Spojrzałem na waderę, która utrzymywała dystans jakichś...dwóch metrów. Jeśli nie będzie mnie wkurzać jak inni to może i ona zasłuży na kwiat? (team znajomych Kene - znak rozpoznawczy: daje im kwiatki XD - dop. aut.) Do tej pory jak spotkałem kogoś powiązanego z moją branżą... Jakby to ująć? Te wilki bywają bardzo upierdliwe. Czasami myślę, że nadawałbym się bardziej na maga. To mnie interesuje. W sumie już nie wiem dlaczego wybrałem bycie alchemikiem. Przedtem główny doradca, teraz to.
- Czyli mówisz, że widzisz coś na kształt wonnej ścieżki z energii, którą emanuje dany wilk? - zagaiłem, aby dowiedzieć się czegoś więcej o jej umiejętności.
- Można to tak zobrazować - mówiła, wbijając wzrok w okoliczne drzewa, aby zaraz potem spojrzeć w moją stronę. - Jakbyś potrafił zobaczyć woń zwierzęcia. Oczywiście w różnych przypadkach działa inaczej.. tak jak wspominałam. Czyli nie widzisz tego w ten sposób?
- To, co opisujesz wydaje mi się być znajome, choć odległe. Ja raczej czuję to w kościach. Jakby jakiś dodatkowy mówił mi o źródle mocy. Im bliżej, tym silniej to czuje. Niekiedy energia jest tak silna, że sierść zaczyna jeżyć się na karku - na ostatnie zdanie uśmiechnąłem się, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. - Magia jest cudowna i różnorodna, nieprawdaż? - kiwnęła potwierdzająco głową.
Taka piękna i mogąca dać niewyobrażalną siłę
Harytia chciała coś dodać, jednak w tej chwili posłałem jej oschłe spojrzenie. W naszą stronę coś biegnie. 30 metrów, ciągle się zbliża.
- Chyba jesteśmy. Coś słyszę - rzuciłem.
- Czuję. Wilki - skomentowała.
Nie minęło za wiele czasu, kiedy obcy się do nas zbliżyli. Wadera już musiała zauważyć, gdzie zaszyli się nieznani nam wojownicy. Dzięki echolokacji, również zauważyłem, gdzie się skryli.
Westchnąłem głośno.
- Nie jestem w nastroju na podchody. Jeśli stoicie inteligencją choć odrobinę wyżej niż wiewiórki powinniście zauważyć, że wiemy o waszej obecności - tyle z przyjemnej pogawędki o magii.
Liście ledwo zdążyły zaszeleścić. Ujrzeliśmy przed sobą dwa wilki. Jeszcze jeden osobnik zaszedł nam tyły.
- Powiedzcie lepiej czego tu szukacie.
- Waszego kompana - odpowiedziała Harytia.
- Wiemy, że miał kontakt z niezbyt przyjaznym stworem palącym całą okolicę - powiedziałem, unosząc łapę i wpatrując się w moje pazury, które teraz stały się o wiele bardziej interesujące od naszego rozmówcy. Oczywiście, że miało to pokazać moją arogancję.
- A więc szukacie Liama. Zniknął trzy dni temu.
- Mów dalej, nie przerywamy - rzuciłem na chwilę oko na mą towarzyszkę, która w ciszy się ze mną zgodziła.
- To cholerstwo zaatakowało obrzeża naszego stada. Liam ledwo uszedł z życiem. Nie miał się gdzie podziać przez te straty. Potem nikt go nie widział. Nie często opuszczał te tereny. Boimy się, że zaginął.
- Powiedzcie coś o tym stworze.
- A co? Szukacie go? Nie ma nic za darmo.
- Co przez to rozumiesz? - gniewnie zmrużyłem brwi.
- Znajdźcie Liama, a my wam opowiemy o tej bestii. To basior, średniego wzrostu. Karmelowa sierść z zielonymi odznaczeniami.
Spojrzałem na Harytię i ruchem głowy dałem jej znak, żeby tak dłużej nie czekała z odpowiedzią. Zauważyłem, że wadera często milknie. Nie przeszkadza mi to, w zasadzie wolę ciszę, ale niech mówi śmiało.
- Zajmiemy się tym. Ale musimy się tu jeszcze rozejrzeć.
- Więc nie zawracajcie nam ogonów. - rzuciłem oschle. Odchodząc usłyszeliśmy tylko "Cholerni poszukiwacze". Czyli teraz jestem jeszcze poszukiwaczem. bestii? Przygód? Kolejny fach... eh.
<Harytia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz