choć deski trzeszczały wyraźnie dając znak o przeciążeniu. Gdy dotarli na drugi brzeg przeszli tak jak im powiedziano pół kilometra. 
- Będziemy musieli się jednak podzielić i pójść w górę i dół rzeki, żeby znaleźć jaskinię. - stwierdziła Harytia i ruszyła w górę rzeki, a Kene w dół. Wilczyca dokładnie się rozglądała by niczego nie przeoczyć, nie trafiła jednak na żadną jaskinię, a przeszła już ponad kilometr przez krzaki, które coraz bardziej się zagęszczały. Usłyszała jednak wycie, czyli jednak to Kene znalazł poszukiwany obiekt.  Ruszyła więc truchtem w dół rzeki, po kilku minutach była obok czarnego basiora który stał na przeciwko jaskini.
- I jak? - spytała patrząc na ciemną jaskinię, było przed nią kilka słabych śladów, ale sprzed kilku dni.
- Nie ma tego wilka u siebie. - stwierdził, zastanawiając się zapewne gdzie podziewa się przez nich poszukiwana istota, która posiada potrzebne im informacje w odnalezieniu bestii.
- To co robimy? Może jest gdzieś niedaleko tylko trzeba skierować się bardziej na południe. Na pewno będzie tu jakaś wataha. - powiedziała, twierdząc, że skoro szli tu przez pół dnia to nie ma o odpuszczać i wracać do swojej watahy.


<Kene?>

sobota, 4 sierpnia 2018

Od Lileith cd. Mecillesa

- Czy ty mnie naprawdę kochasz? Powiedz prawdę, tak czy nie. Szybko - warknął.
Dlaczego o to spytał? Czemu do tego wraca? Stałam i patrzyłam na niego. Nie wiedziałam co teraz zrobić. Co mi po tym, że przyznam, iż faktycznie go kocham? Nic z tego nie będzie. On nie chce się zmieniać. Nie wie co to miłość. Nigdy nie odwzajemni mojego uczucia. Cały czas zdawałam sobie z tego sprawę, ale i tak za każdym razem, gdy o tym myślałam, czułam ból w sercu. Z drugiej strony czy jest sens udawać, że skłamałam? 
- No więc? - spytał zniecierpliwiony.
Popatrzyłam w jego piękne, zielone oczy. Otworzyłam pysk chcąc coś powiedzieć, lecz w tej samej chwili moim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. Mecilles zapewne bez trudu zarejestrował to zdarzenie. Wzięłam głęboki wdech.
- Tak - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
Nim basior zdążył zareagować wybiegłam z jaskini zalana łzami. Myśl o odmowie bolała zbyt mocno.

Biegłam przed siebie. Łapy zaprowadziły mnie nad wodospad. Usiadłam przy brzegu rzeki. Przyglądałam się się płynącej wodzie. Łzy same leciały z oczu. Każda zdrowo myśląca wadera już dawno dałaby sobie spokój i znalazła inny obiekt westchnień... Dlaczego ja tak nie potrafię?! Przyzwyczajam się do kogoś i wszystko wtedy przeżywam.
Wtem usłyszałam trzepot skrzydeł. Odwróciłam się i ujrzałam Mecillesa. Skierowałam swój wzrok z powrotem na wodę.
- Dlaczego akurat w tobie... - zaczęłam łamiącym się głosem - Nie potrafię sobie odpuścić... Nic z tego nie będzie prawda? Nie potrafisz kochać i nie chcesz tego zmieniać...
Ku mojemu zdziwieniu basior milczał, usiadł tylko zachowując ode mnie odpowiedni odstęp. Mimo iż kocham ciszę w tej jednej chwili zdawała się być nie do zniesienia.
- Odezwij się! Powiedz cokolwiek! - wrzasnęłam nagle i w szale popchnęłam go tak silnie, jak pozwoliły mi zmęczone już mięśnie.
Nie powinnam nim potrząsnąć. Z wściekłością się poderwał. Źrenice rozświetlił przerażający, morderczy błysk. Ukazały się również białe jak śnieg kły. Z nieprawdopodobną szybkością runął na mnie, odepchnął, brutalnie rzucając na pobliskie drzewo. Zamknęłam oczy, tłumiąc jęk strachu i przylgnęłam plecami do chropowatej kory, marząc by być niewidzialną.
Wtem poczułam na policzku muśnięcie, jakby nagły powiew wiatru. Uniosłam powieki i wstrzymałam oddech, gdy napotkałam wzrokiem zielone oczy Mecillesa. Przyglądał mi się z odległości zaledwie kilku centymetrów, prawie ocierając się o mnie.
- Nie ruszaj się - syknął niczym wąż.
Serce przez moment struchlałe, wróciło do pracy z podwójną niż zazwyczaj siłą. Mecilles z pewnością słyszał to łomotanie. Z wysiłkiem łapałam powietrze, przez co robiło mi się coraz bardziej słabo. Co się właśnie dzieje? Skąd ta niewielka odległość, ten mrowiący w uszach ton głosu i intensywne wpatrywanie się?
W pewnym momencie basior zaczął się powoli przysuwać. Nie wiedziałam co robić. Zmysły szalały, umysł całkowicie utonął w natłoku myśli. Nagle, dosłownie centymetr ode mnie, zatrzymał się. Popatrzył uważnie w moje oczy.
- Masz rację... Nie zmienię tego - powiedział i odleciał.
Osunęłam się na ziemię. Czułam się jakby właśnie moje serce pękło na pół.

Długo zastanawiałam się nad brzegiem rzeki. W końcu ruszyłam w poszukiwaniu jak najgłębszego punktu. Udało się. Nie zastanawiając się długo zaczęłam wchodzić do wody. Robiło się coraz głębiej. Wreszcie straciłam grunt pod łapami. Pozostawałam pod wodą. Potrzeba oddechu wzmagała się. W pewnej chwili nie mogłam już wytrzymać i wzięłam wdech, a raczej ogromny łyk wody. Opadałam na dno. Już prawie całkowicie straciłam przytomność, gdy usłyszałam jak ktoś wskakuje do wody i mnie łapie.



<Mecilles? >

piątek, 3 sierpnia 2018

Od Viperwolf cd. Aloisa

Zaczął się nowy dzień, a co za tym idzie, nowe przeżycia i nowe znajomości. Od rana wszystkie wilki krzątały się na jednej polanie. Jakby się do czegoś przygotowywały. Przechodziłam między nimi, co nie zawsze było łatwe. Nagle wszyscy się zatrzymali i zaczęli na kogoś patrzeć. Zbliżyłam się, by zobaczyć kto to taki. Wysoki, szary basior o dużych skrzydłach. Kroczył z dumnie uniesioną głową, patrząc zadowolony na zdziwione wilki. Nie kojarzyłam go, chyba jest nowy. Zaciekawiona zaczęłam iść za nim. Niestety przez zamieszanie, szybko go zgubiłam. Szukałam basiora kilkanaście minut, pytałam niektóre wilki, czy go widziały. Niektórzy mówili tak i wskazywali mi drogę, niektórzy nic nie mówili, a inni nie widzieli go. W końcu znalazłam jakiś trop. Prowadził on do jakiejś jaskini. Zaciekawiona zajrzałam tam, zobaczyłam wilka, którego szukałam. Znudzony leżał przy ścianie. Wiedząc, że zaraz może wstać, odeszłam dalej. Gdy się schowałam, patrzyłam czy wychodzi ze swojej jaskini. Gdy minęło trochę czasu, a on dalej nie wyszedł, zaczęłam wracać na polanę pełną wilków. Jednak za nim doszłam, usłyszałam za mną odgłosy. Odwróciłam się by zobaczyć kto to. Zdziwiło mnie to, że był to właśnie ten basior, co przed chwilą leżał w jaskini. Jak tak szybko do mnie doszedł. Może to ja wolno szłam. Podszedł do mnie i zapytał:
- Znasz może jakieś spokojne miejsce, gdzie niekoniecznie jest sporo wilków?
Od razu na myśl przyszedł mi Szalon Spokoju. Zanim jednak odpowiedziałam, powiedział:
- Dzięki, już nie jesteś mi potrzebna.
- Ale...- zdziwiona patrzyłam jak odchodzi.
Pomyślałam, że może znów za nim pójdę, ale zmieniłam zdanie, gdy przypomniało mi się, że muszę znaleźć pewne składniki. Poszłam do domu, by sprawdzić gdzie mogę znaleźć kawałek skały harmonii. Okazało się, że powinnam go znaleźć właśnie w miejscu, do którego poszedł basior. Świetnie! Znajdę potrzebny mi składnik i może się z kimś zapoznam. Jak na razie znam tylko jedną waderę. Zadowolona poszłam na Szalon Spokoju. Droga nie była zbyt długa i trudna, więc dosyć szybko doszłam na miejsce. Idąc po śniegu, rozglądałam się za szarym wilkiem, ale go nie zobaczyłam. Poszłam więc dalej. Jeżeli dobrze zrozumiałam, składnik powinien być nie daleko. Stanęłam na samym skraju przełęczy i spojrzałam w dół. Wiem, większość osób uznało to coś, za nie normalne, ale musiałam znaleźć ten odłamek. Przechyliłam się jeszcze bardziej i nagle zobaczyłam to czego szukałam. Chciałam już odejść, by bezpiecznie zejść na dół, ale nagle poślizgnęłam się i spadłam z urwiska. Na szczęście, zdążyłam się złapać kamienia. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam w górę. Nade mną stał szary basior którego spotkałam wcześniej. Patrzył ze mną z uśmiechem na pysku. Śmiał się ze mnie. Ogarnęło mnie teraz przerażenie, a jak będzie chciał mnie zepchnąć? Powiedziałam:
- Pomóż mi.- spojrzałam nie niego błagalnie - Proszę. - dodałam po chwili.
Z niechęcią podał mi łapę i wciągnął z powrotem na ziemie. Spojrzał na mnie znów:
- Gdybyś miała choć trochę rozumu, przewidziałabyś że tak to się skończy. - skrzywił i odwrócił by odejść.
- Zaczekaj.- poprosiłam.
- Co?
- Jak masz na imię?
- A co Cię to interesuję?
- Wiesz... Chciałabym poznać imię wilka, który mnie uratował.
- Mogę Cię jeszcze zepchnąć.
- Mam rozumieć, że nie?- spytałam smutnym głosem.
- A jak myślisz?
- Och, okej...
Przeszłam obok niego, ale po chwili się odwróciłam:
- Ja jestem Viperwolf...
Za nim zdołał coś powiedzieć, zeszłam na sam dół i zaczęłam znów poszukiwania. Przez ten wypadek, zapomniałam gdzie to jest. Rozglądałam się i naraz myślałam o tym basiorze. Wiem, zwykle nie jestem chętna na znajomości, ale mnie uratował. Miło byłoby się zaprzyjaźnić. Westchnęłam smutna i zaczęłam już iść w stronę jaskini. Może jutro mi się uda coś znaleźć. W mojej głowie, dalej był obraz szarego wilka o czerwonych skrzydłach. Nie wiedziałam, że jak raz mnie uratuję, będzie mi tak zależeć. Zależeć na tej przyjaźni...
 ~*~
Postanowiłam, że dzisiaj pójdę w miejsce zwane Kązem Zagłady. Za nim zdołało wyjść słońce, byłam już przygotowana. Wzięłam naszyjnik z jasno różowym kryształem i ruszyłam w drogę. Droga prowadząca do Kązu Zagłady, w przeciwieństwie do drogi do Szalonu Spokoju, była trudniejsza do przejścia. O wiele dłużej mi zajęło przejście przez nią. Czasami było strasznie zimno, a czasami strasznie gorąco. Nie podobały mi się te zmiany temperatury, ale jak chciałam dojść, musiałam przejść przez to.
W końcu dotarłam, wydawało się spokojne. Weszłam wyżej, i usiadłam by popatrzeć na krajobraz. To miejsce wydawało się przerażające, tak jak ja. Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- Widzę, że jesteśmy podobni.- przejechałam łapą po ziemi.
Wiatr na początku wiał lekko, jednak później zaczął co raz mocniej. W końcu by się utrzymać, musiałam wbić pazury w ziemię i się położyć. Wydawało mi się, że zaraz mnie rozerwie na strzępy. Kolejną okropną rzeczą, było wielkie gorącą. Jęknęłam zdziwiona i przestraszona. Czytałam coś o tym, ale nie wiedziałam, że jest tak strasznie. Skuliłam się i zatkałam uszy. Chciałam tak leżeć, ale coś nakazywało mi wstać. Na początku się wahałam, w końcu jednak powoli wstałam i na trzęsących się łapach, weszłam wyżej. Coś mnie tak ciągnęła. Często upadałam, czy spadałam na dół. W ogóle, co we mnie wstąpiło by to robić? Nie wiedziałam, ale co raz bardziej mi się to podobało. Chęć przygody. Tak... Tak to nazwę. Wiatr wiał jak szalony, temperatura z bardzo wysokiej, zmieniała się na bardzo niską. Czasami musiałam uciekać przed wodą, która wydawała się mnie gonić. Po kilku metrach dyszałam wycieńczona, więc postanowiłam znaleźć schronienie. Na szczęście akurat to nie było trudne, bo wszędzie było wiele dziur prowadzących w jakieś miejsca. Weszłam do najbliższego i zaczęłam odpoczywać.
Po jakimś czasie, gdy się trochę uspokoiło, znów zaczęłam się piąć w górę. Nie długo później byłam na szczycie. Zalała mnie taka radość. Kolejna rzecz, o której nie wiedziałam. Nie wiedziałam o takiej miłości do przygód. Krzyknęłam zadowolona. Nagle zobaczyłam coś w oddali. Zaciekawiona zaczęłam zbiegać ze szczytu i pobiegłam w stronę czegoś lub kogoś. Jednak gdy domyśliłam się co to, a było to dokładniej w tedy, gdy byłam dwa metry od tej osoby, zatrzymałam się zdziwiona. Znów on? Znów ten basior? Co on tu robił? Czemu on? Wiele zadawałam sobie pytań na ten temat, ale żadnego nie zadałam na głos. Wilk nawet by nie odpowiedział. Patrzyłam na niego i po chwili ciszy, powiedziałam nie pewnie:
- Hej.

<Alois? Mam nadzieję, że się spodoba. Trochę mi zajęło pisanie tego opka ;P>

Od Lileith cd. Akfinaicha

Spojrzałam jeszcze raz na basiora i podążyłam za alfą. Po usłyszeniu nazwy rośliny zrobiła się dziwnie niespokojna. Poszłyśmy do jej jaskini. Aimer od razu chwyciła za grubą księgę. Otworzyła ją mniej więcej po środku i przejechała łapą po kartce.
- Szukasz czegoś? - spytałam zaciekawiona.
- Gdzieś już czytałam o tej roślinie - odrzekła, nie odrywając wzroku od stron księgi - Nie ma.
Podniosła się i odłożyła książkę na półkę.
- W bibliotece znajdują się przekazy naszych przodków - zaczęła - Może tam będzie coś więcej.

Nie szukałyśmy długo. Aimer prawie od razu znalazła się przy odpowiedniej półce. Zaczęłyśmy przeglądać stare zwoje i luźne, pożółkłe karty. W pewnym momencie natrafiłam na zwój z rysunkiem jakiejś rośliny. Rozejrzałam się. Aim zniknęła za rogiem regału wypchanego książkami. Postanowiłam najpierw sprawdzić o czym jest mowa, być może to nie ma nic wspólnego z naszymi poszukiwaniami.

" 21.07.1439 r.
Nadal szukamy rośliny, która może pomóc mojej córeczce odzyskać dawną sprawność. Szamanka wskazała nam północną granicę Hiszpanii, państwa w świecie ludzi. Powiedziała, że to jedyne wyjście, by uratować moją małą. Kiedy wychodziliśmy z jaskini usłyszałem coś o zapłacie, ale nie było czasu by dopytywać. Teraz najważniejszy jest czas. Moja mała Katherine nie może czekać...

23.07.1439 r. 
Znaleźliśmy coś, co mniej więcej zgrywa się z opisem szamanki. Roślina, ogromna roślina, wyglądem przypominająca pąk liścia. Delikatnie kołysząca się na boki. Obeszliśmy ją dookoła w poszukiwaniu rozkwitniętego kwiatu. Nic tu nie ma. Nie potrafię się pogodzić z myślą, że ostatnia szansa dla mojej córki okazała się niewypałem. Odszedłem kilka kroków od rośliny, by opanować napływające do oczu łzy. Towarzyszka próbowała jakoś załagodzić sytuację. 
* I GDZIE JEST NIBY TEN CUDOWNY KWIAT! * Wrzasnąłem zdesperowany. Powtarzałem w kółko, że moja córka potrzebuje tego kwiatu, by żyć. Roślina poruszyła się niespokojnie i zaczęła syczeć coś o zapłacie. Aby zyskać kwiat należało odpowiednio się za niego wymienić. Nie rozumieliśmy na czym ma polegać owa wymiana. Moja towarzyszka zdenerwowana niepowodzeniem i zagadką rośliny chciała ją zaatakować, by siłą odebrać potrzebny kwiat. Roślina otworzyła się i ukazała szereg kłów. Rzuciła się na waderę. Nie mogłem nic zrobić... To stało się zbyt szybko. Ostatnie co usłyszałem to krzyk mojej przyjaciółki i gruchot łamanych kości...

27.07.1439
Moja mała Katherine wróciła do zdrowia. Kwiat okazał się naszym zbawieniem, choć okupiłem go krwią i cierpieniem... Pomógł mojej córce zatrzymać ulatujące z niej życie za straszliwą cenę. Niech te zapiski będą niezbędną informacją przed próbą szukania tej przeklętej rośliny potrafiącej 'zatrzymać życie'... "

- Znalazłaś coś? - spytała nagle Aimer, wyrywając mnie z zadumy. 
Przeszedł mnie dreszcz. Momentalnie zwinęłam zwój i odłożyłam na bok. 
- Na razie nic - odwróciłam się w stronę wadery. 
- No dobrze. Szukaj dalej, może tobie się uda na coś trafić - uśmiechnęła się i odeszła.
Westchnęłam głęboko. W głowie miałam mętlik. Podeszłam do Aim. Znalazła zwój z opisem, gdzie na naszej planecie znajduje się Bizitza Gelditu. Okazało się, że można ją spotkać w mrocznej części Lasu Kasshim, która w pewnym momencie wykracza poza teren watahy.
- To zbyt niebezpieczne - oznajmiła alfa - Będę pracować wraz z alchemikami, by przygotować jakąś miksturę.
- Ale...
- Nie Lileith, ciemna strona Lasu Kasshim to nie są żarty - przerwała mi - Niewiele wilków wróciło stamtąd żywych.

Rozeszłyśmy się do swoich jaskiń.
Chodziłam w kółko po polanie. Byłam rozdarta. Z jednej strony bardzo chciałam pomóc Akfiemu i sprawić, by znów był zdrowy, ale czy jestem gotowa na poświęcenie swojego życia?
Weszłam do mojego mieszkanka i runęłam na posłanie. Wykończył mnie ten dzień.

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Przeszłam się ostatni raz po jaskini i wybiegłam w stronę biblioteki.
Na miejscu szybko chwyciłam zwój z rysunkiem i jeszcze raz przyjrzałam się mapie znalezionej przez Aimer. Według niej Bizitza znajdowała się niedaleko za Górami Naimegiva.
Po drodze wstąpiłam jeszcze do jaskini Akfinaicha. Akurat spał. Po cichu podeszłam i pocałowałam ostatni raz w czoło. Wreszcie dotarłam do przejścia. Już z daleka widziałam strażników. Oni również nie spuszczali ze mnie oka.
- Stać - powiedział jeden z nich.
- Kim jesteś i dlaczego chcesz przejść przez bramę? - dodał drugi.
- Bramę? - zdziwiłam się - Jestem Lileith i muszę tędy przejść, by znaleźć potrzebną mi roślinę, której nie ma na naszych terenach.
Bez dalszych pytań strażnicy przepuścili mnie.

Plan był prosty - znajduję roślinę, wdzieram się do snu Aimer lub Akfinaicha i pokazuję im drogę do rośliny, która do ich przybycia zdąży oddać swój życiodajny kwiat.
Drzewa w tej części lasu były nienaturalnie duże i swoimi koronami całkowicie zasłaniały niebo. Panował półmrok, a w powietrzu unosiła się mgła i gryzący zapach stęchlizny. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Rozejrzałam się nerwowo. Nikogo, ani niczego nie ujrzałam. Wytężyłam słuch. Nieskalana cisza. Idąc starałam się nie wytwarzać żadnego dźwięku, by w razie niebezpieczeństwa nie zdradzać swojej pozycji.

W oddali ujrzałam ogromną roślinę. Zatrzymałam się i rozwinęłam zwój. Przyjrzałam się rysunkowi. Takie same. Podeszłam bliżej.
- Potrzebuję kwiatu dla mojego przyjaciela - powiedziałam.
Roślina zakołysała się.
- Wszystko ma dwie strony, jak moneta. Nie ma dobra bez zła, szczęścia bez bólu i życia bez śmierci - zasyczała, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Przeszedł mnie dreszcz, a w krzakach za moimi plecami coś zaszeleściło.
- Jestem gotowa otrzymać życie za śmierć - powiedziałam równocześnie próbując dostać się do snu Aimer.
Niestety wadera już nie spała. Spróbowałam, więc z Akfim, lecz on również był już poza sferą snów. I co teraz? Kto dostarczy kwiat po mojej śmierci?
Roślina powoli szykowała się do ataku. Wtem coś, a raczej ktoś rzucił się na mnie i przyszpilił do ziemi. Był to czarny basior. Nie znałam go. Zaczęłam się szarpać, ale był o wiele silniejszy. Chciałam krzyczeć, już otworzyłam pysk, ale basior przycisnął łapę do mojej szyi. Z trudem łapałam oddech.
- Nie uratujesz go - wyszeptał mi do ucha - Twój drogi przyjaciel zbliża się już do kresu swojego marnego życia.
Po tych słowach zaczął mnie dusić. Każdy wdech był coraz bardziej płytki. Świat zaczął wirować i ginąć w mroku. Kiedy już miałam zemdleć coś porwało basiora. Ostatnie co usłyszałam to wrzask i trzask kości. Łapczywie zaczerpnęłam powietrza. Kaszląc, powoli podniosłam się i spojrzałam na morderczą roślinę. Gdzieniegdzie była ubrudzona krwią basiora. 
- Każda śmierć ustępuje kolejnemu życiu - syknęła - Weź go i zatrzymaj życie drogiej ci osoby. 
Zakołysała się i zaczęła otwierać. Wewnątrz ujrzałam fioletowy kwiat. Powoli, chwiejnym krokiem podeszłam do niej i zabrałam go.

<Akfinaich? :3>

Wilk Miesiąca

Kochani!
Wilkiem lipca, pod względem ilości opowiadań, zostaję... Lileith z liczbą 12 na koncie. Gratuluję. Otrzymuje ona 100 Wilczych Kłów. Życzę wszystkim powodzenia w sierpniu!
Pozdrawiam Aimer

czwartek, 2 sierpnia 2018

Od Feroxa cd. Venus

Najważniejsze w tamtym momencie było ustalenie priorytetów. Mogłem wyjść z jaskini Venus ze szczeniakami i Nixy i radzić sobie jakoś. Jednak jak to by się na nich odbiło? Gdybym jednak nie był w stanie zapewnić im najważniejszych rzeczy? Nie mogłem tak.
Była już dziewiąta. Szczeniaki jeszcze spały, co dało mi pewność, że dłuższe wędrówki źle na nie działają. I utwierdziło mnie w przekonaniu, że biała wadera ma rację. Moje rodzeństwo musi nabrać sił przed dalszą wędrówką. Muszę im na to pozwolić, inaczej będę najgorszym starszym bratem na świecie. Znowu przeprosiłem Venus za kłopot, jednak ponownie zaprzeczyła jego istnieniu. Miałem ochotę się przez to uśmiechnąć, jednak nie zrobiłem tego, tylko poszedłem do Dexa i Axyo. Ułożyłem się obok nich, strzegąc ich spokoju i czekałem na moment, w którym się obudzą. Pierwszy obudził się Axyo. Krótko ziewnął, po czym uśmiechnął się i mnie przytulił. Też posłałem mu szczery uśmiech. Poradziłem mu skorzystać z gościnności Venus i coś zjeść. Usłuchał mnie i po chwili zapełniał już swój brzuszek. Dex spał jeszcze niecałe pół godziny. Przeprosiłem go za cały obrót sytuacji. Wiedziałem, że był mądrym szczeniakiem. Wiele już rozumiał. Chciał dorosnąć i był do tego na najlepszej drodze. Po prostu chciał i się starał. Nie podobała mu się cała ta sytuacja, ale wiedział, że trochę winy leży również po jego stronie. Odbyłem z nim krótką rozmowę, podczas której obiecał starać się myśleć sam, a nie z pomocą Nixy, jak to było, kiedy skłoniła go do minibuntu przeciw mnie, a ja przeprosiłem go i obiecałem bardziej spełniać się w roli starszego brata. Potem kazałem mu iść do jedzenia. Odetchnąłem z ulgą. W końcu.
Gdy szczeniaki zjadły i się napoiły, poprosiłem je, żeby podziękowały Venus za gościnę, bo niedługo zamierzałem się zbierać. Postanowiłem upolować dla niej coś dużego jako prezent i rekompensatę za stracony czas i jedzenie, jakie nam dała. Dex i Axyo wrócili do mnie i powiedzieli, że nie mogą znaleźć Vee, ani Nixy. Vee...
Po czasie i długich błaganiach Dexa zgodziłem się zabrać go na polowanie. Jego pierwsze. Poradziłem Axysiowi, żeby został w jaskini i poczekał, aż wrócimy. Zgodził się, chociaż niechętnie.
Szło szybko. Dex szybko się uczył i wyciągał wnioski. Na początku był zbyt głośno, stawiał zbyt duże kroki, nie wiedział, kiedy przyspieszyć, potem był za bardzo wystawiony i chciał rzucać się na pierwszą lepszą zwierzynę. Kazałem mu się skradać, pochylić, szeptać, zamiast mówić, a najlepiej zupełnie się nie odzywać. Poradziłem mu polować pod wiatr, żeby cel go nie wyczuł i nie stawiać sobie zbyt wysokich progów. Szybko przyswajał nowe informacje. Pierwsze kilka prób było chybione. Młody był po prostu zbyt wolny. Może miał refleks, ale spłoszona ofiara potrafiła przekraczać swoje bariery. Nic nie zostawało w bezruchu w obliczu zagrożenia. Przeszliśmy kilka metrów dalej. Zobaczyłem łosia. Zbyt dużego, żeby upolował go Dex, ale zbyt dużego i kuszącego, żeby go sobie odmówić.
- Zobacz, jak to się robi, młody.- uśmiechnąłem się do niego delikatnie i przyjrzałem się zwierzęciu. Rogi stanowiły zagrożenie, dlatego lepiej było zaatakować poza ich zasięgiem. Podkradłem się trochę bliżej. Łoś pochylił się, by zaczerpnąć wody ze strumienia. Teraz albo nigdy. Skoczyłem na nieświadomy niczego cel i wykorzystałem moją sprawdzoną technikę. Zadrapałem go do krwi i gdy przestraszony chciał odeprzeć atak rogami, wgryzłem mu się w tętnicę, by za chwilę ją przegryźć. Niestety musiałem działać szybko i przy tym się ubrudzić, bo nie miałem nikogo, kto by zabezpieczał teren w razie nagłej ucieczki. Odsunąłem się, żeby się aż tak bardzo nie ubrudzić i w zamian za to przewróciłem ofiarę. Wysiłek, jaki musiał podjąć mój łup, żeby wstać, był na tyle nieduży, żeby sobie z tym poradzić, ale jednoczesne przyspieszenie akcji serca u zwierzęcia nic mu nie dało, a prędzej zabrało. Szybko by się wykrwawił. Łoś wstał i podjął się ucieczki.
- On zwieje! Łap go!
Zaśmiałem się cicho przez uwagę Dexa.
- Spójrz.
Tak jak myślałem, zwierzę zdechło chwilę potem. Upadło na ziemię dziesięć metrów ode mnie.
- Rany! Ale super! Naucz mnie tego!- ponownie się zaśmiałem.
- Nauczę.
Chwilę potem wracaliśmy już do jaskini. Szło nam trochę mozolnie, ze względu na to, że musiałem targać zdechlaka ze sobą, a był on dosyć spory. Dex wypytywał mnie o najróżniejsze rzeczy. Odpowiadałem zdawkowo, gdy nagle usłyszałem krzyk swojego brata. Znaczy bardziej pisk.
- Niedźwiedź!
Szybko zamknąłem mu pyszczek. Hałas nie pomagał w takich sytuacjach.
- To niedźwiedzica. Nic ci nie zrobi, póki jej nie sprowokujesz. Nie jest głodna.
Zaczęliśmy się wycofywać. Samica nie miała złych zamiarów, gdyż nawet pozwoliła mi dalej taszczyć swoją zdobycz. Dex jako tako starał się mi pomóc, ale był zbyt słaby, by popchnąć taką wielką kupę mięcha. Oddalaliśmy się już od niedźwiedzia, kiedy...
- Miś!- usłyszałem znikąd głosik Axya.
- Ax, to niedźwiedź i lepiej...- nim ja lub Dex zdążyliśmy się odwrócić w stronę młodszego brata, usłyszeliśmy głośny warkot.
- AXYO, ZOSTAW!- wydarłem się przestraszony. Niedźwiedzica wstała i zdecydowana bronić swojego dziecka, ruszyła na Axya, który pisnął. Zostawiłem łosia na ziemi i pobiegłem w stronę zdenerwowanej matki. Mały niedźwiadek uczepił się Axya, nie dając mu szans na ucieczkę, a jego matka była coraz bliżej. Jeśli nie zdążę, wielka niedźwiedzica zaatakuje szczeniaka i to wszystko będzie moja wina, bo chciałem wynagrodzić Venus to, że musiała nas przygarnąć, chociaż wcale tego ode mnie nie wymagała. Zdawało mi się, że powoli zapominam, jak się oddycha. Dawno... Chyba nigdy nie bałem się tak, jak w tamtej chwili. Nawet jeśli zdążę skoczyć na niedźwiedzicę, to nie pokonam jej. Jest o wiele większa ode mnie.
Serce waliło mi jak szalone. Axyo płakał. Dex panikował i zaczął wzywać pomoc.


<Venus?>