Ostatni raz, gdy ktoś miał mnie oprowadzić po
terenach nie skończył się zbyt miło. Ostatnią noc spędziłem jak zwykle –
pod gołym niebem. Pogoda mi odpowiadała, więc nie widziałem
przeciwwskazań. Lubię przez odpłynięciem w objęcia morfeusza
poobserwować konstelacje.
Obudziłem się z zaschniętym pyskiem
– co w sumie mnie nie dziwi, skoro nie piłem już od dwóch dni. Na moim
ogonie owinął się Lesar. Wstałem i bacznie obserwowałem gada. Chciałem
wiedzieć, czy może będzie chciał udać się na przechadzkę, ale na razie
nie zabierał się za to. Przeciągnąłem się, aby usłyszeć to przyjemne
strzelanie kośćmi w kręgosłupie i ruszyłem przed siebie. Muszę obeznać
się w tym terenie.
~*~
Kroczyłem jedną z wydeptanych
ścieżek, w końcu musi mnie dokądś zaprowadzić, prawda? Wygląda na dość
często odwiedzaną, niedawno nawet przechodziły tędy wilki. A
przynajmniej tak mówi mi mój nos. Wyczułem również wodę. Czyli będę mógł
w końcu zgasić to cholerne pragnienie. Przyśpieszyłem nieco chodu,
uważnie podnosząc łapy. Gdybym zachowywał się niczym lekkoduch moje
pazury już pewnie zaplątałyby się w jakieś chaszcze i musiałbym odciąć
to trawsko żeby się wydostać.
Ujrzałem połyskującą w porannym
słońcu taflę. Była nienaruszona. Przycupnąłem na moment, aby wziąć
kilka łyków. Zimna woda była naprawdę orzeźwiająca. Lesar wykorzystał
moment i czmychnął w okoliczne zarośla. Ja w tym czasie zdążyłem się
wyciszyć. Wyobraziłem sobie idealną kulę z metalu, którą już w tej samej
chwili zacząłem się bawić. Była ciężka. Przenosiłem ją z jednej łapy do
drugiej, gładząc przy okazji. Zdawało mi się, że kruszec coraz bardziej
się błyszczał. Jakbym je wypolerował. Na moment zbliżyłem piłkę do
jeziora, obserwując odbicie. Ogonem zniszczyłem równe lustro. Teraz
reprodukcji było już więcej.
- Kim jesteś? - usłyszałem za
sobą. Gdybym nie wiedział, że ktoś się do mnie zbliżył musiałbym w
trybie natychmiastowym udać się do medyka z wadą słuchu. Wypuściłem
stworzony przedmiot, a ten już schował się na dnie, gdzieś między
wodorostami, ostatni raz rozszczepiając światło, a następnie zniknął.
-
Nowy. Jeszcze niewiele osób znam. Dokładniej tylko dwie wadery –
powiedziałem, odwracając się. Zauważyłem niską waderę o białej sierści z
ciemniejszymi akcentami. - Zwę się Kene
Samica zmierzyła mnie
od głów do łap, jakby uważnie badając każdy element mojego ciała.
Postanowiłem wstać, nie wypada mi przecież siedzieć podczas rozmowy… czy
jakoś tak.
- Venus – powiedziała sceptycznym tonem, wciąż niepewna mojej osoby. - Co tu robisz?
-
Byłem spragniony i znudzony. Postanowiłem odkryć nowe tereny –
wzruszyłem ramionami, skupiając wzrok na jej ustach. Dokładnie
‘obserwowałem’ każde słowo, które wypowiadała.
- I nikt ci ich nie pokazał? - uniosła brew.
- Była taka jedna, ale wystąpiło pewne komplikacje. Nazwijmy to niezgodnością charakterów.
- Co spowodowało tą niezgodność?
-
Nie lubię, gdy ktoś zmienia moje imię, oryginalne mi się bardziej
podoba. Szanuję tych, którzy szanują mnie. Tak więc zostałem bez
przewodnika – westchnąłem teatralnie. - Jakoś będę musiał sobie
poradzić.
- Uważasz.. – nie dokończyła mówić. Posłała mi
jedynie niepokojące spojrzenie. - Odejdź od wody. Coś tam płynie, to
chyba wąż. - mruknęła niezadowolona.
Obejrzałem się. Z wody
właśnie wypełzł niebieski gad. Prychnąłem pod nosem, znów spoglądając na
nową znajomą. Teraz stała kilka metrów dalej. Wysunąłem łapę i
pogłaskałem zwierzę po głowie.
- To mój. Ma na imię Lesar. Nie
musisz się go obawiać, nie zaatakuje bez potrzeby – odparłem,
przerzucając wzrok to z jednego na drugie. - Chcesz pogłaskać? Jego
łuski są naprawdę przyjemne.
<Venus?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz