poniedziałek, 7 maja 2018

Od Aimer cd. Ryena

-Nachyliłeś się tak jakbyś chciał go ugryźć...- Machnęłam tekstem na obronę. Basior śmiał się, aż tak, że udało mu się nawet leżeć na ziemi, a ja poczułam się trochę głupio.
-Wiesz... Wypuśćmy je. To jest najlepszy pomysł!- Lekko podniosłam ton głosu, aby zwyciężyć z tonem Ryena, który rykliwie nie przestawał się śmiać, ale w końcu lekko przystopował.
-Mówiłem już, że się na tym nie znam. One mogą być wszystkim. Są słodkie to fakt, ale może być z nimi problem...- Basior coś mówił na boku, ale ja już lekko pociągałam za blokadę. Moje oczy rozjaśniły się. Miałam w głowie tylko lisy co chyba było dość dziwne. Stojący nade mną Ryen przyglądał się temu jak otworzyłam jedną z drewnianych skrzynek. Siedział w niej mały żółty lisek z jakimś znamieniem na czole. Nie udało mi się rozpoznać co to za znak ponieważ w ułamku sekundy ten ugryzł mnie i zniknął.
-Aaaaał!- Podskoczyłam. Po mojej lewej stronie stało jedyne na tym wzgórzu, a zarazem baaardzo stare drzewo, które z tego co mi wiadomo powoli zaczynało usychać. No właśnie stało... Gdy lisek zniknął piorun żółtego koloru uderzył w tą roślinę i wywołał pożar. Było mi go naprawdę szkoda.
-O j-je... O jeju.- Zbladłam patrząc na rozprzestrzeniający się ogień.
-Mówiłem Ci?!- Basior krzyknął na mnie poddenerwowany. W okolicy nie było żadnej wody.
-Ale, że to.. To, to ten lisek jest to?- Jąkałam się lekko. Coś było nie tak. Nie mogłam nic powiedzieć. Czułam jak moja szczęka wraz z wszystkimi częściami ciała powoli sztywnieje. Po chwili w te same miejsca wdarł się silny ból, a krew z łapy zaczęła ciec. Masakrycznie zabolało mnie serce. W moim oku pojawiła się łza. W tym to czasie samiec, którego tak źle potraktowałam był zajęty ogniem.
-R.. Ry.. R.. Ryee..- Próbowałam cokolwiek wykrztusić, ale po prostu nie mogłam. Czułam blokadę, która to uniemożliwiała.
-Aimer, pomóż mi!- Odwrócił się i zobaczył leżącą mnie na ziemi z łzami w oczach oraz cieknącą z łapy ciemno czerwoną krwią...
                 <Co powiesz Ryenie? Ciekawie się robi, niby słodziaki, a tu taki zwrot akcji>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz