Chłodne
powietrze wypełniało moje płuca, a żołądek - nic. Pora coś zjeść.
ponieważ dnia wczorajszego miało się za dużo roboty na tak błahe
rzeczy. Mam ochotę na sarninę, ale czy uda mi się znaleźć właśnie to
pożywienie? Ruszyłem w stronę jeziora, tak mi bynajmniej podpowiadał
instynkt. No cóż, czasami dobrze jest być wilkiem, chociażby to.Wraz z
kolejnymi krokami coraz mocniej czułem zapach sarny. Po kilku minutach
byłem na miejscu. Instynkt mnie nie zwodził - przy jeziorze zauważyłem
dość sporą grupkę jeleniowatych. Muszę uważać żeby ich nie spłoszyć i
nie tylko... Nie chcę zaliczyć kopniaka od którejś z tych saren. Tego
akurat nie chcę. Zacząłem skradać się do stada. Dość pokaźne. Po chwili
cichego obserwowania przyszłego posiłku zauważyłem ją - ranną sarnę. Cóż
rana była dość poważna, nie przetrwa długo więc czas ukrócić jej
cierpienia.
Prędzej czy później i tak zginie. Nic się nie stanie, jeśli okaże się ona moim posiłkiem.
Jednak jest jeszcze coś czego się boję - niepowodzenie.
Sarna oczywiście jakimś magicznym sposobem może zostać "obroniona" lub po prostu ucieknie.
W
sumie mógłbym wtedy poprosić watahę o pomoc, ale niestety ja nie
proszę nikogo o przysługę. Skoczyłem na nią i zacząłem dusić. Dlaczego
ja się w ogóle bałem o niepowodzenie? Wszystko poszło zgodnie z planem,a
może nawet lepiej. Tak mi się tylko zdawało bo poszło zdecydowanie za
łatwo. Gdy sarna była już martwa poczułem ostry zapach innego wilka, a
raczej wadery. Kłopoty?
<Venus?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz