Kiedy jeszcze byłem zaciekawiony rozmową z alfą z zainteresowaniem słuchałem jej wykładu.
Minęło
jednak z pięć minut, a ja już najchętniej wyrwałbym sobie uszy. Za dużo
paplaniny. Ta widocznie zauważyła to, bo kazała mi na coś poczekać.
Szukam tylko tymczasowej watahy, nie potrzebuję aż tak szczegółowego
wyjaśniania co i jak.
W miejscu spędziłem jakieś dwadzieścia minut, ale w końcu Aimer wróciła. Na moje nieszczęście nie była sama.
Towarzyszka przedstawiła się. Już na wstępie przekształciła moje imię. Nie lubię jej.
Chcąc nie chcąc musiałem ostatecznie ruszyć za tą irytującą waderą.
Leniwym wzrokiem obserwowałem otoczenie, jakby pragnąc, aby w tej właśnie chwili zza następnego drzewa wyskoczył potwór.
- Pytałam się skąd jesteś – znów ten wkurzający głosik zabrzmiał wśród wysokich pni.
- Nie mam konkretnego miejsca startu. Pochodzę z daleka.
- Pan tajemniczy się znalazł widzę – prychnęła.
-
Pani mądralińska. Proszę bardzo, możemy dalej zwracać się do siebie
epitetami – lekko zwolniłem tempa, podchodząc po drodze do kilku roślin,
aby móc się im przyjrzeć.
- Ależ nie ma potrzeby, Kenie –
rzuciła. Mogę się założyć o własny ogon, że właśnie w tej chwili chytrze
się uśmiechnęła. Wydłubię jej kiedyś za to oczy. - Rusz ten tyłek, bo
mam cię oprowadzić.
- Och, Aliendeleo. Właśnie o to chodzi,
wycieczka krajoznawcza – powiedziałem z chytrym uśmieszkiem, przerywając
na moment. - I nie próbuj mi nawet rozkazywać.
- Och,
dlaczego? Bo się wilczek wkurzy? Keniku? - uniosła brew. Gdyby nie
spokój, którym zostałem obdarzony krew dosłownie gotowałaby mi się w
żyłach. Nie straciłem nawet odrobiny czasu i jednym susem zbliżyłem się
do niej, dmuchając jej do ucha.
- Bo ten twój kamyczek i tak
na niewiele się zda. Co? Myślałaś, że nie zauważyłem tej błyskotki, gdy
ją chowałaś? Doprawdy śmieszne, samico. Znam się na takich… „czarach”.
Specyficzna aura wszystko mówi. Jedyne co zrobi ten bibelocik to sprawi,
że moje moce nie mogą działać na tobie, ale nie tyczy się to otoczenia.
- szepnąłem jej do ucha, na koniec kłapiąc delikatnie pyskiem.
Odwróciłem się z gracją, machając jej przed pyskiem ogonem.
- Kene. - warknąłem i ruszyłem przed siebie.
- Gdzie ty się wybierasz?
- Z dala od ciebie. Chcę zobaczyć te tereny w świętym spokoju.- to było ostatnie co do niej powiedziałem.
Jak
się okazało, wadera nie poszła znów za mną. Tyle dobrze. Nie mam zbyt
wielkiego szacunku do tych, którzy również mi go nie okazują. Położyłem
się na moment pod jednym z drzew, obserwując przebywające tu stworzenia.
Moje uszy i oczy współpracowały, aby wykonać w mej głowie obraz 360
stopni. Byłem w stanie zorientować się gdzie biegnie każda wiewiórka.
Skupiłem na jednej moje spojrzenie, gdy nagle coś usłyszałem. Jedynie
fala odbiła się i trafiła do mojego ucha. Przeczuwałem co to, doskonale
znam te ruchy. Jakby odzyskując chęć do życia ruszyłem w stronę wijącego
się stworzenia. Idealnie skryty między niebieskimi kwiatami. Jak każdy z
jego gatunku, idealny – wąż. Gad miał błękitną barwę i białe pasy,
podobne do moich. Zniżyłem łeb w stronę węża, a ten znieruchomiał.
Zaczął nieprzyjaźnie syczeć i stał się nerwowy. Przestał jednak gdy
wyciągnąłem język i zacząłem nim poruszać. Mam w sobie kilka cech
podobnych do węży, jak na przykład wspomniany narząd smaku. Uwielbiam
to, odkąd pamiętam kocham węże. Minęło kilka chwil, a beznoga bestia
wpełzła mi na łapę, owijając mi się wygodnie wokół szyi.
- Lesar, pasuje do ciebie. - rzekłem. To imię po prostu napłynęło mi do głowy. Witaj, mój drogi towarzyszu.
<Aliendelea?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz