wtorek, 12 czerwca 2018

Od Akfinaicha cd. Survival

 Miałem pewne obawy co do wadery. Gdy tak wędrowaliśmy w poszukiwaniu Diathesis, której właściwie nie znałem, Survival mierzyła mnie wzrokiem od óry do dołu. Tak jakby szukała tylko słabego punktu gdzieś na moim ciele. Nie znajdzie takiego, nie na ciele. Tylko psychika jest moim słabym punktem. Na myśl przyszły mi stare czasy. Gęsia skórka natoczyła się na mnie i wzdrygnąłem się po poczuciu lekkiego uczucia zimna.
- O czym pomyślałeś? - Spytała wadera odrywając mnie od kanionu pełnego smutku przeszłości.
- Nie powinno Cię to interesować. Ogółem nie musisz mnie miażdżyć wzrokiem. - Powiedziałem donośnym tonem. Kolejny raz nie pozwolę jej mnie dotknąć.

 Po czasie wędrówki w kącie lewego oka prześlizgnęła mi się biała plamka, której moja towarzyszka najewidentniej nie zauważyła. Miałem wrażenie, że była to Diathesis, ponieważ na nodze widniał jakiś znak. Nigdy z nią nie miałem kontaktu, ale wiem, że tak wygląda.
- Właściwie to co zamierzasz zrobić gdy ją znajdziemy?
- Test krwi. - Parsknęła jak zwykle niezadowolona.
- Po co? Nie przydam się tam właściwie. Tak mi się wydaję. - Samica stanęła na chwilę w miejscu.
- To po co ze mną tu idziesz, ty szara kupo futra z rogami?! - Wykrzyczała i już chciała mnie atakować, ale ominąłem zwinnie jej cios.
- Jak śmiesz? - Spytała zdenerwowana.
- Nie będziesz mnie dotykać. - Warknąłem groźnie. To było ostrzeżenie i ona to chyba zrozumiała.
- Hah... Zostaw mnie, sama sobie poradzę. Odwróciła się i machnęła swoim ogonem przed moim nosem. Wkurzyłem się. Zatrzymałem czas. Wszystko co żyje przestało na parę chwil oddychać. Krew w żyłach wszelkiego stworzenia się zatrzymała. Podszedłem do Survival i zobaczyłem jej zadowolony pysk. Przegięła. Moje pazury same wysunęły się, a usta powoli otwierały w celu wypowiedzenia zaklęcia.
- Stój... - Powiedziałem po chwili sam do siebie. - To nie jest dobry pomysł, ona jest po prostu irytująca. - Kontynuowałem. Postanowiłem podbiec do Diathesis i spytać ją o parę spraw odnośnie całej sprawy. Na miejscu zostałem zaskoczony. Zniknęła. Pojęcia nie miałem jakim cudem tak szybko zdążyła się oddalić. Wróciłem do Survival i stanąłem nad nią z dobrze widocznymi kłami w moim pysku. Klepsydra czasu na nowo zaczęła przesypywać piasek przez swoje dwa koła.
- Jakim cudem tak szybko to zrobiłeś?! - Krzyczała oburzona i zdenerwowana już w pełni wadera.
- Nie będziesz mi rozkazywać ty cholero. Na co sobie pozwalasz? - Ta przez chwilę nic nie mówiła.
- Bo co? Zabijesz mnie zaklęciem? Tak jak tych wszystkich, których zabiłeś? Oni zabili tylko twoją rodzinkę. Wilk Śmierci? Chyba śmieć bez serca. Haha. Nie umiesz się bronić w inny sposób. Tylko wykorzystujesz swoje nędzne moce.
- Powtórzysz? - Przybliżyłem pysk do jej czaszki. Denerwowała mnie i to jak... Ale...
- Głuchy jesteś? - Warknąłem na nią po tych słowach.
- Jeszcze jedna wzmianka o moich rodzicach, a skończysz jako szkielet wśród gryzonie. Nie lekceważ mnie. - Oznajmiłem z syknięciem dopychając ją do ziemi. Następnie puściłem ją i poszedłem, mocno stąpając po ziemi, w kierunku swojej jaskini.

 Po drodze miałem wyrzuty sumienia. Co ja tak właściwie zrobiłem? Jakaś wadera wytrąciła mnie zupełnie z równowagi? Jak to się mogło stać...?

<Survival?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz