~*~
Był już wieczór, byłem głodny, więc wstałem i wyszedłem z
jaskini. Słońce zasłoniły ciemne chmury, zrobiła się chłodno. Zbliżała
się burza. Jednak nie śpieszyłem się, może sobie padać deszcz, mogą
strzelać błyskawice, ja będę szukać. Ponury szedłem dalej przez las.
Wyczułem ofiarę, zacząłem powoli iść w jej stronę. Był to dosyć duży
królik. Oblizałem się, a gdy się wystarczającą blisko zbliżyłem,
skoczyłem. Jednak za nim zdołałem złapać ofiarę, ktoś na mnie wpadł.
Przerażony królik uciekł, a ja wściekły spojrzałem na wilka który mi
przeszkodził. Była to ciemna wadera, z bandażem na łapie. Ledwo wstała, a
ja wrzasnąłem:
- PATRZ JAK LEZIESZ NIEUDACZNIKU!- przerażona stała jak wryta. Nic nie powiedziała, więc znów wrzasnąłem:
- TERAZ NAGLE NIE POTRAFISZ NIC GADAĆ?!- zacząłem się zbliżać do wilczycy, która dalej niec nie mówiła.
Wściekły tym, odepchnąłem ją z wielką siłą, prosto na drzewo. Upadła i zaczęła płakać przerażona. Warknąłem:
- Nie płacz, tylko odezwij się!- chyba mnie nie usłyszała.
Zły podszedłem i krzyknąłem jej do ucha:
-Mówię Ci, odezwij się wreszcie!!!
-N-nie rób mi nic.- strasznie się jąkała.
-No w końcu się odezwałaś.- mówiłem spokojniejszym głosem.
-N-nie chciałam na Ciebie wpaść...- mówiła coraz ciszej.
Westchnąłem i zostawiłem ją samą. Dostała nauczkę, więc teraz
mogę dalej szukać. Byłem coraz bardziej głodny. Poszedłem śladem królika,
którego znalazłem wcześniej. Gdy go znalazłem, skoczyłem i tym razem
udało mi się go złapać. Upewniłem się że nie żyje i wziąłem go do
jaskini, gdzie później zjadłem ofiarę ze smakiem. Zmęczony poszedłem spać.
~*~
Gdy był już poranek, ja wstałem i zacząłem wychodzić z
jaskini. Dzisiaj było zebranie, każdy wojownik, morderca i inni musieli
przyjść. Miało być one na polanie, jednak za nim tam doszedłem, zobaczyłem
jakiegoś wilka przed jaskinią. Chciałem go ominąć, ale coś w nim
przykuło moją uwagę. Bandaż na przedniej łapie, była to na pewno wadera
którą wczoraj spotkałem. Wyszedłem z krzaków które mnie kryły przed jej
wzrokiem. Mówiła coś do cieni. Zaciekawiony tym lekko, podszedłem bliżej
i usiadłem. Każdemu kazała coś przynieść, a jak zniknęły odwróciła się
by gdzieś pójść. Jednak zatrzymała się od razu, widząc mnie przed sobą.
Wstałem by odejść, ale zatrzymało mnie pytanie:
-J-jak masz na imię?- była to ta wilczyca.- lekko zły odwróciłem się w jej stronę.
-Wolałbym żebyś ty podała najpierw swoje.- z niechęcią podszedłem i usiadłem.
-Jestem Lileith.
-Mecilles.- Lileih zdziwiło to że tak spokojnie mówię i że
się na nią nie rzuciłem jeszcze. Nagle podeszła bliżej i zadała kolejne
pytanie:
-Jesteś aniołem, prawda?- coraz mniej się stresowała.
-Co Cię to obchodzi?
-Emm, po prostu chciałam wiedzieć...
<Lileith? Mecilles trochę się uspokoił, jak go niezdenerwujesz, będzie tak dalej ;D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz