piątek, 6 lipca 2018

Od Mecillesa cd. Lileith

Leżałem w jaskini, patrząc w dal. Znalazłem wilki, watahę, ale się nie cieszyłem. Nie urdowało mnie to, ani nie zdenerwowało. Przyzwyczaiłem się do samotności, i nie łatwo będzie się odzwyczaić. Nie mam zamiaru z nikim się zaprzyjaźnić. Bo po co? Zawsze byłem sam i było dobrze. A w ogóle mam uprzedzenie do innych wilków, bo to one zabiły mi rodzinę. Każdego obwiniam za ich śmierć, i tak pozostanie. Nic tego nie zmieni. Teraz pomyślałem o rodzinie, nigdy bym jej nie założył. Nie wiem co to miłość, nigdy nie mogłem jej doznać. Pięć lat samotny, bez kochających rodziców, bez przyjaciół, bez miłości. Teraz będzie tak samo, nie potrzebny jest mi przyjaciel, nie potrzebna mi partnerka, a tym bardziej szczeniaki. Moje serce od dawna nie bije, teraz jest zwykłą skałą, w środku mnie. Może i jestem aniołem, ale bez serca, bez nadziei. Czemu skazano na to anioła? Jak każdy byłbym dobry i miły, a nawet uczynny. Ale los chciał bym miał nie szczęśliwe życie. Wolałbym być demonem, nie męczyłbym się tak. Po tych wszystkich przeżyciach, przed nikim się nie otworze. Nigdy nie będę szczęśliwy...
~*~
Był już wieczór, byłem głodny, więc wstałem i wyszedłem z jaskini. Słońce zasłoniły ciemne chmury, zrobiła się chłodno. Zbliżała się burza. Jednak nie śpieszyłem się, może sobie padać deszcz, mogą strzelać błyskawice, ja będę szukać. Ponury szedłem dalej przez las. Wyczułem ofiarę, zacząłem powoli iść w jej stronę. Był to dosyć duży królik. Oblizałem się, a gdy się wystarczającą blisko zbliżyłem, skoczyłem. Jednak za nim zdołałem złapać ofiarę, ktoś na mnie wpadł. Przerażony królik uciekł, a ja wściekły spojrzałem na wilka który mi przeszkodził. Była to ciemna wadera, z bandażem na łapie. Ledwo wstała, a ja wrzasnąłem:
- PATRZ JAK LEZIESZ NIEUDACZNIKU!- przerażona stała jak wryta. Nic nie powiedziała, więc znów wrzasnąłem:
- TERAZ NAGLE NIE POTRAFISZ NIC GADAĆ?!- zacząłem się zbliżać do wilczycy, która dalej niec nie mówiła.
Wściekły tym, odepchnąłem ją z wielką siłą, prosto na drzewo. Upadła i zaczęła płakać przerażona. Warknąłem:
- Nie płacz, tylko odezwij się!- chyba mnie nie usłyszała.
Zły podszedłem i krzyknąłem jej do ucha:
-Mówię Ci, odezwij się wreszcie!!!
-N-nie rób mi nic.- strasznie się jąkała.
-No w końcu się odezwałaś.- mówiłem spokojniejszym głosem.
-N-nie chciałam na Ciebie wpaść...- mówiła coraz ciszej.
Westchnąłem i zostawiłem ją samą. Dostała nauczkę, więc teraz mogę dalej szukać. Byłem coraz bardziej głodny. Poszedłem śladem królika, którego znalazłem wcześniej. Gdy go znalazłem, skoczyłem i tym razem udało mi się go złapać. Upewniłem się że nie żyje i wziąłem go do jaskini, gdzie później zjadłem ofiarę ze smakiem. Zmęczony poszedłem spać.
                                                        ~*~
Gdy był już poranek, ja wstałem i zacząłem wychodzić z jaskini. Dzisiaj było zebranie, każdy wojownik, morderca i inni musieli przyjść. Miało być one na polanie, jednak za nim tam doszedłem, zobaczyłem jakiegoś wilka przed jaskinią. Chciałem go ominąć, ale coś w nim przykuło moją uwagę. Bandaż na przedniej łapie, była to na pewno wadera którą wczoraj spotkałem. Wyszedłem z krzaków które mnie kryły przed jej wzrokiem. Mówiła coś do cieni. Zaciekawiony tym lekko, podszedłem bliżej i usiadłem. Każdemu kazała coś przynieść, a jak zniknęły odwróciła się by gdzieś pójść. Jednak zatrzymała się od razu, widząc mnie przed sobą. Wstałem by odejść, ale zatrzymało mnie pytanie:
-J-jak masz na imię?- była to ta wilczyca.- lekko zły odwróciłem się w jej stronę.
-Wolałbym żebyś ty podała najpierw swoje.- z niechęcią podszedłem i usiadłem.
-Jestem Lileith.
-Mecilles.- Lileih zdziwiło to że tak spokojnie mówię i że się na nią nie rzuciłem jeszcze. Nagle podeszła bliżej i zadała kolejne pytanie:
-Jesteś aniołem, prawda?- coraz mniej się stresowała.
-Co Cię to obchodzi?
-Emm, po prostu chciałam wiedzieć...
<Lileith? Mecilles trochę się uspokoił, jak go niezdenerwujesz, będzie tak dalej ;D>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz