Odwróciłem po raz ostatni pysk w stronę palącego się drzewa,
skupiłem na nim wzrok. Niechlujne linie na moich łapach lekko się
zaświeciły, wzgórze zapełniło się gęstym powietrzem, ogień zniknął.
Pozostawiłem szary krajobraz pozostałości po pożarze za sobą i pobiegłem
do Aimer. Wadera, która jeszcze chwilę temu mogła krzyczeć, teraz
bezwładnie leżała na szarym podłożu i resztkami sił próbowała coś mi
przekazać.
- Wiedziałem, że te lisy to jakaś cholera. -
Wymamrotałem oglądając ranę. Szybko wydedukowałem, że zwierzę zatruło
Aimer jakimś syfem. Przysiadłem na chwilę koło wadery.
-
Szczerze mówiąc, nie znam się na roślinach, ale chyba już gorzej być nie
może, postaram Ci się pomóc. - Stwierdziłem spoglądając w niebieskie
oczy Aimer, marny ze mnie pocieszyciel. Uśmiechnąłem się do niej
delikatnie, co było próbą dodania otuchy, słowami nie wychodziło mi to w
ogóle, może chociaż gestykulacja coś da. Boże, jak czegoś nie wymyślę
to ona mi tu zejdzie, nie pozwolę by tak piękna istota zwyczajnie umarła
przez jakiegoś pieprzonego lisa. Po pożarze nie pozostało zbyt wiele
roślin, logiczne, zostać tu nie mogę. W mojej głowie już przelatywały
obrazy podstaw zielarstwa i pierwszej pomocy.
- Liście aelhou! - Krzyknąłem i zerwałem się z ziemi. Machnąłem ogonem i zniżyłem pysk do pyska Aimer.
-
Słuchaj będziesz żyła. - Zaśmiałem się i odwróciłem, mimo wszystko
postanowiłem się streszczać, z tyłu głowy siedziała mi myśl, że mimo
przypomnianej wiadomości mogę z kolei nie zdążyć z pomocą.
-
To zbędne, już mi lepiej. - Nagle odezwała się Aimer. Stanąłem wryty w
ziemię, powoli się odwróciłem, wadera stała na własnych nogach ze
spuszczoną głową i smętnym wzrokiem. Podszedłem do niej niepewnie.
-
Oboje wiemy, że to, co się właśnie stało nie było normalne. -
Stwierdziłem, Aimer nagle straciła sił i wlepiła swój pysk w moją szyję.
Podtrzymując ją tak coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że
coś jest nie tak. Nagle poczułem ciepło pod łapami, spojrzałem w dół. Na
skale samoistnie rysowały się czerwonożółte kręgi. Minęła chwila, nim
zrozumiałem, że pode mną i moją towarzyszką powstaje pentagram.
- Ryen co tu się... - Wzięła swój pyszczek z moje szyi i skierowała go w moją stronę, obrzucając mnie pytającym spojrzeniem.
-
Powinniśmy stąd spadać. - Stwierdziłem stanowczo. Ziemia zaczęła się
trząść, a znak coraz silniej świecić, nim którekolwiek z nas zdążyło
zabrać łapy poza krąg, ten wciągnął nas w podziemia.
< Aimer? Herbatka u Lucyfera? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz