-Szybki jest...- Wyszeptałam, a następnie w powietrzu postanowiłam się przysłuchać rozmowie brązowej i szarej istoty.
-Coś ty zrobić Gryplim?!-
-To być twoja wina Amigo! Oni nas okraść, bo Ibishi chcieć sprzedać je...-
-Nie potrzebne nam być one! Tylko cały czas nam zżerać papu.-
-Ty masz iść ze mną teraz, bo Alfa nie być zadowolona, a poza tym my nie wiedzieć gdzie poleźli Ci złodziaaaaje!- Sylwetki ruszyły do przodu, aby opuścić nasze tereny.
Myślałam o tym jak ja się wypłacę Ryenowi. To było niemożliwe. Właściwie to nadal nie rozumiałam co ten basior zrobił. Nie spodziewałam się tego po nim. Wiatr powiewał, chłodząc moje ciało w ten jakże gorący dzień. Szukałam wzrokiem czarno-czerwonej plamki. Aż w końcu ją znalazłam, a obok niej jeszcze dwie mniejsze szare plamki. Od razu wylądowałam i biegłam, aby przytulić Ryena... Yhm znaczy liski.
-Jeeejku malusie! Słodziusie pysie...- Skakałam na około klatek jak opętana. Miałam napad słodkości, ale w reszcie udało mi się zrozumieć co właśnie robię.
-Em... To był niesamowity gest z twojej strony, ale też głupi.- Powiedziałam już w miarę opanowana. Osobnik patrzył na mnie z minimalistyczną ochotą śmiechu, ale również kapką zdziwienia.
-Wiesz.. Sam nie wiedziałem co robię, a gdy chwyciłem te skrzynki miałem ochotę uderzyć się w głowę...- Patrzyłam nerwowo na Ryena na znak, że chce wreszcie wypuścić te malutkie bidulki. Niestety było to na nic, ponieważ nie zauważył on tego. Chrząknełam. Popatrzył na mnie, a ja jeszcze raz na klatki z liskami.
<Ojj teraz tylko Ryen zna ją od tej strony xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz