Brodziłam łapami w rosie, przyjemne uczucie. Nawet przemoknięta sierść mi nie przeszkadza. Mgła schodząca ku ziemi zapowiadała dobry dzień. I taki okazał się być, bo w czasie spaceru ciepłe promyki zaczęły rozgrzewać moje ciemne futro. Zainteresowanie wzmógł we mnie jakiś wilk, tarzający się najlepsze w trawie, kilkadziesiąt metrów ode mnie. Bez większego zastanowienia zaczęłam iść w jego kierunku. Raczej nie jest to nikt, kogo do tej pory poznałam. Nieznajoma osoba podniosła się z ziemi, chyba mnie zauważyła, bo zaraz po tym jak się otrzepała wyczułam na sobie jej wzrok.
W miarę kiedy byłam bliżej zauważyłam, że to jakiś basior. Chociaż równie dobrze mogłaby to być po prostu większa wadera. Dopiero kilka kroków przed nim i po jego głosie upewniłam się, że to samiec - umysł może w końcu płatać nam figle, prawda?
- Dzień rozpoczynamy od zabawy? - spytałam z uśmiechem namalowanym na pysku.
- Można tak to ująć - odrzekł.
- Theo. Miło poznać - rzuciłam żywo.
- Runa. Mi również.
- Nie sądzisz, że lepiej potarzać się w liściach? Można by zamieść je w jedną wielką kupkę! U, a skakałeś kiedyś na takie sterty z drzew? - spytałam, wlepiając wzrok w jego niebieskie tęczówki, lecz zaraz potem spojrzeniem ogarnęłam okolicę, szukając opadniętych liści.
- Hah, wilki raczej nie wspinają się na drzewa - powiedział z delikatnym uśmiechem.
- Kwestia wyboru. Od dawna tu jesteś?
- Niezbyt, ale okolica jest cudowna.
- Ja tez dotarłam tu niedawno. To jak, co z tymi liśćmi? - uniosłam brew.
<Runa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz