wtorek, 12 czerwca 2018

Od Kene do Venus

Ostatni raz, gdy ktoś miał mnie oprowadzić po terenach nie skończył się zbyt miło. Ostatnią noc spędziłem jak zwykle – pod gołym niebem. Pogoda mi odpowiadała, więc nie widziałem przeciwwskazań. Lubię przez odpłynięciem w objęcia morfeusza poobserwować konstelacje. 
Obudziłem się z zaschniętym pyskiem – co w sumie mnie nie dziwi, skoro nie piłem już od dwóch dni. Na moim ogonie owinął się Lesar. Wstałem i bacznie obserwowałem gada. Chciałem wiedzieć, czy może będzie chciał udać się na przechadzkę, ale na razie nie zabierał się za to. Przeciągnąłem się, aby usłyszeć to przyjemne strzelanie kośćmi w kręgosłupie i ruszyłem przed siebie. Muszę obeznać się w tym terenie.
~*~
Kroczyłem jedną z wydeptanych ścieżek, w końcu musi mnie dokądś zaprowadzić, prawda? Wygląda na dość często odwiedzaną, niedawno nawet przechodziły tędy wilki. A przynajmniej tak mówi mi mój nos. Wyczułem również wodę. Czyli będę mógł w końcu zgasić to cholerne pragnienie. Przyśpieszyłem nieco chodu, uważnie podnosząc łapy. Gdybym zachowywał się niczym lekkoduch moje pazury już pewnie zaplątałyby się w jakieś chaszcze i musiałbym odciąć to trawsko żeby się wydostać. 
Ujrzałem połyskującą w porannym słońcu taflę. Była nienaruszona. Przycupnąłem na moment, aby wziąć kilka łyków. Zimna woda była naprawdę orzeźwiająca.  Lesar wykorzystał moment i czmychnął w okoliczne zarośla. Ja w tym czasie zdążyłem się wyciszyć. Wyobraziłem sobie idealną kulę z metalu, którą już w tej samej chwili zacząłem się bawić. Była ciężka. Przenosiłem ją z jednej łapy do drugiej, gładząc przy okazji. Zdawało mi się, że kruszec coraz bardziej się błyszczał. Jakbym je wypolerował. Na moment zbliżyłem piłkę do jeziora, obserwując odbicie. Ogonem zniszczyłem równe lustro. Teraz reprodukcji było już więcej.
- Kim jesteś? - usłyszałem za sobą. Gdybym nie wiedział, że ktoś się do mnie zbliżył musiałbym w trybie natychmiastowym udać się do medyka z wadą słuchu. Wypuściłem stworzony przedmiot, a ten już schował się na dnie, gdzieś między wodorostami, ostatni raz rozszczepiając światło, a następnie zniknął.
- Nowy. Jeszcze niewiele osób znam. Dokładniej tylko dwie wadery – powiedziałem, odwracając się. Zauważyłem niską waderę o białej sierści z ciemniejszymi akcentami. - Zwę się Kene
Samica zmierzyła mnie od głów do łap, jakby uważnie badając każdy element mojego ciała. Postanowiłem wstać, nie wypada mi przecież siedzieć podczas rozmowy… czy jakoś tak.
- Venus – powiedziała sceptycznym tonem, wciąż niepewna mojej osoby. - Co tu robisz?
- Byłem spragniony i znudzony. Postanowiłem odkryć nowe tereny – wzruszyłem ramionami, skupiając wzrok na jej ustach. Dokładnie ‘obserwowałem’ każde słowo, które wypowiadała.
- I nikt ci ich nie pokazał? - uniosła brew.
- Była taka jedna, ale wystąpiło pewne komplikacje. Nazwijmy to niezgodnością charakterów.
- Co spowodowało tą niezgodność?
- Nie lubię, gdy ktoś zmienia moje imię, oryginalne mi się bardziej podoba. Szanuję tych, którzy szanują mnie. Tak więc zostałem bez przewodnika – westchnąłem teatralnie. - Jakoś będę musiał sobie poradzić.
- Uważasz.. – nie dokończyła mówić. Posłała mi jedynie niepokojące spojrzenie. - Odejdź od wody. Coś tam płynie, to chyba wąż. - mruknęła niezadowolona.
Obejrzałem się. Z wody właśnie wypełzł niebieski gad. Prychnąłem pod nosem, znów spoglądając na nową znajomą. Teraz stała kilka metrów dalej. Wysunąłem łapę i pogłaskałem zwierzę po głowie.
- To mój. Ma na imię Lesar. Nie musisz się go obawiać, nie zaatakuje bez potrzeby – odparłem, przerzucając wzrok to z jednego na drugie. - Chcesz pogłaskać? Jego łuski są naprawdę przyjemne.

<Venus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz