sobota, 4 sierpnia 2018

Od Lileith cd. Mecillesa

- Czy ty mnie naprawdę kochasz? Powiedz prawdę, tak czy nie. Szybko - warknął.
Dlaczego o to spytał? Czemu do tego wraca? Stałam i patrzyłam na niego. Nie wiedziałam co teraz zrobić. Co mi po tym, że przyznam, iż faktycznie go kocham? Nic z tego nie będzie. On nie chce się zmieniać. Nie wie co to miłość. Nigdy nie odwzajemni mojego uczucia. Cały czas zdawałam sobie z tego sprawę, ale i tak za każdym razem, gdy o tym myślałam, czułam ból w sercu. Z drugiej strony czy jest sens udawać, że skłamałam? 
- No więc? - spytał zniecierpliwiony.
Popatrzyłam w jego piękne, zielone oczy. Otworzyłam pysk chcąc coś powiedzieć, lecz w tej samej chwili moim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. Mecilles zapewne bez trudu zarejestrował to zdarzenie. Wzięłam głęboki wdech.
- Tak - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
Nim basior zdążył zareagować wybiegłam z jaskini zalana łzami. Myśl o odmowie bolała zbyt mocno.

Biegłam przed siebie. Łapy zaprowadziły mnie nad wodospad. Usiadłam przy brzegu rzeki. Przyglądałam się się płynącej wodzie. Łzy same leciały z oczu. Każda zdrowo myśląca wadera już dawno dałaby sobie spokój i znalazła inny obiekt westchnień... Dlaczego ja tak nie potrafię?! Przyzwyczajam się do kogoś i wszystko wtedy przeżywam.
Wtem usłyszałam trzepot skrzydeł. Odwróciłam się i ujrzałam Mecillesa. Skierowałam swój wzrok z powrotem na wodę.
- Dlaczego akurat w tobie... - zaczęłam łamiącym się głosem - Nie potrafię sobie odpuścić... Nic z tego nie będzie prawda? Nie potrafisz kochać i nie chcesz tego zmieniać...
Ku mojemu zdziwieniu basior milczał, usiadł tylko zachowując ode mnie odpowiedni odstęp. Mimo iż kocham ciszę w tej jednej chwili zdawała się być nie do zniesienia.
- Odezwij się! Powiedz cokolwiek! - wrzasnęłam nagle i w szale popchnęłam go tak silnie, jak pozwoliły mi zmęczone już mięśnie.
Nie powinnam nim potrząsnąć. Z wściekłością się poderwał. Źrenice rozświetlił przerażający, morderczy błysk. Ukazały się również białe jak śnieg kły. Z nieprawdopodobną szybkością runął na mnie, odepchnął, brutalnie rzucając na pobliskie drzewo. Zamknęłam oczy, tłumiąc jęk strachu i przylgnęłam plecami do chropowatej kory, marząc by być niewidzialną.
Wtem poczułam na policzku muśnięcie, jakby nagły powiew wiatru. Uniosłam powieki i wstrzymałam oddech, gdy napotkałam wzrokiem zielone oczy Mecillesa. Przyglądał mi się z odległości zaledwie kilku centymetrów, prawie ocierając się o mnie.
- Nie ruszaj się - syknął niczym wąż.
Serce przez moment struchlałe, wróciło do pracy z podwójną niż zazwyczaj siłą. Mecilles z pewnością słyszał to łomotanie. Z wysiłkiem łapałam powietrze, przez co robiło mi się coraz bardziej słabo. Co się właśnie dzieje? Skąd ta niewielka odległość, ten mrowiący w uszach ton głosu i intensywne wpatrywanie się?
W pewnym momencie basior zaczął się powoli przysuwać. Nie wiedziałam co robić. Zmysły szalały, umysł całkowicie utonął w natłoku myśli. Nagle, dosłownie centymetr ode mnie, zatrzymał się. Popatrzył uważnie w moje oczy.
- Masz rację... Nie zmienię tego - powiedział i odleciał.
Osunęłam się na ziemię. Czułam się jakby właśnie moje serce pękło na pół.

Długo zastanawiałam się nad brzegiem rzeki. W końcu ruszyłam w poszukiwaniu jak najgłębszego punktu. Udało się. Nie zastanawiając się długo zaczęłam wchodzić do wody. Robiło się coraz głębiej. Wreszcie straciłam grunt pod łapami. Pozostawałam pod wodą. Potrzeba oddechu wzmagała się. W pewnej chwili nie mogłam już wytrzymać i wzięłam wdech, a raczej ogromny łyk wody. Opadałam na dno. Już prawie całkowicie straciłam przytomność, gdy usłyszałam jak ktoś wskakuje do wody i mnie łapie.



<Mecilles? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz