- O czym pomyślałeś? - Spytała wadera odrywając mnie od kanionu pełnego smutku przeszłości.
- Nie powinno Cię to interesować. Ogółem nie musisz mnie miażdżyć wzrokiem. - Powiedziałem donośnym tonem. Kolejny raz nie pozwolę jej mnie dotknąć.
Po czasie wędrówki w kącie lewego oka prześlizgnęła mi się biała plamka, której moja towarzyszka najewidentniej nie zauważyła. Miałem wrażenie, że była to Diathesis, ponieważ na nodze widniał jakiś znak. Nigdy z nią nie miałem kontaktu, ale wiem, że tak wygląda.
- Właściwie to co zamierzasz zrobić gdy ją znajdziemy?
- Test krwi. - Parsknęła jak zwykle niezadowolona.
- Po co? Nie przydam się tam właściwie. Tak mi się wydaję. - Samica stanęła na chwilę w miejscu.
- To po co ze mną tu idziesz, ty szara kupo futra z rogami?! - Wykrzyczała i już chciała mnie atakować, ale ominąłem zwinnie jej cios.
- Jak śmiesz? - Spytała zdenerwowana.
- Nie będziesz mnie dotykać. - Warknąłem groźnie. To było ostrzeżenie i ona to chyba zrozumiała.
- Hah... Zostaw mnie, sama sobie poradzę. Odwróciła się i machnęła swoim ogonem przed moim nosem. Wkurzyłem się. Zatrzymałem czas. Wszystko co żyje przestało na parę chwil oddychać. Krew w żyłach wszelkiego stworzenia się zatrzymała. Podszedłem do Survival i zobaczyłem jej zadowolony pysk. Przegięła. Moje pazury same wysunęły się, a usta powoli otwierały w celu wypowiedzenia zaklęcia.
- Stój... - Powiedziałem po chwili sam do siebie. - To nie jest dobry pomysł, ona jest po prostu irytująca. - Kontynuowałem. Postanowiłem podbiec do Diathesis i spytać ją o parę spraw odnośnie całej sprawy. Na miejscu zostałem zaskoczony. Zniknęła. Pojęcia nie miałem jakim cudem tak szybko zdążyła się oddalić. Wróciłem do Survival i stanąłem nad nią z dobrze widocznymi kłami w moim pysku. Klepsydra czasu na nowo zaczęła przesypywać piasek przez swoje dwa koła.
- Jakim cudem tak szybko to zrobiłeś?! - Krzyczała oburzona i zdenerwowana już w pełni wadera.
- Nie będziesz mi rozkazywać ty cholero. Na co sobie pozwalasz? - Ta przez chwilę nic nie mówiła.
- Bo co? Zabijesz mnie zaklęciem? Tak jak tych wszystkich, których zabiłeś? Oni zabili tylko twoją rodzinkę. Wilk Śmierci? Chyba śmieć bez serca. Haha. Nie umiesz się bronić w inny sposób. Tylko wykorzystujesz swoje nędzne moce.
- Powtórzysz? - Przybliżyłem pysk do jej czaszki. Denerwowała mnie i to jak... Ale...
- Głuchy jesteś? - Warknąłem na nią po tych słowach.
- Jeszcze jedna wzmianka o moich rodzicach, a skończysz jako szkielet wśród gryzonie. Nie lekceważ mnie. - Oznajmiłem z syknięciem dopychając ją do ziemi. Następnie puściłem ją i poszedłem, mocno stąpając po ziemi, w kierunku swojej jaskini.
Po drodze miałem wyrzuty sumienia. Co ja tak właściwie zrobiłem? Jakaś wadera wytrąciła mnie zupełnie z równowagi? Jak to się mogło stać...?
<Survival?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz