sobota, 30 czerwca 2018

Powitajmy Nowego Basiora - Mecilles!

  (Autor: CaptainRey)



Imię: Mecilles


Pseudonim: Nie próbuj nawet zdrabniać jego imienia, lub wymyślać przezwisk. Jak to zrobisz, źle to się dla ciebie skończy.


Wiek: 6 Lat


Wygląd: Jest on wysokim i dobrze zbudowanym basiorem. Jego futro jest szorstkie, beżowo-białe. Końcówki uszu i ogona ma ciemne brązowe. Mecilles ma potężne skrzydła, tego samego koloru co futro. Pazury i kły basiora są bardzo ostre. Ma piękne, jasno zielone oczy.


Charakter: Jest on basiorem który nie nienawidzi towarzystwa. Uwielbia zabijać i krzywdzić innych, fizycznie jak i psychicznie. Nie cierpi miłości, sam nigdy jej nie doznał. Z nikim nigdy się na poważnie nie polubił, zwykle tylko udawał. Śmieję się gdy innym jest przykro, lub gdy coś im się stało. Złości gdy ktoś próbuję zagadać, lub jego plan się nie powiódł. Jest to bardzo mściwy basior, o kamiennym sercu. Na każdego patrzy z wielką nie ufnością. Jest bardzo odważnym i walecznym basiorem. Nie cierpi pomagać, brzydzi się wilkami które niosą pomoc innym. Uwielbia zabijać i walczyć, nie wie co to litość. Gdy się bardzo zdenerwuję, wpada w taką furię, że potrafi zniszczyć wszystko na swojej drodze.


Historia: Od razu po urodzeniu, zabito jego rodzinę. Przez cały ten czas sam musiał sobie radzić, nikt nie wie jak przeżył. Z nie wiadomych przyczyn, zawsze w tych miejscach w których się znajdował, nie było innych wilków. Przez całe 6 lat musiał radzić sobie sam, nie miał nikogo kto mógł by go pokochać, albo on jego. Gdy ukończył 5 lat, znalazł się tutaj i do dziś znajduję się na terenach tej o to watahy.

Rodzina: Nie ma jej.


Partner/ka: NIGDY!


Potomstwo: Brak 


Stanowisko W Watasze: Wojownik


Rasa: Anioł


Żywioły: Światło


Moce:


~Panuję nad światłem 
~Potrafi kogoś oślepić 
~Może robić kule światła


Umiejętności: Wzrok: 15 | Słuch: 10 | Węch: 15 | Zwinność: 20 | Siła: 20 | Szybkość: 10 | Intelekt: 5 | Magia: 5 |


Właściciel: Asili.banshee@interia.pl

Inne Zdjęcia: Brak

Od Akfinaicha cd. Venus

- To w takim razie powodzenia w rozluźnianiu. - Wadera zaśmiała się pod nosem. Uśmiechnąłem się. Nie miała złego humoru, a to już plus.
- Dzięki, do zobaczenia. - Również wpuściłem na pysk banana.
 Od wczorajszego dnia, gdy to medyk pomógł mi na ból, czułem się dobrze. Pocieszał mnie również fakt, że Venus nie była raczej na mnie zła. Nadal jednak zastanawiałem się nad faktem skąd wiedziała albo bynajmniej odczuła zmianę czasu, czy też jego cofnięcie. To było naprawdę dziwnie. Ruszyłem do biblioteki. W mgnieniu oka dostałem się do regału z zmianą czasu, a dokładniej opisu tej mocy. Chwyciłem pierwszą lepszą książkę w pysk i podbiegłem do stołu. Usiadłem w miejscu gdzie siedziałem zawsze i otworzyłem na pierwszej stronie.
- Spis treści, tego szukałem... Hm, Rasy Wilków, Moc Częsta czy Rzadka, Jak Używać.. Coś dużo tych rozdziałów, a jedna druga nie potrzebna. - Powiedziałem do siebie, po czym znowu przystąpiłem do szukania. - Mam! - Wskazałem palcem na rozdział " Jak Rozpoznać Użycie", tak jak gdyby ktoś siedział obok mnie. Nikogo jednak nie było.
 Po około trzech godzinach kończyłem już 520 stronę, gdy niespodziewanie zza moich pleców usłyszałem znajomy głos.
- Cześć Akfinaich. - Powiedziała Venus. Natychmiast zamknąłem księgę i odsunąłem ją trochę dalej.
- Hey... Co słychać? - Powiedziałem z nadzieją iż tego nie zauważyła.
< Przepraszam, że takie nudne, ale nie miałam pomysłu :C >

Od Aimer

 Już od rana dzień, który miał być tak wspaniały - takie było moje wczorajsze założenie - jest już na starcie tak beznadziejny. Rozumiem poranne opady lekkiego deszczu, ale żeby od razu burza? W dodatku wiatr, grad oraz deszcz, nie przepraszam to nie jest deszcz, to jest U - LE - WA. Tyle planów właśnie wyparowało...
 Siedziałam pod drzewem nie zdając sobie sprawy z tego że jest to niebezpieczne. W końcu gadka - drzewo jest wysokie dlatego nie siedzi się pod nim. W wysokie rzeczy uderzają pioruny. - jakoś nie robiła na mnie wrażenia. Drzewo jak drzewo, lasy są więc dlaczego akurat w te pod którym jestem ja, ma trafić błyskawica? Już wystarczająco morka byłam. Wielokrotne otrzepanie się i pozbycie nadmiaru wody nie pomagało. Do mojej jaskini jeszcze szmat drogi więc co ja mam zrobić? Iść? Jakoś nie podoba mi się ten pomysł...
 Leżąc pod wielką rośliną - w pozycji siedzącej - rozejrzałam się dookoła. Dostrzegłam  przynajmniej tuzin błyskawic w jednej chwili. Niektóre dłużej pozostały na niebie, inne zaś - krócej. Niespodziewanie usłyszałam głośny huk. Nie chciałam myśleć o tym co go spowodowało, ale jednak wiedziałam. Coś uderzyło również w drzewo pod którym siedziałam. Przeszedł mnie dreszcz, a ten spowodowany zimnem odszedł w zapomnienie. Rzuciłam się do biegu, lecz nie udało mi się. Nie zdążyłam. Moje ciało zrozumiało, że coś właśnie we mnie uderzyło. Ból był niewyobrażalny. Ogromne, jedno z większych, drzew właśnie mnie przygniotło. Miałam nadzieję na nadejście jakiejkolwiek pomocy, ale ta - chyba - nie nadeszła... Bynajmniej nie zdążyłam się o tym dowiedzieć ponieważ zemdlałam.

< Ktoś chciałby pomóc Aim? >

wtorek, 26 czerwca 2018

Aktywność

Jako iż byłam nieobecna na blogu zapanowała cisza. Nawet świerszczy nie było! Ale spokojnie teraz wracam i wszystko wróci na swoje miejsce. Jednak aby tak się stało proszę właścicieli poszczególnych wilków opowiadania. Ponieważ niektóre z nich ominął już termin 2 tygodni, ale nie miałam jak o tym poinformować daję wszystkim bez wyjątku czas na napisanie min. jednego opowiadania do dnia 30 czerwca 2018r. Mam nadzieję, że jest to sprawiedliwa decyzja. Postacie, których opowiadanie nie zostanie wysłane zostaną z przykrością wyrzucone.
Wilki muszące napisać min. jedno opowiadanie:
- Ace
- Aimer
- Diathesis
- Noe
- Ezekiel
- Laini Ya Bluu
- Pergian
- Ryen
- Survival
- Viperwolf
Życzę Wam weny
Aimer

Odejście

Z Watahy odchodzą trzy wilki...
 Imię: Yuki
  Imię: Xever
 Imię: Layla

Od Venus cd. Ferox

Podszedł do mnie czerwonooki basior.
- Więc o co z tą burzą chodzi? - zapytałam
- Nixy mnie wkurzyła. Dlatego niechcący przyśpieszyłem czas i w tym momencie jest tak jakby jesień.
- Ale to minie prawda? - trochę przestraszona, no bo *halo ja chce lato!* I inne czasoprzestrzenne rzeczy, czy jak to nazwać, się nie zepsują. Chociaż nie moja sprawa.
- Tak niedługo to minie. - uspokoił mnie Ferox z tego co usłyszałam.
- A teraz po raz kolejny powtórzę pytanie. Co wy tu robicie?
- Aktualnie błądzimy.- odparł beznamiętnie basior. - Dzięki naszej kochanej Nixy! - to ostatnie wręcz wysyczał.
- A może zostaniecie w naszej watasze? - powiedziałam wesoło posyłając wszystkim uśmiech.
- Jeśli alfa przyjmie mnie ze szczeniakami. I jak znajdę jakąś jaskinie i może opiekunkę?
- O to się nie martw.
- Właśnie o to się martwię najbardziej. - szepnął ledwo słyszalnie Ferox.
- A gdzie moje maniery nie przedstawiłam się. Venus jestem. - przedstawiłam się z szerokim uśmiechem na pysku, wesoło merdając ogonem. Teraz tylko czekałam na nigdy nie wytworzone przez moje struny głosowe pytanie "a wy?", ale i tak zrozumiane przez każdego nawet bez słów.
- Ferox - odparł mój rozmówca.
-Moje imię już znasz. - odparła Nixy.
- Dex. - prawie, że szepnął jeden ze szczeniaków.
- Axyo. - odparł drugi szczeniak.

<Ferox?>

Od Kendriu

Dzisiaj, można powiedzieć, że praktyczny cały dzień był relaksem... Właściwie to dla innych by był, ale nie dla mnie. Od wschodu słońca, oprowadzka nowych po tutejszych terenach, masa pytań skierowanych w moją stronę i w efekcie końcowym - cały dzień stracony. Kompletnie nic nie ruszyło w przedziale wynalazków X1. Miałem w planach ukończenie już tego diabelskiego Echo. Ale czasu nie było, więc wszystkie plany runęły jak? Tak o...

Będąc zaledwie parę kroków od mojej jaskini, o dziwo, nie zauważyłem śmieci, ogółem bałaganu. Ale właściwie to... Nie zauważyłem nic. Jaskini było pusta.

Co jest?

Zadawałem sobie nieustannie to pytanie i automatycznie przyspieszyłem kroku aż znalazłem się tuż przed wejściem.

Gdzie mój sprzęt??

Mój mózg gotował się jak pierogi w gorącej wodzie.

- Purwa! - Wykrzyczałem. Niemal poślizgnąłem się. Upadłbym na jedyny już teraz w tym pomieszczeniu, metalowy stół.

- Co tu się stało? Halo widział ktoś coś?! - Z nadzieją zadawałem pytania z załamanym głosem. Kątem oka zauważyłem wilka idącego w moją stronę. Nie miałem pojęcia czy był to basior czy też może wadera. Właściwie to nie interesowało mnie to. Odwróciłem się natychmiast w stronę postaci z nadzieją, że widziała ona, bądź wie co się stało z wynalazkami... Z sensem mego życia.


<Ktoś?>

Od Venus cd. Akfinaicha

- Jeleń mnie kopnął i potrzebowałam trochę czarnych orchidei, a one nie występują na naszych terenach. A co do tamtego to... nic się nie stało. - wzruszyłam ramionami z małym uśmiechem.
- Przyjdź, za - tu wadera się chwilę zastanowiła - piętnaście minut. Wtedy ci je wyhoduję.
- Dzięki Yuki. Pa. - pożegnałam się, a następnie opuściłam wilki. Do mojej głowy wróciło wspomnienie wizyty u Akfi'ego, a szczególnie zamglone wspomnienie jakiejś książki. Zwykle nie zwracam uwagi na tak nieistotne rzeczy. Chociaż literatura w jakiej się gustuje dużo mówi o drugiej osobie. Następnym razem jak go odwiedzę muszę zerknąć na Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z tego, że mało co wiem o czerwonym basiorze. Dreptałam przez las i po drodze zbierałam różne przydatne przedmioty. Jak np. grzyby, bakterie czy zioła. Kwadrans już mam nadzieje minął, więc zaczęłam się zbierać, by iść do zielonookiej wadery.
- Hej wróciłam.
- Jesteś trochę wcześniej więc musisz poczekać. - usiadłam gdzieś przy prawej ścianie pomieszczenia. Pociesznie merdałam ogonem i pod nosem nuciłam sobie jakąś piosenkę. Od samego rana chodzi mi po głowie. Ale co z tego i tak nigdy sobie nie przypomnę jej tytułu. To takie irytujące. Yuki, jak przystało na medyka, profesjonalnie zajmowała się Akfi'm. Zaciekawiło mnie z jakiego powodu basior tu przybył. Po skończonym zabiegu zielonooka wadera oddaliła się by wyhodować kwiat, a ja za to odezwałam się do czerwonego basiora.
- Akfi, co ci się tak w ogóle stało? - zapytałam z troską.
- Nic wielkiego tylko źle spałem i nadwyrężyłem jakiś mięsień. - wyjaśnił.

<Akfinaich?>

sobota, 16 czerwca 2018

Od Kene cd. Akfinaicha

- Kene – odparłem, gdy pochwyciłem książkę ogonem. - Dziękuję za pomoc – delikatnie skinąłem głową w jego kierunku.
- Nie ma za co. Cóż, w takim razie miło mi cię poznać, Kene – zaczęliśmy zbierać się z powrotem, znów przemierzając drogę między wysokimi regałami.
- Macie naprawdę obszerny zbiór. Musiał być od dawna gromadzony.
- Nie można narzekać, choć zdecydowaną część książek już przeczytałem. Sama biblioteka jest dość młoda, bo zbudowana niedawno.
Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem. Moje krwiste oczy uważnie badały ciało basiora. Na pierwszy rzut oka stwierdziłbym raczej, że jest bardziej agresywnym gburem, aniżeliby pomocnym molem książkowym. Często polegam na wyglądzie. Mi na przykład wydaje się, że faktycznie jestem oschłym gburem. To dopiero byłby żart matki natury, gdybyśmy nasze charaktery dopasowywali do wyglądu.
- Więc, do czego jest ci potrzebna ta księga? - spojrzał na mnie, wyczekując odpowiedzi w spokoju.
- Mam pewien pomysł, tkwiący w mojej głowie. Z tego co udało mi się dowiedzieć, trzymam właśnie dostęp do kilku ciekawych zaklęć.
- Doskonale wiem, co jest w tej książce. Myślałeś konkretnie, nad którymś z czarów? Są dość… Jakby to ująć, niecodzienne.
- Niecodzienne, ponieważ mało kto słyszał o Ov Ulinu. Ale sama treść jest dość nieszkodliwa i pożyteczna – usiadłem przy jednym ze stołów, otwierając dzieło na losowej stronie.
- Znasz starą grekę? - usiadł naprzeciwko mnie.
- Tak, jeśli chodzi o języki to mój konik, tak samo jak szyfry. Na przykład ten z tego… zbioru – zacząłem przewracać kartkę po kartce.
- Czyżbym czegoś wcześniej nie zauważył? - trzymał wzrok na każdym ruchu moich łap. Ja tymczasem starałem się znaleźć nazwę potrzebnych mi kamieni. Basior po kilku minutach mojego milczenia odpuścił. Powrócił do swojego poprzedniego zajęcia, które mu przerwałem.
Czas płynął swobodnie, w miłej ciszy. Nie odzywaliśmy się do siebie, jakbyśmy się nigdy nie spotkali. Siedzieliśmy nosem w swoich sprawach. Jedynie parę razy podszedłem do niego, prosząc o kilka książek. Wewnętrznie sam sobie dawałem kopniaka, że nie wiem gdzie co leży. Nie interesuje mnie, że jestem tu pierwszy raz, powinienem być bardziej niezależny. 
Akfinaich podszedł do mnie w pewnym momencie, odsuwając stos książek, które mnie otaczały. Zapalił świecę, aby rozjaśnić otoczenie. Nawet nie zauważyłem tego, że powoli zapada wieczór. Nie mogłem jednak zaprzestać spisywania potrzebnych mi materiałów. Wszystkie skrupulatnie zapisałem na kartce.  Ov Ulinu wsadziłem do torby, którą zawiesiłem sobie na grzbiet i z gracją po raz kolejny podszedłem do samca, zagadując go.
- Powiesz mi, gdzie mógłbym znaleźć te materiały? - milczał przez moment, analizując to co spisałem.
- Kąz Zagłady – mruknął. - To dość niebezpieczne miejsce, targane przez żywioły.
- Jeśli będę miał umrzeć, nic tego nie powstrzyma. Prowadź więc – rzuciłem, nie zważając na to, że właśnie zapadła noc.
- Chcesz żebym cię zaprowadził? 
- Albo narysował mapę, ale to pierwsze jest ciekawsze i dużo szybsze.


<Akfi?>

Opowiadanie Konkursowe od Kene

 Poprawiłem sakwę zawieszoną przez bark, aby znajdujące się w niej książki przypadkiem nie wypadły, bądź nie potargały się. Odkąd biblioteka Madriu stanęła przede mną otworem chodziłem tam zawsze, gdy miałem czas. Praca alchemika jest na tyle przyjemna, że mogę wedle własnej woli dopasować sobie godziny pracy. W rzeczywistości zawsze powinienem coś robić: czy to zbierać rośliny; czy może dowiedzieć się czegoś o nowych pierwiastkach. Zawsze jednak nie miałem ściśle określonego zadania (chyba, że tego ode mnie zażądano), jak na przykład myśliwi, którzy musieli na dany czas przynieść określoną ilość zdobyczy.
Kroczyłem ścieżką. Okrężną drogą wracałem do mojego drzewa (dla ciekawskich – znalazłem tutaj wspaniały, pusty w środku pień, który urządziłem według swojego gustu, ale teraz to chyba nie jest już ważne). Ziemia zadrżała, a niebo przeszyło coś jakby czerwona strzała, ciągnąca za sobą dym. Dziwny pisk rozproszył się wokoło. Czy był naprawdę aż tak głośny, czy może to tylko moje nadwrażliwe uszy? Nie zmienia to jednak faktu, że wszystko co zaplanowałem sobie na dzisiejszy dzień teraz przestało się liczyć. Wewnętrzny głos kazał mi gnać w stronę centrum. Nie zawahałem się ani chwili. Łapy same się rzuciły.
Wbiegając po gładkich, zawsze emanujących dziwną aurą schodach zrozumiałem, że nie tylko ja postanowiłem tu przybyć. Większość watahy również tu podążała. Wbiegłem przez zwisające liście do olbrzymiej jaskini. Pod me łapy dotarła stróżka krwi. Byłem jednym z pierwszych, którzy się tutaj znaleźli.
- Co tu się dzieje? - do groty właśnie wbiegła Yuki. Przyrzekłbym, że jej pawi ogon się najeżył. Zbliżyła się do zakrwawionego ciała naszej alfy. Kiedy ta próbowała wydobyć z Aimer choć cząstkę życia wokół zaczęło przypływać gapiów.
- Wyjdźcie stąd! Natychmiast! - rzuciłem szorstko w ich stronę. Akfinaich wykorzystał swój urok i pomógł mi się ich pozbyć. Tak, ale po co i ja tu zostałem? Na co mogę się im przydać?
- Nie przestawaj! - usłyszałem za plecami. Odwróciłem się zainteresowany. To Venus rzuciła te słowa w stronę medyka. Yuki jednak siedziała ze spuszczoną głową.
- Venus, reanimacja nic nie da. Ona nie żyje – ponury ton głosu wypłynął z jej pyska. Wszyscy zamarli.
- Musimy się zastanowić co dalej – w końcu ktoś odważył się to powiedzieć. Jeśli dobrze pamiętam imię, był to Kendriu.
- Po pierwsze musimy powiedzieć innym co się stało – postanowiłem zabrać głos.
- Znasz się nad tym? Od kiedy?
- Całe życie byłem głównym doradcą alf. Musiałem nauczyć się przemawiać do wilków – rzuciłem.
Wilki zebrały się w małą, szybką naradę. Czułem, że ci, których zdążyliśmy wyprosić się niecierpliwią, nie czekając więc na ich zgodę wyszedłem przed zebranych.
W mojej głowie na moment zapanował chaos. Czy umysł płatał mi figle, czy coś takiego już kiedyś mi się przytrafiło? Co właściwie stało się z alfą? Powinienem był to przemyśleć i dać im pełną odpowiedź. To jednak nie jest sytuacja, w której ma się na to czas.
- Słuchajcie wszyscy! - stanąłem nad nimi, aby mogli mnie zobaczyć i usłyszeć – Aimer została zraniona. Ona… Znajduje się w ciężkim stanie, walcząc o życie. W obecnej sytuacji wszyscy jesteście proszeni o zachowanie spokoju – usłyszałem kilka niepewnych szeptów – Po zapadnięciu zmierzchu nie wychodźcie ze swoich leży. Możliwe, że będziecie mogli nam jeszcze dzisiaj pomóc. Nie martwcie się, sprawa się jakoś rozwiąże! Postaramy się o to! - ktoś chwycił mój ogon i wciągnął mnie do środka.
- Dlaczego im to powiedziałeś? - jeden z basiorów przemówił teatralnym szeptem. - Aimer zmarła.
- Musimy próbować. Poza tym, ich panika to ostatnie czego potrzebujemy. Czy możecie mi już zaufać i mnie wysłuchać do cholery? - zwróciłem się do nich. W końcu pokiwali głową. Każdy z nas tak naprawdę wiedział, że to nie czas na kłótnie. - Mój plan jest z zasady prosty. Kto z was widział czerwoną strzałę na niebie?
Zgłosił się Kendriu i kilkoro innych wilków.
- Musimy dowiedzieć się co to było. Proszę wyruszcie za tym, jeśli potrzebujecie, zabierzcie jeszcze kogoś.
Kiwnął głową i spojrzał się po innych. Małomówny typ i jego drużyna wyruszyli.
- Potrzebuję cię tutaj, Akfinaich – rzuciłem.
- Co będzie nam potrzebne? - podszedł do mnie lecz zanim zdążyłem odpowiedzieć zbliżyła się do nas jedna z wader.
- Dlaczego zaczynasz nami tak rządzić? Myślisz, że jesteś nowym alfą czy co?
- Aliendelea, to doprawdy nie czas na twoje upierdliwości. Jeśli czegoś nie zrobimy możemy doprowadzić nawet do dyktatury, a tego pragniemy uniknąć. Najchętniej też załatwiłbym to w grupie, demokratycznie, ale nie mamy czasu. Może jeszcze nie jest za późno.
- Na co? - dopytała biała wadera z ciemną grzywką.
- Aimer zmarła niedawno, istnieje szansa, że jeszcze nie przeszła na drugą stronę. Dopóki istnieje szansa musimy spróbować ją odzyskać! - powiedziałem.
- Chcesz przywrócić ją do życia? - spytał basior.
- Coś w tym stylu. Dlatego będziesz mi potrzebny. Ale po kolei. Aliendelea, przyniesiesz mi te składniki – wyrwałem kartkę z księgi i napisałem na niej kilka potrzebnych rzeczy. Po kolejnym upomnieniu alchemiczka posłusznie pognała po przedmioty. Venus i Yuki zajęły się ciałem. Zacząłem tłumaczyć basiorowi co będziemy musieli zrobić.
- To skrajnie nieodpowiedzialne. Ale podoba mi się. Jedynie niespodziewane efekty mogą zepsuć nasze starania.
- Jeśli się nie uda, to oznaczać będzie, że tak miało być – kiwnąłem do niego głową.
Znajoma z branży wpadła do groty z torbą pełną potrzebnych mi rzeczy. Basior zrobił dokładnie to co mu powiedziałem.
Ja skupiłem się tymczasem na kształtowaniu formy, kolejnej ważnej rzeczy w całym tym przedstawieniu. Również nie czułem się pewnie. Kiedyś ktoś opowiedział mi o tym sposobie, więc dlaczego i my mielibyśmy go nie wykorzystać?
Ciało alfy zostało ułożone w okręgu usypanego ze sproszkowanych kości dzikich kotów. Posypaliśmy ją popiołem i grudkami gliny, kładąc na niej świeżo zakwitnięte kwiaty. W kręgu obok ułożona została forma, nad którą pracowałem. Alchemiczka rozsypała w górę pył z rozgwiazd, a ja z drugim samcem zaczęliśmy recytować zaklęcie.
Śakti kēhī, jāncha paisā ṭaṅkaśālā. Jēla gambhīra tārā, yātrā-pāra! Phirtī… Aimer.
Był to ciąg tych samych słów, jakby powtarzanych w nieskończoność. Zdawało mi się, że dookoła nas zaczyna robić się coraz ciemniej. To moje zwidy czy Akfinaich też to odczuwa?
Śakti kēhī, jāncha paisā ṭaṅkaśālā. Jēla gambhīra tārā, yātrā-pāra! Phirtī… Aimer.
Ryk dzikiej bestii rozległ się po jaskini, a zęby śmierci zdawały się chcieć każdego, kto tylko był w zasięgu.
Phirtī.
~*~
Od feralnego wydarzenia minął miesiąc. Nie udało nam się znaleźć sprawcy tego zamieszania. Czerwony dym był naszą jedyną poszlaką, która nie za wiele nam powiedziała. Poświęciliśmy tej sprawie więc trochę mniej czasu. Wraz z kilkoma wilkami zająłem się watahą. Tak jak wcześniej powiedziałem Aliendeleai – nie chcemy tu dyktatury. Zachowywaliśmy się niczym odpowiedzialny kongres, pomagający będącemu u władzy. No właśnie, władza. Ktoś ją obejmie, tego już jesteśmy pewni.
- Nie ciekawiło cię co mogłoby się stać, gdybyś zaczął zgarniać hierarchię dla siebie? Nie myślałeś długo żeby rzucić się w tłum – napomknął Akfinaich, gdy szliśmy do jednego z legowisk w centrum drzewa.
- Korci, aby przejąć wszystko dla siebie, ale nie poświęcałbym tyle naszej energii w nową formę. Bycie alfą to duży obowiązek. Cieszę się, że możemy razem w dniu dzisiejszym zarządzać watahą. Poznanie zdania innych jest…
- Pomocne? - spojrzał na mnie.
- Dokładnie. Huh, czas odwiedzić naszą ulubienicę – mikroskopijny uśmiech zawitał na moim pysku. Na legowisku leżała zwinięta kulka. Odwróciła się, gdy tylko nas usłyszała i wstała.
- No i jak Aimer, gotowa na lekcje?
Och, jak dziwne to się może wydawać. Zwrócić komuś życie. Tymczasem jest to możliwe. Wystarczą staranie i odpowiednie osoby. Tak oto w swojej nowej -jeszcze szczenięcej- formie stała przed nami młoda wadera. Za kwartał powinna już być na tyle silna, aby wrócić do obowiązków. Do tego czasu ma nas, służących jej pomocą.

Wyniki Konkursu

Drogie Wilki
Na początku chcę powiedzieć, że wybrać było naprawdę ciężko. Każdy z Was napisał naprawdę przyjemne w odczytaniu czy wciągające samą, chociaż krótką, fabułą opowiadanie. Jednak przy pomocy paru osób, które jako "jurorzy" wspomogli końcowy werdykt, wybraliśmy trzy opowiadania. Pod uwagę brana było też długość przebywania na blogu i zaangażowanie, nie tylko same powieści. Pewnie czytając to nie możesz doczekać się wieści " Kto tak naprawdę wygrał? ". Nie przeciągając, oto wyniki...
1 Miejsce: Kene! Otrzymuje ona: Tytuł Bety, 300 WK, Administrator na chacie, Smocza Łuska
2 Miejsce: Diathesis! Otrzymuje ona: 200 WK, Kamień Życia
3 Miejsce: Venus! Otrzymuje ona: 100 WK, Eliksir Życia

Z Kene skontaktuję się poprzez Mail.
Aby wykorzystać przedmiot ( smocza łuska itd. ) musimy poinformować o tym administratora, a on doda status " Wykorzystany ".
Opowiadanie Kene pojawi się na blogu.
Każdy kto wziął udział i nie zajął jakiegokolwiek miejsca otrzyma 100 WK.
Pozdrawiam Aimer

Od Akfinaicha cd. Kene

 Od paru, dość krótkich w zasadzie dla mnie, godzin przesiadywałem w nowo wybudowanej Bibliotece Madriu. Charakteryzowała się ona paroma piętrami, na parterze z sporych wielkości oknem, na których miejsca swoje miały regały dotyczące najróżniejszych specjalizacji, zaklęć czy też po prostu najzwyklejszego zielarstwa. Ja natomiast już po przekroczeniu drzwi tego budynku wkleiłem się w lekturę dotyczącą Magi starożytnej. Po przeczytaniu całego tomu zacząłem z księgą Ras Starożytnych. Też ciekawa, ale dość mało prawdopodobna. Na końcu małym druczkiem w każdej z książek wypisane były słowa "Do dziś nie dotrwała żadna". Pff też coś. Dzisiaj od wschodu słońca zająłem się Legendami zza Świata. Pisze tu o niejakich " Ludziach ". Dziwne stworzenia. Swoją drogą panują nad zwierzętami.

 Siedząc tak następne minuty w pustej bibliotece usłyszałem lekko skrzypiące, otwierające się, drewniane drzwi. Łapę postawił tu nie znany mi jeszcze basior. Rozejrzał się szybko i rozpoczynając marsz skręcił w dział opisujący Florę i Faunę pobliskich terenów. Nie wydawało się, że może go to ciekawić, gdyż po paru szybkich przewrotach stron odłożył ją na miejsce. Następnie spojrzał na mnie i zaczął podchodzić. Postanowiłem przestać się nim interesować i kontynuować kończącą stronę 248.
- Ty jesteś Akfinaich? - Spytał po chwili.
- Tak. - Lekko skinąłem głową, gdyby jakimś cudem nie usłyszał.
- Będę miał do ciebie pewną sprawę. - Ahh, pewnie ktoś mu o mnie nagadał. No nic, przygotuję się na falę pytań związaną z moim wyglądem.
- Mhm?
- Szukam nie jakiej księgi, Ov Ulinu. Kojarzysz może? Związana z magią, ale też ...
- Tak - Przerwałem mu. Znałem ją na pamięć, więc nie potrzebny mi był szczegółowy opis. - Chodź za mną i weź pochodnię, ponieważ ciemno tam będzie. Mam nadzieje, że się nie boisz? - Dokończyłem zamykając nieskończoną przeze mnie książkę, na stronie 249.
- To było pytanie retoryczne mam nadzieję?
- No przecież nie pytał bym o strach przed ciemnością jako poważny temat. Potraktuj to jako minimalistyczne zapoznanie z moim humorem. - Wstałem i wyręczyłem go w pochwyceniu w pysk pochodni na dość długim kiju. Ruszyłem przed siebie. Można powiedzieć, że znałem tą bibliotekę w pewnym stopniu na pamięć. Często tu w końcu przebywałem.
- Aimer mówiła, że często tu przebywasz.
- Tak, praktycznie codziennie. Czego u niej szukałeś? Tej księgi?
- Ta. - Odpowiedział krótko.
- Ona nie jest fanką literatury. Następnym razem od razu do mnie z takim czymś. - Uśmiechnąłem się.
 W mgnieniu oka znaleźliśmy się w dość odległym od wejścia, dziale i pochwyciłem z regału położonego nisko książkę. Podałem ją basiorowi.
- Jeżeli mogę, jak Cię zwą? - Dopytałem na koniec.

< Kene? C: >

piątek, 15 czerwca 2018

Konkurs

Kochani
Wysyłanie opowiadań na konkurs zostało zakończone. Wyniki będą ogłoszone jutro wieczorem. Jeżeli ktoś zaczął, ale nie udało mu się opowiadania dokończyć może jeszcze dzisiaj dosłać. Prace wysłane dnia 16 czerwca i później nie będą brane pod uwagę.
Pozdrawiam
Aimer

Od Kene cd. Venus

- Ależ z rozkoszą – rzuciłem do wadery, uważnie obserwując każdy ruch mego węża. Nie gadajcie, że już ją polubił. Innych rozkażę mu ledwo tolerować. Hm, może tu chodzi o to, że ta wadera nie próbowała od wstępu mnie denerwować i wydawała się być w miarę spokojna?
- Jakiś konkretny cel podróży? - zapytała, uśmiechając się.
- Pokaż mi wasze najlepsze tereny łowieckie – rzuciłem.
- Zdążyłeś zgłodnieć? - ruszyła z miejsca.
- Powiedzmy. Może przekąsiłbym po drodze jakąś wiewiórkę czy królika.
- Nie masz ochoty na sarnę czy dzika? Wiesz, coś większego?
- Nie potrzebuję dużo jedzenia. Zjem raz na jakiś czas. Czasami wydaje mi się, że w przypadku dużej ilości jedzenia jestem jak wąż.
- Im większa zdobycz, tym dłużej trawisz?
- Coś w tym stylu. Wystarczy mi zjeść raz na kilka dni. Długo utrzymuję energię z pożywienia. No pięknie… i teraz wyszedłem na zwierzątko – westchnąłem ciężko, a ta parsknęła śmiechem. - Jedno pytanie. Zawsze jesteś taka… szczęśliwa?
- A czy to jest aż takie złe? - spytała.
- Nie, ale niecodzienne. Przynajmniej dla mnie. Nie jestem przyzwyczajony do radosnych wilków posyłających mi co chwilę uśmiech – powiedziałem. Podświadomość podpowiadała mi, że ktoś taki może chcieć mnie kiedyś zaatakować.
- Jesteś dość powściągliwy w stosunku do nowych znajomości? - uniosła brew, nie zatrzymując się choć na chwilę.
- Powiedzmy. Do tej pory nie znalazłem w sobie tej nuty szczęścia.
- Kene, brzmisz trochę jak pesymista – zaśmiała się.
- Pesymiści to realiści, którzy zdają sobie sprawę w jak okropnej sytuacji się znajdują. Ja mam duszę nieco… zamoczoną w melancholii – posłałem jej ledwo widoczny uśmiech. - Ale co mógłbym o mnie powiedzieć, chyba aż takim narcyzem nie jestem.
- Nawet twój wąż ma podobne ślady jak ty na plecach.
- To był przypadek – odparłem, spoglądając na nią kątem oka., zastanawiając się czy coś jeszcze na to odpowie.

<Venus?>

czwartek, 14 czerwca 2018

Od Venus cd. Kene

Podpełzał do mnie niebieski długi, wąż z białymi paskami. Ostrożnie i w wolnym tempie wręcz ślimaczym, zbliżyłam się do basiora głaszczącego zwierzę. Z lekką obawą, tak lekką, że można ją tą jej lekkością podrzucić w powietrze a dziura po jej upadku miałaby z 5 metrów. Wyciągnęłam łapę, dotykając łusek na główce stworzenia. Stwierdzam, że są one... mokre. *Brawo geniuszu on właśnie wyszedł z wody.* przeszło mi przez myśl. Przybiłam sobie mentalną piątkę w twarz, co bardzo, ale to bardzo chciałam zrobić. Posłałam słodki uśmiech Kene, a następnie podrzuciłam węża. Spadł tam gdzie chciałam czyli na moją głowę. Zdziwione i lekko przestraszone zwierze na pewno nie wiedziało co robić, a instynkt podpowiedział mu najprawdopodobniej by natychmiast się czegoś chwycił... znaczy owinął ta~. A tym czymś była moja szyja.
- Tylko mnie nie uduś - powiedziałam do gada. Chyba mnie zrozumiał bo poluzował uścisk. No nawet z wężem jest się łatwiej dogadać niż z innym wilkiem. Życie jest takie niesprawiedliwe. Basior stający obok zaczął się cicho ze mnie śmiać. No bo z kogo innego byliśmy tu sami. Otaczała nas tylko natura. Strumyk drzewa, więcej drzew jakieś ptaki i różnorodne chabazie czy inne zielska, które obrodziła matka ziemia. - To co zaczynamy zwiedzanie? - gadałam wesoło i z uśmiechem posyłanym basiorowi.


<Kene?>

Od Ferox'a cd. Venus

Nie dobrze. Bardzo nie dobrze. Źle. Fatalnie.
- Odpowiecie mi na pytanie?- Biała wadera wyczekująco wpatrywała się we mnie i moje rodzeństwo stojące za mną. Jej brązowe oczy skanowały nas wszystkich, tak jak moje przed chwilą skanowały ją. Było coraz zimniej. Przez mój brak kontroli nad sobą, przyspieszyłem czas pogody do jesieni. Przynajmniej w moim otoczeniu. Jeśli zaraz się nie uspokoję zamrożę ten las, a razem z nim szczeniaki. Nie mają jeszcze zimowego futra. Pf. Bo niby czemu miałyby mieć? Jest lato! Znaczy- teoretycznie jest lato.
Jak one zginą to będzie moja wina. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Ani sobie, ani Nixy. A jej to już w szczególności. Jeśli oni zamarzną, to wszystko będzie wina tej debilnej, niemyślącej, wrednej, kłótliwej, prowokującej, zarozumiałej...
Przerwałem wymyślanie przymiotników określających moją starszą siostrę, kiedy grzmot dotarł do moich uszu. Axyo pisnął. Razem ze starszym bratem zwinęli się w kulki, wbijając pazury w ziemię, żeby przypadkiem nie odlecieć wraz z wiatrem gdzieś dalej. Na nosie poczułem pierwszy płatek śniegu.
- Fer, przestań!- Dex starał się surowym tonem przywołać mnie do rozsądku, ale na nic mu się to zdało, a jego głos, w brew jego prawdopodobnym oczekiwaniom zabrzmiał bardziej jak u przestraszonego kociątka-Uspokój się!
Wadera przestraszona i zdezorientowana zaczęła się trząść z zimna, ale stała wyprostowana, starając się zrozumieć sytuację. Przelatywała swoimi szarymi oczami z jednego punktu na drugi, pewnie starając się powiązać cokolwiek ze sobą. Chwila... Szarymi? Przed chwilą były brązowe. Yh. Okay, nie ważne.
- Feriś, zimno mi! Boję się! Chcę do mamy!- krzyknął drżącym i przestraszonym głosem Axyo, chowając swój biały pyszczek między łapkami, kurczowo trzymającymi się ziemi.
Do... Do mamy...? Ale ona...
Wiatr ustał. Śnieg przestał padać. Ulewa przestała być tak intensywna. Mimo to chmury i tak zostały na swoim miejscu tworząc ponurą zasłonę, chroniącą nas przed wzrokiem każdego, kto chciałby spojrzeć na nas z góry. Zrobiło się dziwnie cicho. Wlepiłem ponury wzrok w ziemię.
- Feri, nic ci...
- Nic mi nie jest.- przerwałem Dexowi, który chwilę potem otrzepał się z wody. Mżawka traciła na sile, aż w końcu ustała.
Oddychałem ciężko. W końcu dawno już nic takiego nie zrobiłem. Zwykle postarzam tylko randomowe przedmioty... Jakieś drzewa, kamienie, pojedyńcze rośliny... Postarzyć pogodę zdarzyło mi się dwa razy w życiu. Raz teraz i raz kiedy dowiedziałem się, że... że rodziców już nie ma i że... zostajemy sami.
Nixy podeszła do białej wadery i zaczęła jej coś tłumaczyć. Dex stanął u jej boku i z ciekawością wpatrywał się w rozmówczynię swojej starszej siostry i słuchał ich konwersacji. Axyo odczepił pazury od ziemi dopiero po chwili i podszedł do mnie. Usiadł obok i spojrzał na swoje czerwone łapki z dziwnym dla niego spokojem, a raczej czymś w stylu zawstydzenia. Po chwili otarł się o mnie głową. Zrozumiałem o co mu chodzi. Bez chwili zawahania go przytuliłem. Robiło się coraz cieplej. Chmury pożegnały nas bardzo szybko. Zaczęło robić się coraz jaśniej. Wschód słońca... Już rano. Pogoda wróciła do swojego naturalnego stanu.
- O te rzeczy musisz spytać Feroxa.- usłyszałem nieco głośniejszą niż poprzednie wypowiedź Nixy- On ci wytłumaczy skąd ta burza.
Westchnąłem cicho i odlepiłem się od młodszego braciszka. Wstałem i podszedłem do siostry i nieznajomej. Nixy szybko podeszła do Axya, a razem z nią Dex.
- Więc to było tak...


<Venus?>

Od Akfinaicha cd. Laini Ya Bluu

 Wadera zadowolona mnie opuściła i pobiegła gdzieś... Pojęcia nie miałem gdzie. Postanowiłem obmyć ranę i zapomnieć o całej sprawie. Zastanawiał mnie fakt, dlaczego Survival i Laini traktują mnie w ten sposób? Przez demoniczny wygląd? Prychnąłem na boku i przyspieszyłem. Trasa do najbliższego jeziora nie była długa, ale przerwał mi ją wilk. Nie był z naszej watahy, bynajmniej ja go nie poznawałem. Wyglądał jakby się czaił. Jednak zignorowałem ten fakt. Po pewnym czasie usłyszałem rozpoznawalny i wkurzający głos.
- To ty zabiłem moją rodzinę! - To była Laini, byłem pewien. Pewne było też to, że zaatakował ją tamten wilk. Szybko wskoczyłem do najbliższych krzaków, aby jej pomóc. No, ale właściwie to po co... Tak mnie potraktowała. Nie wiele myślałem. Zobaczyłem waderę na ziemi i z automatu skoczyłem na wkradającego się do Nas wilka. Gdy wylądowaliśmy w pozycji leżącej odepchnął mnie i upadłem twardo.
- Czego od niej chcesz? - Ten nie wiele mówiąc mocno uderzył swoją łapą w mój lekko zadrapany i teraz już zakrwawiony policzek. Cios był solidny. Wyplułem gorzką krew z ust i już chciałem cofnąć czas, gdy to on chwycił mnie ogonem za ogon i trzasnął o ziemię. Po chwili zorientowałem się, że leżę idealnie przed Laini. Przed jej mdlejącą twarzą. Ten kopnął ją w pysk i widziałem jak otwiera znacząco pysk w celu powiedzenia słowa...
- Akfi przepra.. - Nie dała rady dokończyć Basior nachylił się przede mnie i wtedy właśnie zauważyłem jego naszyjnik...
- Tylko tak potrafisz? - Ten odwrócił się w moją stroną, a ja powoli wstawałem.
- Hę?
- Z naszyjnikiem chroniącym przed mocami? - Nie odpowiedział, zamiast tego pokręcił głową zdenerwowany.
- Wiesz... Jesteś słaby. - Warknąłem i chwyciłem go za szyję. Nie zorientował się kiedy podniosłem swoje ciało. Przydusiłem go do drzewa, a moje pazury same się wysunęły, tak samo z kłami. Wtedy zaczął skomleć, lekko odpuściłem, nie chciałem aby się dusił. Wykorzystał sytuację i zadał mi cios prosto w brzuch. Krew natychmiastowo wypełniła całą jamę ustną, ale nie stało to na przeszkodzie temu abym mógł jeszcze bardziej zacisnąć pazury. Wyplułem krew i zawarczałem. Chyba już wiedział, że przesadził. Zdjąłem mu naszyjnik i chwyciłem w pysk. Rzuciłem nim, tak jak on rzucił Laini i warknąłem ;
- Nie wracaj tu nigdy. - Dałem mu sygnał iż ma się wycofać. Tak też zrobił, zaczął się oddalać.
- Wrócę, po nią! - Krzyknął i odszedł.
 Rozszarpałem naszyjnik, albo po prostu go zniszczyłem i zerknąłem na Laini. Wydawała się być nieprzytomna, ale cały czas próbowała coś powiedzieć. Mocno zraniony postanowiłem tylko wezwać dla niej medyka i wrócić do jaskini bez jakiejkolwiek pomocy. Wtedy to rozniosło się moje wycie, a odpowiedź znaczyła tyle iż zaraz ktoś kto da radę jej pomóc tu przybędzie. Sam natychmiastowo się oddaliłem patrząc jeszcze na waderę.
- Akfi... - Wyłoniły się słowa z jej ust. Mój brzuch krwawił mocno, ale mimo to udałem się kulejąc do jaskini i zamknąłem ją. Nikogo teraz nie wpuszczę...

< Laini? PS: Akfi będzie unikał Laini i nie będzie chętny na pomoc czy rozmowę z nią C: >

Od Akfinaicha cd. Venus

 Wadera po prostu wstała i wyszła. Nie wiedziałem dlaczego. Co źle powiedziałem?
- Poczekaj! - Wykrzyczałem, ale gdy znalazłem się na zewnątrz wadera nie zastałem. Moim oczom ukazał się tylko czarny pył oddalający się coraz bardziej. Zrezygnowany wróciłem do jaskini.
- Co zrobiłem nie tak? Złe pytanie? - Zadawałem sam sobie te trudne pytania. Wydawało mi się jednak, że faktycznie temat był nieodpowiedni dla niej. Słowa " O niczym ciekawym, a na pewno nie dla ciebie. " mówiły wszystko.
- Powinienem do niej pójść? A może niech się ona z tym faktem prześpi? - Miałem mętlik w głowie. Venus była słodką waderą, lubiłem z nią rozmawiać. Mimo tego, że znałem ją parę dni polubiłem ją bardzo. Postanowiłem oddać się snu i wlepiłem głowę w jakże "miękki" kamień.
 Następnego ranka źle się czułem. Towarzyszył mi ostry ból głowy, czego nigdy nie miałem leżąc na kamieniu, ponieważ robię to często. Ogółem co noc. Postanowiłem wybrać się do Yuki, aby pomogła mi w jakiś sposób z tym bardzo uciążliwym uczuciem. Po paru minutach dreptania po lesie znalazłem się na miejscu. Otwierając wejście nie zauważyłem białego wilka stojącego z nim.
- Venus? Co tu robisz? Przepraszam za tamto... Jeżeli Cię w jakiś sposób zdenerwowałem, to wiedz, że nie chciałem! - Powiedziałem te słowa bardzo szybko.

<Venus?>

Odchodzi

Z przykrością oznajmiam iż wadera o imieniu Scarlett opuszcza naszą Watahę.
Powód: Brak pomysłów

środa, 13 czerwca 2018

Od Kene do Akfinaicha

Czekałem przed jaskinią, aż w końcu będę mógł wejść do środka. Wpatrywanie się ciągle w ten sam krajobraz wydawało mi się po stokroć torturą umysłową. Ruszałem ogonem na prawo i lewo, jakby chcąc tym coś zmienić. Przyglądałem się właśnie swoim pazurom, kiedy z groty wyszła jakaś wadera. Mniejsza o to, kto to jest. Mogę na spokojnie poprosić o coś Aimer.
- Jak miło alfę widzieć – rzuciłem na powitanie, gdy już wkroczyłem do centrum. Kiedy jeszcze piastowałem stanowisko głównego doradcy w jednej z watah zawsze zwracałem się tak do mych ‘przełożonych’.
- Kene… Co cię tu sprowadza? - spytała.
- Obowiązki. Normalnie zaprosiłbym na spacer, ale teraz mam prośbę – powiedziałem, być może po części kłamiąc. Czasami można się zgubić we własnej oschłości, prawda? Wydaje się być w porządku, ale to ona zmusiła mnie do przebywania z kimś kto nawet mnie nie szanuje.
- Jakiego rodzaju to prośba? - uniosła delikatnie brew.
- Jest mi potrzebna pewna książka. Ov Ulinu. Zahacza o magię. Chciałem cię spytać, czy może nie masz takowej na stanie?
- Ten tytuł nic mi nie mówi, ale poczekaj chwilę, sprawdzę – posłała mi uśmiech i już jej nie było. Jest z niej pomocna wadera, to pewne.
Przeczekałem i tę chwilę. Przynajmniej było tu cicho i mogłem objąć wzrokiem każdy centymetr jaskini.
- Kene, niestety nie mam żadnej takiej książki. Jest ci bardzo potrzebna?
- Powiedzmy, że pracuję właśnie nad czymś ważnym – westchnąłem. - Skorzystam z innej książki zapisanej w starej grece.
- Możesz spróbować w bibliotece. Akfinaich często tam przesiaduje, to mag. Skoro ta książka dotyczy jego fachu mógłby ci pomóc.
- Spróbuję, nie mam więcej propozycji. Dobrze wiedzieć, że chciałaś pomóc, będę się zmywał – rzuciłem na szybko, wychodząc.
Na moje nieszczęście nie potrafiłem znaleźć tej nieszczęsnej biblioteki. Wciąż tylko trafiałem na coś innego. Pół biedy, że się orientuję, bo mógłbym jeszcze gdzieś poleźć drugi czy trzeci raz.
Po godzinie zmagań w końcu dotarłem do miejsca docelowego. W środku znajdował się dość ciekawy księgozbiór. Pochwyciłem ogonem jedną z książek opowiadających o okolicznej florze i przewertowałem kilka stron. Przy jednym ze stołów siedział wilk. Charakteryzował się dość demonicznym wyglądem. Odłożyłem publikację na miejsce i podszedłem do samca. Zmierzyłem go szybko wzrokiem, jakby zapisując coś sobie w moim niewidzialnym notatniku, schowanym gdzieś głęboko w umyśle. 
- Ty jesteś Akfinaich? - spytałem. Byliśmy tutaj sami, ale równie dobrze ten kogo szukam mógł stąd wyjść.
- Tak – odparł zwięźle.
- Będę miał do ciebie pewną sprawę.

<Akfinaich?>

Od Venus cd. Ferox'a

Wykonywałam moją posłanniczą prace. Czyli musiałam latać z watahy do watahy. Nagle zerwał się tak znikąd silny i mroźny wiatr. Zerknęłam na niebo. Słowo daje, że jeszcze minute temu było ciepło słonecznie i... bezchmurnie. A teraz prawie całe niebo jest przysłonięte ciemnymi burzowymi chmurami. Zaczęły także błyskać pioruny. Moja najgorsza cecha zaczęła wyłaniać się na światło dzienne jak... jak... o jak księżyc nocą z za horyzontu mówiąc że nadeszła noc. To chyba nie miało sensu, ale mniejsza. Ciekawość po raz kolejny wygrała z rozsądkiem, który już zwracał uwagę na możliwe niebezpieczeństwo zagrażające w tamtym burzliwym terenie. Biegnąc, sprawnie i zwinnie przeprawiłam się przez gęsto rosnące drzewa. Dotarłam w końcu do jakiegoś miejsca z którego słychać było jakieś krzyki.
- Przepraszam! - zabrzmiało donośnie, ale i ze skruchą. Nareszcie dostrzegłam źródło rozmowy. Był nim basior a z nim dwa szczeniaki i wadera. Z tego co widzę są naprawdę przerażone. Wyłoniłam się z kryjówki. Musze ich jednak upomnieć są w końcu na terenie watahy.
- Kim jesteście i co tu robicie? - dopiero teraz zwrócili na mnie swoją uwagę. Maluchy skryły się za czarnoniebieskim basiorem, a on warcząc lustrował mnie od łap po czubeczki uszek. *Co ja aż taka ciekawa jestem?!* A sekundę później niedaleko mnie walnął piorun. Dość głośny dla moich biednych bębenków które miałam wrażenie że zostały stłuczone na milion kawałeczków, jak zrzucona ostatnio przeze mnie doniczka. - Ała! - jęknęłam zatykając moje biedne, oby nie krwawiące uszy.
- Ferox! - krzyknęła czerwono oka wadera o czarnym futrze z niebieskimi i białymi elementami. - Jeszcze jej coś zrobisz! - dalej wrzeszczała średniej wielkości wadera. *i tak jest wyższa ode mnie ;-;*
- Ty się już nie odzywaj Nixy! - wrzasnął również czerwonooki basior. Czuje się zignorowana. A do tego zaczęło padać co dodało smutnego klimatu. Chrząknęłam po raz kolejny zwracając na siebie uwagę.
- Odpowiecie mi na pytanie?


< Ferox? >

Powitajmy Nowego Basiora - Ezekiel!



(Autor: hecatehell)

Imię: Ezekiel

Pseudonim: Zazwyczaj skracają jego imię do zwykłego "Ez"

Wiek: 4 Lata

Wygląd: Ezekiel jest średniej wielkości wilkiem. Ma ciemno szare, przydługie futro. Łapy są przystosowane do wspinaczki, którą swoją drogą Ez uwielbia. Poduszki łap są w kolorze jasnego różu, dość chropowate i mocne, by trudno było je uszkodzić podczas wędrówki. Jego oczy w zależności od pory dnia zmieniają kolor. (Poranek - Zieleń; Południe - Złoto; Wieczór - Szarość; Noc - Czerwień). Pod oczami widoczne są błękitne linie mocy.

Charakter: Ez jest dość specyficznym wilkiem. Szybko przyzwyczaja się do nowo poznanych. Potrafi w ciągu jednego dnia zjednać ze sobą pokłóconych (Tak przynajmniej mówi). Jest przyjaźnie nastawiony dla tych "dobrych". Pomimo lekkości z jaką poznaje wilki, sam nie potrafi się otworzyć przez dłuższy czas. Dusi w sobie wiele tajemnic, co nie zawsze jest dla niego korzystne.
Zazwyczaj jest naprawdę miły. Służy radą i pomocą nawet jeżeli wilk, który do niego przyjdzie, nie jest mu dobrze znany. Dla stworzeń o rozchwianej aurze jest dość powściągliwy. Oczywiście pomaga, ale dłużej analizuje skutki jakie może spotkać wykonując dane zadania.
Czasem ma gorsze dni. Staje się wtedy nieprzyjemny, wręcz próbuje izolować się od innych.

Historia: O losach Ezekiela nie wiele wiadomo. Jego rodzice, zwykłe wilki odseparowane od stada, pozostawiły go wraz z bratem na pastwę losu. Ez i Lucy, jak miewał mówić na młodszego brata, wyruszyli jeszcze jako szczenięta na spotkanie z "żywiołem" - Życiem. Dzięki nabytym umiejętnościom wilki przeżyły dwie zimy, ucząc się nowych rzeczy. Ezekiel pałał miłością do czarnej magii, Lucyfer natomiast uwielbiał jej białą postać. Stworzenia nie szczędziły czasu na naukę, z dnia na dzień stawały się coraz silniejsze i bardziej wprawione w wybranych żywiołach.
Pewnego dnia nastał czas na rozstanie. Wilki nie mogące bez siebie żyć, stanęły pod ścianą. Rozdzieleni bracia poszli własnymi drogami. I tu właśnie rozpoczyna się nowy rozdział z życia Ezekiela. Starszy rozpoczął samotną wędrówkę, pełną wzlotów i upadków, aż w końcu dostał się tutaj.
Rodzina: Brat - Lucifer
Jeżeli można podciągnąć go pod rodzinę to demon - Haris (KLIK)

Partner/ka: Niestety, jeszcze nikt nie skradł jego serca

Potomstwo: Brak 

Stanowisko W Watasze: Mag

Rasa: Wilk Magii

Żywioły: Ciemność

Moce:

Zmiana kształtu - Może przybrać postać dowolnego stworzenia
Rozproszenie - Potrafi rozproszyć ciało danej rzeczy/stworzenia, co powoduje jej śmierć / zanik.
Porozumienie - Może porozumiewać się ze stworzeniami zrodzonymi z ciemności (demony itp.)
Teleportacja - Potrafi teleportować się dzięki cieniom.

Umiejętności: Wzrok: 10 | Słuch: 10 | Węch: 4 | Zwinność: 10 | Siła: 3 | Szybkość: 13 | Intelekt: 25 | Magia: 25 |

Właściciel: Altair112

Inne Zdjęcia: Brak

Ankieta

Drogie Wilki
w Naszej Watasze jest planowane jakieś większe wydarzenie, które wpłynie w jakiś sposób na warunki tutejszego życia, bądź po prostu będzie w nim jakieś "wyzwanie" narzucone właśnie Wam wszystkim. Mowa tutaj konkretnie o wojnie z.. No właśnie. Chciałabym, abyście to Wy zdecydowali co chcielibyście zobaczyć. Przygotowałam ankietę do której link jest niżej. Proszę, abyście oddali tylko jeden głos, ponieważ chcę aby wygrane wydarzenie było uczciwie wybrane. Jeżeli macie inne pomysły na rzecz, która w WCP zamiast wojny mogłaby się pojawić napiszcie śmiało do Alfy - DarkStormFT [D/H] magdencja.tom@onet.pl
Głosowanie trwa do momentu, aż pojawi się post z informacją zakończenia owego.
Pozwolę sobie jeszcze przypomnieć o konkursie, który kończy się 15 czerwca. Chętni nadal mogą wysyłać opowiadania.
Pozdrawiam
Aimer

Powitajmy Nowego Basiora - Noe!

  (Autor: Strayay)
Imię: Arka Noego
Pseudonim: Noe.
Wiek: 6 Lat
Wygląd: Jest on wysokim, chudym i dobrze umięśnionym wilkiem. Jego futro jest białe, na którym widnieję kilka tajemniczych znaków, czarnych jak i niebieskich. Pazury jak i opuszki łap są błękitne, świecące się w ciemności. Najdziwniejsze jest u niego to że ma podobnie jak pazury niebieski, gadzi język. Jego oczy jak  tu prawie wszystko wymienione są piękne niebieskie, przeszywające wilka na wylot.
Charakter:  Nie jest wilkiem do towarzystwa. Zawsze kogoś poprawia, nie liczy się z uczuciami innych. Jest oschły i bardzo inteligentny. Potrafi nie jednego zaskoczyć wiedza na temat historii czy natury.  Zna też się bardzo dobrze na innych światach. Na każdego patrzy z wielką nie chęcią, trudno jest się z nim zakolegować, a co dopiero zaprzyjaźnić. Potrafi znakomicie dowodzić i prowadzić wilki.
Więcej rzeczy o nim w opowiadaniach.
Historia: Pochodzi on z bardzo dalekiej watahy, której tereny były po niedawnym czasie pochłonięte przez wodę. Ale zanim to nastało, wszyscy żyli spokojnie...No może nie tak spokojnie. Gdy Arven był mały, nigdy się nikogo nie słuchał. Robił to co chce, nikt nie miał prawa mu rozkazywać. No może czasami słuchał się matki, którą strasznie kochał. Jednak jak skończył trzy lata, jego ojciec dostał szału i ją zabił. Arven wściekły uciekł i zmienił się. 
Rodzina Na szczęście wymazał sobie ją z pamięci. Czy na zawsze? Sam nie wie
Partner/ka: O dziwo zakochał się.
Potomstwo: Brak 
Stanowisko W Watasze: Dowodzący Stanowiskiem Wojowniczym
Rasa: Denioł
Żywioły: Ciemność
Moce:
~Potrafi zamieniać się w cień
~Potrafi robić tarczę z cienia, jak przejdziesz przez nią sam staniesz się cieniem
~Widzi w ciemności
~Oddychanie pod wodą
Umiejętności:   Wzrok: 10 | Słuch: 10| Węch: 10 | Zwinność: 10 | Siła: 20 | Szybkość: 20 | Intelekt: 10 | Magia: 10 |
Właściciel: Asili.banshee@interia.pl
Inne Zdjęcia: Klik

Od Nashaivy cd. Ace'a

 Skierowałam swój wzrok w oczy basiora. Już po chwili wiedziałam czego szukamy.
- Szukamy księgi o magi związanej z przepowiadaniem przyszłości? - Spytałam, aby się upewnić. On na mnie zerknął lekko zdziwiony.
- Tak, ale... Skąd to właściwie wiesz? - Pokiwałam głową, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Taki dar, no już nie ważne. Ona jest... - Mierzyłam wzrokiem wszystkie regały w poszukiwaniu b4. - Tutaj. - Dokończyłam, a następnie podałam basiorowi zakurzoną księgę.
- Tak szybko? Ahh, ja szukać nie potrafię. - Zaśmiał się pod nosem.
- Znam ją na pamięć.
- Czytałaś? - Pytał dociekliwie Ace.
- Tak, mam wszystkie księgi związane z magią obryte. Lubię czytać... - Odwróciłam głową lekko w prawo, aby uniknąć oczu basiora, któremu towarzyszyłam.
- Może znajdziemy wspólny temat?
- Może... - Wyszeptałam pod nosem. Odwróciłam się i energicznie podreptałam do stołu znajdującego się w owej bibliotece. Gdy usiadłam zaczęłam zastanawiać się czy jest tu jakaś księga, której jeszcze nie przeczytałam. W mgnieniu oka samiec znalazł się tuż obok mnie. Trochę się wstydziłam. Kompletnie go nie znałam, ale Aimer i tak musiała wysłać mnie od razu na głęboką wodę. Musi go znać skoro mu ufa.

 Po pewnym okresie czasu pochodnia, która rozświetlała jedną dziesiątą biblioteki zgasła. Wzdrygnęłam się.
- Pochodnia? - Dopytał, ponieważ światło zniknęło zza niego.
- Owszem. - Skinęłam głową, przy okazji odpowiadania. Wstałam od stołu i chwyciłam zużyty, dość spory, kij i wyrzuciłam go za okno.
- Zaraz wrócę z nowym. - Odwróciłam się i wyszłam na zewnątrz. Ku mojemu zaskoczeniu była już noc. Właściwie to można było się tego spodziewać patrząc przez okno, ale ja do spostrzegawczych nie należę. Niestety, a może jednak stety?
 Przechodziłam obok najbliższych drzew, ale po jakimś większym patyku, ani śladu. Rozglądałam się przez dłuższą chwilę, ale moje poszukiwania przerwał krzyk. Zerwałam się natychmiastowo z drzewa na którym szukałam przedmiotu i natychmiast pobiegłam w stronę biblioteki.
- Ace? - Zawołałam z nutą przerażenia w głosie. Było tu totalnie ciemno, brak jakiejkolwiek palącej się pochodni. Na moich plecach poczułam zimny podmuch wiatru, a jednocześnie dreszcz, który właściwie już teraz obchodził całe moje ciało.
- A... Ace? - Powtórzyłam imię basiora. Powoli wysuwałam się do przodu, ale nadal ani po nim śladu nie było. Niespodziewanie ktoś wyskoczył, a właściwie przebiegł obok jednego z regałów w moją stronę, a po dosłownie sekundzie usłyszałam już tylko znajomy mi głos pytający...
- Słyszałaś to? - Podskoczyłam wystraszona i odsunęłam się parę kroków w prawo.
- O matko... Nie strasz mnie tak. - Mówiłam załamanym głosem.

< Ace? >

wtorek, 12 czerwca 2018

Od Venus cd. Viperwolf

- I po co ja tyle gadam? - zapytałam siebie wzdychając i poszłam szukać zranionej przeze mnie wadery. Zamknęłam jaskinie, po czym zmieniłam się w pył. Leciałam za zapachem Viper. Jest już naprawdę spory kawał drogi od należącej do mnie jaskini. Warunki niestety nie były po mojej stronie. Gdyż kochane słonko się skryło za chmurkami, a chmurki postanowiły - bo czemu nie! przynieść ze sobą deszczyk w la-to. Chociaż... poświeciło to musi popadać ale - czemu teraz? Nareszcie dojrzałam pomiędzy zielonymi koronami drzew wężowatą. Zleciałam i zaczęłam się materializować.
- Co do...?! - zaczęła zdezorientowana i przygotowana już do walki Viper.
- Hej spokojnie! - uspokajałam waderę z uśmiechem. - To tylko ja.
- Venus? Co ci się stało? Jak? - zaczęła pytać zdziwiona wadera.
Fakt nic nie wspominałam jej o tej mocy i tak mało kto o niej wie. Niby jakoś za specjalnie jej nie ukrywam ale i tak samo niezbyt często jej używam.
- To tylko moja moc. - oznajmiłam już stając w całości na ziemi.
- Aha. - spokojna już podeszła bliżej mnie. - Jak ona działa?
- Em... może lepiej jak ci pokaże. - jak powiedziałam tak uczyniłam.
Rozproszyłam swój ogon, ale pozostawiłam go w takim kształcie jak w materialnej formie. - Dotknij ogona albo przełóż łapę przez niego. - zaproponowałam. Łapa Wadery bezproblemowo przeniknęła przez pył, który tylko lekko się poruszył wraz z powietrzem.


<Viper?>

Od Akfinaicha cd. Survival

 Miałem pewne obawy co do wadery. Gdy tak wędrowaliśmy w poszukiwaniu Diathesis, której właściwie nie znałem, Survival mierzyła mnie wzrokiem od óry do dołu. Tak jakby szukała tylko słabego punktu gdzieś na moim ciele. Nie znajdzie takiego, nie na ciele. Tylko psychika jest moim słabym punktem. Na myśl przyszły mi stare czasy. Gęsia skórka natoczyła się na mnie i wzdrygnąłem się po poczuciu lekkiego uczucia zimna.
- O czym pomyślałeś? - Spytała wadera odrywając mnie od kanionu pełnego smutku przeszłości.
- Nie powinno Cię to interesować. Ogółem nie musisz mnie miażdżyć wzrokiem. - Powiedziałem donośnym tonem. Kolejny raz nie pozwolę jej mnie dotknąć.

 Po czasie wędrówki w kącie lewego oka prześlizgnęła mi się biała plamka, której moja towarzyszka najewidentniej nie zauważyła. Miałem wrażenie, że była to Diathesis, ponieważ na nodze widniał jakiś znak. Nigdy z nią nie miałem kontaktu, ale wiem, że tak wygląda.
- Właściwie to co zamierzasz zrobić gdy ją znajdziemy?
- Test krwi. - Parsknęła jak zwykle niezadowolona.
- Po co? Nie przydam się tam właściwie. Tak mi się wydaję. - Samica stanęła na chwilę w miejscu.
- To po co ze mną tu idziesz, ty szara kupo futra z rogami?! - Wykrzyczała i już chciała mnie atakować, ale ominąłem zwinnie jej cios.
- Jak śmiesz? - Spytała zdenerwowana.
- Nie będziesz mnie dotykać. - Warknąłem groźnie. To było ostrzeżenie i ona to chyba zrozumiała.
- Hah... Zostaw mnie, sama sobie poradzę. Odwróciła się i machnęła swoim ogonem przed moim nosem. Wkurzyłem się. Zatrzymałem czas. Wszystko co żyje przestało na parę chwil oddychać. Krew w żyłach wszelkiego stworzenia się zatrzymała. Podszedłem do Survival i zobaczyłem jej zadowolony pysk. Przegięła. Moje pazury same wysunęły się, a usta powoli otwierały w celu wypowiedzenia zaklęcia.
- Stój... - Powiedziałem po chwili sam do siebie. - To nie jest dobry pomysł, ona jest po prostu irytująca. - Kontynuowałem. Postanowiłem podbiec do Diathesis i spytać ją o parę spraw odnośnie całej sprawy. Na miejscu zostałem zaskoczony. Zniknęła. Pojęcia nie miałem jakim cudem tak szybko zdążyła się oddalić. Wróciłem do Survival i stanąłem nad nią z dobrze widocznymi kłami w moim pysku. Klepsydra czasu na nowo zaczęła przesypywać piasek przez swoje dwa koła.
- Jakim cudem tak szybko to zrobiłeś?! - Krzyczała oburzona i zdenerwowana już w pełni wadera.
- Nie będziesz mi rozkazywać ty cholero. Na co sobie pozwalasz? - Ta przez chwilę nic nie mówiła.
- Bo co? Zabijesz mnie zaklęciem? Tak jak tych wszystkich, których zabiłeś? Oni zabili tylko twoją rodzinkę. Wilk Śmierci? Chyba śmieć bez serca. Haha. Nie umiesz się bronić w inny sposób. Tylko wykorzystujesz swoje nędzne moce.
- Powtórzysz? - Przybliżyłem pysk do jej czaszki. Denerwowała mnie i to jak... Ale...
- Głuchy jesteś? - Warknąłem na nią po tych słowach.
- Jeszcze jedna wzmianka o moich rodzicach, a skończysz jako szkielet wśród gryzonie. Nie lekceważ mnie. - Oznajmiłem z syknięciem dopychając ją do ziemi. Następnie puściłem ją i poszedłem, mocno stąpając po ziemi, w kierunku swojej jaskini.

 Po drodze miałem wyrzuty sumienia. Co ja tak właściwie zrobiłem? Jakaś wadera wytrąciła mnie zupełnie z równowagi? Jak to się mogło stać...?

<Survival?>

Od Kene do Venus

Ostatni raz, gdy ktoś miał mnie oprowadzić po terenach nie skończył się zbyt miło. Ostatnią noc spędziłem jak zwykle – pod gołym niebem. Pogoda mi odpowiadała, więc nie widziałem przeciwwskazań. Lubię przez odpłynięciem w objęcia morfeusza poobserwować konstelacje. 
Obudziłem się z zaschniętym pyskiem – co w sumie mnie nie dziwi, skoro nie piłem już od dwóch dni. Na moim ogonie owinął się Lesar. Wstałem i bacznie obserwowałem gada. Chciałem wiedzieć, czy może będzie chciał udać się na przechadzkę, ale na razie nie zabierał się za to. Przeciągnąłem się, aby usłyszeć to przyjemne strzelanie kośćmi w kręgosłupie i ruszyłem przed siebie. Muszę obeznać się w tym terenie.
~*~
Kroczyłem jedną z wydeptanych ścieżek, w końcu musi mnie dokądś zaprowadzić, prawda? Wygląda na dość często odwiedzaną, niedawno nawet przechodziły tędy wilki. A przynajmniej tak mówi mi mój nos. Wyczułem również wodę. Czyli będę mógł w końcu zgasić to cholerne pragnienie. Przyśpieszyłem nieco chodu, uważnie podnosząc łapy. Gdybym zachowywał się niczym lekkoduch moje pazury już pewnie zaplątałyby się w jakieś chaszcze i musiałbym odciąć to trawsko żeby się wydostać. 
Ujrzałem połyskującą w porannym słońcu taflę. Była nienaruszona. Przycupnąłem na moment, aby wziąć kilka łyków. Zimna woda była naprawdę orzeźwiająca.  Lesar wykorzystał moment i czmychnął w okoliczne zarośla. Ja w tym czasie zdążyłem się wyciszyć. Wyobraziłem sobie idealną kulę z metalu, którą już w tej samej chwili zacząłem się bawić. Była ciężka. Przenosiłem ją z jednej łapy do drugiej, gładząc przy okazji. Zdawało mi się, że kruszec coraz bardziej się błyszczał. Jakbym je wypolerował. Na moment zbliżyłem piłkę do jeziora, obserwując odbicie. Ogonem zniszczyłem równe lustro. Teraz reprodukcji było już więcej.
- Kim jesteś? - usłyszałem za sobą. Gdybym nie wiedział, że ktoś się do mnie zbliżył musiałbym w trybie natychmiastowym udać się do medyka z wadą słuchu. Wypuściłem stworzony przedmiot, a ten już schował się na dnie, gdzieś między wodorostami, ostatni raz rozszczepiając światło, a następnie zniknął.
- Nowy. Jeszcze niewiele osób znam. Dokładniej tylko dwie wadery – powiedziałem, odwracając się. Zauważyłem niską waderę o białej sierści z ciemniejszymi akcentami. - Zwę się Kene
Samica zmierzyła mnie od głów do łap, jakby uważnie badając każdy element mojego ciała. Postanowiłem wstać, nie wypada mi przecież siedzieć podczas rozmowy… czy jakoś tak.
- Venus – powiedziała sceptycznym tonem, wciąż niepewna mojej osoby. - Co tu robisz?
- Byłem spragniony i znudzony. Postanowiłem odkryć nowe tereny – wzruszyłem ramionami, skupiając wzrok na jej ustach. Dokładnie ‘obserwowałem’ każde słowo, które wypowiadała.
- I nikt ci ich nie pokazał? - uniosła brew.
- Była taka jedna, ale wystąpiło pewne komplikacje. Nazwijmy to niezgodnością charakterów.
- Co spowodowało tą niezgodność?
- Nie lubię, gdy ktoś zmienia moje imię, oryginalne mi się bardziej podoba. Szanuję tych, którzy szanują mnie. Tak więc zostałem bez przewodnika – westchnąłem teatralnie. - Jakoś będę musiał sobie poradzić.
- Uważasz.. – nie dokończyła mówić. Posłała mi jedynie niepokojące spojrzenie. - Odejdź od wody. Coś tam płynie, to chyba wąż. - mruknęła niezadowolona.
Obejrzałem się. Z wody właśnie wypełzł niebieski gad. Prychnąłem pod nosem, znów spoglądając na nową znajomą. Teraz stała kilka metrów dalej. Wysunąłem łapę i pogłaskałem zwierzę po głowie.
- To mój. Ma na imię Lesar. Nie musisz się go obawiać, nie zaatakuje bez potrzeby – odparłem, przerzucając wzrok to z jednego na drugie. - Chcesz pogłaskać? Jego łuski są naprawdę przyjemne.

<Venus?>

Od Feroxa do Venus

Szedłem wyprostowany mijając kolejne drzewa. W głowie miałem tak rozbudowaną wiązankę brzydkich słów, że wypowiedziana na pewno byłaby w niezgodzie z pewnymi zasadami moralności. Przeklęte szczeniaki.- fuknąłem w myślach.- Rodzice mogli złożyć tę bandę pchlarzy w ofierze zanim nauczyli się mówić. Małe wredoty. A szczególnie Nixy. Ją mógłbym zagryźć, a z kłów zrobiłbym sobie wisior, który nosiłbym jak trofeum.

- Co się jeżysz, Feri?- zaśmiała się największa zmora mojego życia czyli starsza siostrzyczka, gorsza od dwóch pozostałych śmieci, które, niestety, jestem zmuszony nazywać swoim rodzeństwem.
- Nie odzywaj się do mnie ty mała...
- Feeriiiiś, jestem głodny!- zaskomlał mój najmłodszy braciszek, jednocześnie przerywając moją wypowiedź w dość drastycznym momencie. Yh, no nic załatwie potem coś do jedzenia.
- Ja w sumie też.- zawiadomił mnie Dex, leniwie ziewajac.
- Zapoluj na coś, brat.- rozkazała Nixy. Zatrzymałem się gwałtownie i zacisnąłem zęby.
Jeszcze będą mi rozkazywać. Małe, wyleniałe, niemyślące pasożyty.
- Może, gdybyście nie wpadli na genialny pomysł stawiania mnie pod murem, mielibyście kolację o stałej porze?- spytałem z nieskrywaną pretensją i poirytowaniem. Dex chciał już coś powiedzieć, ale nie mógł, bo postanowiłem kontynuować.- A może... Tak tylko się zastanawiam. MOŻE GDYBYŚCIE MNIE NIE WKURZYLI, NIE WYWALIŁBYM WAS WTEDY I ZAMIESZANIA BY NIE BYŁO?! CZY WY NIGDY NIE MYŚLICIE O KONSEKWENCJACH?! CZY WY W OGÓLE MYŚLICIE?!- wydarłem się na nich. Krew gotowała się we mnie niczym woda grzana nad ogniem. Od kilkunastu dni. Przez chwile panowała totalna cisza zakłócana tylko śpiewami ptaków i głuchym szmerem liści. Niedaleko można było też przyuważyć strumyk, który wydawał cichutki dźwięk. To dobrze. Przynajmniej będzie co pić.

- Ale to wina Nixy!- zaczął się bronić Axyo. Po chwili dołączył do niego również Dex, który również stanął przeciw siostrze. Razem zaczęli coś tłumaczyć, ale ja już ich nie słuchałem.
- N I X Y. Czego ja się głupi spodziewałem?!- warknąłem na nią złowrogo, przez co podskoczyła ze strachu- Taki jesteś kozak, żeby żyć na własną rękę poza watahą?!
- Feri...- zaczął Axyo, ale nie zamierzałem skończyć
- Proszę cię bardzo! Ale już więcej do mnie nie podchodź! Radź sobie sama! To była chyba...
- Fer, robisz...- spróbował się wtrącić tym razem Dex
- ...najgłupsza rzecz jaką zrobiłaś w życiu! Jesteś jakaś niedorozwinięta, czy co?! Nie masz już czego psuć w swoim...
- FEROX!- warknęła na mnie Nix, przez co na chwilę przestałem się drzeć.
- CZEGO?!
- Zrobiłeś burzę, durniu! W środku lata!
Zamilkłem.
Jestem zbyt zdenerwowany, żeby naprawić pogodę.
- Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć...- zacząłem liczyć, ale uśmiechnięta japa mojej starszej siostry mnie rozproszyła- I z czego się cieszysz, idiotko?!- wrzasnąłem, a nocne niebo rozjaśniła błyskawica, wywołana przez moją magię.
- Feriś, boję się!- powiedział nieco głośniej Axyo, a Dex tylko trząsł się ni to ze strachu ni z zimna, wywołanego porywistym wiatrem, który, jak mogliście już zgadnąć pojawił się tam przeze mnie.
- Wiem Axyo, przepraszam!


<Venus?>

Od Kene cd. Laini Ya Bluu

Kiedy jeszcze byłem zaciekawiony rozmową z alfą z zainteresowaniem słuchałem jej wykładu.
Minęło jednak z pięć minut, a ja już najchętniej wyrwałbym sobie uszy. Za dużo paplaniny.  Ta widocznie zauważyła to, bo kazała mi na coś poczekać. Szukam tylko tymczasowej watahy, nie potrzebuję aż tak szczegółowego wyjaśniania co i jak.
W miejscu spędziłem jakieś dwadzieścia minut, ale w końcu Aimer wróciła. Na moje nieszczęście nie była sama. 
Towarzyszka przedstawiła się. Już na wstępie przekształciła moje imię. Nie lubię jej. 
Chcąc nie chcąc musiałem ostatecznie ruszyć za tą irytującą waderą. 
Leniwym wzrokiem obserwowałem otoczenie, jakby pragnąc, aby w tej właśnie chwili zza następnego drzewa wyskoczył potwór. 
- Pytałam się skąd jesteś – znów ten wkurzający głosik zabrzmiał wśród wysokich pni.
- Nie mam konkretnego miejsca startu. Pochodzę z daleka.
- Pan tajemniczy się znalazł widzę – prychnęła.
- Pani mądralińska. Proszę bardzo, możemy dalej zwracać się do siebie epitetami – lekko zwolniłem tempa, podchodząc po drodze do kilku roślin, aby móc się im przyjrzeć.
- Ależ nie ma potrzeby, Kenie – rzuciła. Mogę się założyć o własny ogon, że właśnie w tej chwili chytrze się uśmiechnęła. Wydłubię jej kiedyś za to oczy. - Rusz ten tyłek, bo mam cię oprowadzić.
- Och, Aliendeleo. Właśnie o to chodzi, wycieczka krajoznawcza – powiedziałem z chytrym uśmieszkiem, przerywając na moment. - I nie próbuj mi nawet rozkazywać.
- Och, dlaczego? Bo się wilczek wkurzy? Keniku? - uniosła brew. Gdyby nie spokój, którym zostałem obdarzony krew dosłownie gotowałaby mi się w żyłach. Nie straciłem nawet odrobiny czasu i jednym susem zbliżyłem się do niej, dmuchając jej do ucha.
- Bo ten twój kamyczek i tak na niewiele się zda. Co? Myślałaś, że nie zauważyłem tej błyskotki, gdy ją chowałaś? Doprawdy śmieszne, samico. Znam się na takich… „czarach”. Specyficzna aura wszystko mówi. Jedyne co zrobi ten bibelocik to sprawi, że moje moce nie mogą działać na tobie, ale nie tyczy się to otoczenia. - szepnąłem jej do ucha, na koniec kłapiąc delikatnie pyskiem.
Odwróciłem się z gracją, machając jej przed pyskiem ogonem.
- Kene. - warknąłem i ruszyłem przed siebie.
- Gdzie ty się wybierasz?
- Z dala od ciebie. Chcę zobaczyć te tereny w świętym spokoju.- to było ostatnie co do niej powiedziałem.
Jak się okazało, wadera nie poszła znów za mną. Tyle dobrze. Nie mam zbyt wielkiego szacunku do tych, którzy również mi go nie okazują. Położyłem się na moment pod jednym z drzew, obserwując przebywające tu stworzenia. Moje uszy i oczy współpracowały, aby wykonać w mej głowie obraz 360 stopni. Byłem w stanie zorientować się gdzie biegnie każda wiewiórka. Skupiłem na jednej moje spojrzenie, gdy nagle coś usłyszałem. Jedynie fala odbiła się i trafiła do mojego ucha. Przeczuwałem co to, doskonale znam te ruchy. Jakby odzyskując chęć do życia ruszyłem w stronę wijącego się stworzenia. Idealnie skryty między niebieskimi kwiatami. Jak każdy z jego gatunku, idealny – wąż. Gad miał błękitną barwę i białe pasy, podobne do moich. Zniżyłem łeb w stronę węża, a ten znieruchomiał. Zaczął nieprzyjaźnie syczeć i stał się nerwowy. Przestał jednak gdy wyciągnąłem język i zacząłem nim poruszać. Mam w sobie kilka cech podobnych do węży, jak na przykład wspomniany narząd smaku. Uwielbiam to, odkąd pamiętam kocham węże. Minęło kilka chwil, a beznoga bestia wpełzła mi na łapę, owijając mi się wygodnie wokół szyi.
- Lesar, pasuje do ciebie. - rzekłem. To imię po prostu napłynęło mi do głowy. Witaj, mój drogi towarzyszu. 

<Aliendelea?>

Od Ace'a cd. Nashaiva

Przyglądałem się lekko zdziwiony waderze. Nigdy nie widziałem jej w watasze. Zapewne jest nowa. Wstałem i powiedziałem:
-Jestem Ace, nie dawno dołączyłem tutaj, jak zapewne ty.
-Ja jestem Nashaiva. I tak dołączyłam nie dawno...
-Ładne imię.
-Dzięki...
-Nigdy nie widziałem takiej wadery jak ty. Kilka ogonów i dwie pary skrzydeł...- przerwałem gdy zobaczyłem lekki smutek w jej oczach- Przepraszam jeżeli powiedziałem coś nie tak.
-Nic się nie stało...
-Nie chodziło mi o to że jesteś dziwna, lecz niezwykła...
-Naprawdę?
-Tak.
Do rozmowy wtrąciła się Aimer:
-Ace, zakładam że pewnie coś chciałeś?
-Tak. Zobaczyłem Cię nie daleko, więc postanowiłem że cię zapytam o coś, ale jak podbiegałem do Ciebie to weszłaś do jaskini, więc postanowiłem poczekać...
-A jakie chciałeś zadać pytanie?
-Czy mam pozwolenie na przeczytanie ksiąg z 13 regału...
-Ace, wiesz że są to księgi zakazane.
-Ale może być coś w nich co może mi pomóc...
-No dobrze, ale ktoś Cię musi pilnować. Nie mogę być to ja, bo mam jakąś rzecz do zrobienia...- spojrzała na waderę i dokończyła- Nashaiva pójdzie z tobą. Popilnuję Cię i przy okazji sie poznacie.
Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo Aimer już odleciała. Wadera westchnęła cicho i spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się i razem poszliśmy do biblioteki. Nic do siebie nie mówiliśmy, jedynie czasem spoglądaliśmy na siebie. Gdy doszliśmy, pobiegłem szybko do 13 regału. Zacząłem szukać książki o magii przepowiadania przyszłości. To bardzo potężna moc. Najczęściej spotykana jest u wilków po złej stronie mocy, co mnie lekko przerażało. Czy ja stanę się zły? Muszę też się dowiedzieć, czemu przepowiedziałem przeszłość kilku osobom naraz i samemu sobie. Jednak nie mogłem znaleźć jej. Nashaiva podeszła do mnie i zapytała:
-Pomóc Ci czegoś szukać?
-Jak chcesz...
<Nashaiva?>